- Ojcze, św. Paweł mówi: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii”. Czy pochłonięci sobą, dziećmi i pracą małżonkowie mogą w jakiś sposób podejmować trud głoszenia Dobrej Nowiny?
- Tak się składa, że kilka dni temu opowiadałem, w bardzo dostojnym gronie świeckich, o jednej ze wspólnot rodzin, o jej codziennym życiu, pracy i troskach. Naraz ktoś pyta: „A co oni robią dla ewangelizacji?” Ręce mi opadły. Mówię: „Właśnie to wszystko, o czym mówię, to jest praca dla ewangelizacji”. Pytająca jednak nalega: „Ale co oni robią, aby zewangelizować innych?”
- I co robią? Co Ojciec odpowiedział?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Nie wystarczy ewangelizować innych. Najpierw my sami musimy podjąć wysiłek, aby Ewangelia przenikała całe nasze życie. Chociaż to prawda, że świeccy są wezwani do głoszenia Słowa Bożego i że są takie sytuacje, w których tylko oni mogą to wypełnić, to również jest prawdą, że pierwszym obowiązkiem każdego z nas, bez wyjątku, jest wprowadzić to Słowo w czyn. Trzeba żyć Ewangelią na co dzień. Nie wystarczy nauczać. Ewangelizacja nie może się sprowadzać do mówienia innym, co mają czynić. Kto chce służyć Ewangelii, ten przede wszystkim musi realizować swoje własne powołanie i to nie czekając na nadzwyczajne warunki, ale w takiej sytuacji, w jakiej się znajduje. Nie wystarczy zasiewać ziarno. Musi być gleba, która to ziarno przyjmie i pozwoli mu wzrastać. Ty musisz być tą glebą. Kilka lat temu ktoś gwałtownie kłócił się ze mną, próbując mnie przekonać do działania na rzecz rodziny. Powiedziałem mu: „Zanim zaczniemy działać, najpierw musimy być. Pamiętaj, że w działaniu człowiek ukazuje się taki, jaki jest. Czy ty już wiesz, kim jesteś? Czy rzeczywiście jesteś małżonkiem chrześcijańskim? Czy w twoim małżeństwie jest wszystko w porządku?” I wtedy padła rozbrajająco szczera odpowiedź: „Proszę mi nie mówić o moim małżeństwie. Ja wiem, że w moim małżeństwie już nic nie zmienię”.
- Myślę, że wiele małżeństw, nawet tych, o których mówi się, że są chrześcijańskie, boryka się z poważnymi problemami a jednak - mając świadomość powołania do ewangelizacji - takie działania podejmuje. Mimo własnych trudności…
- Rozumiem dramat takich ludzi, jednak nie tędy droga. Po pierwsze, nie można nigdy tracić nadziei, a przede wszystkim nie można w innych realizować tego, czego nie udało się zrealizować we własnym życiu. Nie można od innych wymagać tego, czego nie potrafi się wymagać od siebie. Ewangelizować - to najpierw zająć się własnym małżeństwem. Powiedzieć małżeństwom, jak trzeba żyć, może każdy. Natomiast tylko ty możesz przeżyć po chrześcijańsku różne sytuacje w waszej rodzinie. Ważne jest, jak myślisz, jak mówisz i jak postępujesz, gdy jesteście sami, w Waszym mieszkaniu. Ważne jest, czy wtedy służycie Ewangelii, ewangelizujecie samych siebie albo nie ewangelizujecie. W dużej mierze to decyduje o przyszłości Kościoła i świata, to jest najważniejsza i pierwsza, przed wszystkimi innymi, odpowiedź na powołanie do głoszenia Ewangelii. Biada każdej żonie, gdy mąż będzie z nią nieszczęśliwy. Biada, gdy jemu żona nie ogłosi Nowiny o Miłości swoją miłością.
- Na czym w takim razie polega małżeńska służba Ewangelii?
Reklama
- Ewangelii służą ci, którzy próbują z własnego małżeństwa uczynić żywy i prawdziwy obraz przymierza, jakie Bóg zawarł ze swoim ludem. Ewangelii służą ci, którzy w swoim małżeńskim i rodzinnym życiu wydają się jedno za drugie, rezygnują z poszukiwania własnych korzyści i własnych ambicji, tak jak Chrystus się wydał i tak, jak Chrystus zrezygnował. To jest ewangelizacja! Czy można się zadowolić taką ewangelizacją, która innym będzie opowiadała, jak ułożyć życie seksualne w małżeństwie? Czy można się zadowolić tylko słowami? Dla Ewangelii pracują ci, którzy uwierzyli nauczaniu Kościoła i wprowadzają mądrość encykliki Humanae vitae we własne życie. Dla Ewangelii trudzą się ci, o których mogę powiedzieć: to małżeństwo kieruje się w swoim życiu naturalnymi metodami rozeznawania cyklu płodności; żyją tym i to daje im szczęście. Cóż z tego, że ktoś będzie opowiadał innym, a sam nie podejmie tego trudu, ani nie zasmakuje tej radości? Musimy skończyć z myśleniem o ewangelizacji jako o działaniu na rzecz innych. Musimy zacząć pracować, aby Ewangelia przenikała nasze życie; nasze życie najbardziej osobiste i najbardziej intymne. Czyż można zadowolić się taką ewangelizacją, która będzie opowiadać innym, jak należy postępować z dziećmi. Prawdziwym zaangażowaniem się na rzecz Ewangelii jest kształtowanie w samych sobie szacunku dla dzieci. Prawdziwą działalnością na rzecz Ewangelii jest znajdowanie czasu - często walka o ten czas - żeby usiąść z własnym dzieckiem, porozmawiać z nim, przytulić je, popieścić, posłuchać, poznać je jeszcze bardziej, pocieszyć, pójść z nim na spacer. To takie proste i zwyczajne. Oczywiście, Ewangelia przenika to wszystko, co proste i zwyczajne.
Dla rozwoju Ewangelii trudzą się również ci, którzy potrafią zrezygnować np. z większych dochodów, gdyż chcą tak ustawić swoją pracę, aby rodzina i wychowanie dzieci było naprawdę najważniejsze. Cóż bowiem z tego, że ktoś będzie pracował przez cały tydzień, a w niedziele będzie komuś dawał świadectwo, jak to Pana spotyka, a jego dzieci będą go znały jedynie z fotografii i tylko będą słuchały, jak inni zachwycają się ich ojcem. Dla rozwoju Ewangelii trudzi się ten, kto ma odwagę wyrzec się nawet pewnych rzeczy, które są potrzebne. Dla rozwoju Ewangelii pracuje ten, kto mówi: „Moja żona musi mieć męża, mój mąż musi mieć żonę. Nasze dzieci muszą mieć ojca i matkę”. Często w tych zwyczajnych rzeczach brakuje nam ewangelicznego podejścia. Często w tych zwyczajnych rzeczach zachowujemy się jak poganie.
- A ewangelizacja wśród sąsiadów?
- Wcale nie trzeba chodzić i mówić: „Nawróćcie się”. Bardzo nam potrzeba ewangelizacji prostszej, ale o wiele trudniejszej. Niech małżonkowie tak uporządkują swoje sprawy, aby każdy, kto przychodzi do ich domu, mógł pozazdrościć pokoju, jaki panuje w ich rodzinie, ładu, radości i miłości. Żeby każdy, kto przychodzi do ich domu, mógł sobie pomyśleć: miłość jest możliwa i są szczęśliwe małżeństwa. Niech tak przeżywają swoje trudności, żeby każdy, kto ich spotka, mógł pomyśleć: trudności też można przeżywać z Bogiem. Bóg w trudnościach nas nie opuszcza. Powinni starać się być przyjaciółmi dla kolegów i koleżanek swoich dzieci. Powinni starać się wprowadzać ich w tajemnicę życia, miłości i przyjaźni, solidarności i uczciwości. Niech ludzie mieszkający w pobliżu mówią: „Z nimi można porozmawiać; można podzielić się radościami i smutkami. Tak zwyczajnie, jak sąsiedzi, jak przyjaciele, jak ludzie wierzący w Chrystusa”. Wtedy będą pracowali dla Ewangelii. Zwyczajnie otworzą drzwi swego domu i swojego serca, dla Ewangelii.