Śmiertelnie chory człowiek nie zawsze może upatrywać nadziei w ziemskim życiu. Pozostaje mu wówczas Ten, który nigdy nie zawodzi - Bóg. W Hospicjum Dobrego Samarytanina tę prawdę uświadamiają pacjentom kapłan i wolontariusze, którzy decydują się towarzyszyć im w ostatnim okresie życia. Pod ich opieką znajduje się stale 12 osób leżących bezpośrednio w hospicjum oraz 20 pozostających w swoich domach. Pomocą służą także zatrudnieni tu lekarze i pielęgniarki. Tak jest od 1989 r., gdy hospicjum zostało powołane do życia z inicjatywy lekarzy, prawników i nauczycieli, którzy chcieli pracować w tego rodzaju wolontariacie. Część z nich służy swoimi umiejętnościami, działając na rzecz hospicjum, jak Halina Grzesiak.
Pani Halina jest matką kapłana, do listopada 2004 r. była kierownikiem stołówki KUL, a od trzech lat stara się przede wszystkim zdobywać środki finansowe na rzecz hospicjum. W Dniu Chorego swoją miłość do ludzi wyraziła, angażując się z prawdziwym oddaniem w przygotowanie uroczystego posiłku. Od godzin południowych szczególny dzień czczono m.in. przez przygotowanie wysmakowanych dań. - Na obiad podaliśmy staropolską zupę cebulową na chlebie żytnim, kotlety rybne o oryginalnej recepturze i sałatę z kaparami. Na koniec było ciastko brzoskwiniowe z pianką, zapiekane i podane na ciepło. Podwieczorek składał się z tuńczyka i ciast, szarlotki i stefanki - tłumaczy pani Halina. Tego dnia każdy pacjent otrzymał prezent: kolorową pościel, ładną piżamę i kwiaty. - Wszystko po to, by chorzy naprawdę odczuli, że to oni są faktycznymi gospodarzami domu, jakim w gruncie rzeczy jest nasze hospicjum - mówi Maria Drygała, prezes Stowarzyszenia.
Tego dnia najbardziej oczekiwanymi gośćmi w hospicjum byli członkowie rodzin. - Odwiedzam moją kuzynkę, która pochodzi z miejscowości odległej o sto kilometrów od Lublina. Musiała zostawić dzieci, ale nie miała wyboru, gdyż pozostając w domu nie dałaby sobie rady z finansowaniem kosztów leczenia - zwierza się trzydziestokilkuletnia psycholog. Gościem honorowym był bp Artur Miziński, który w skromnej kaplicy odprawił Mszę św., a następnie spotkał się z wolontariuszami i rodzinami chorych. Ksiądz Biskup w homilii mówił o wartości cierpienia; podkreślał, że godności osoby ludzkiej nikt i nic nie może człowieka pozbawić, nawet osłabienie i ból. „Ciało zdrowe i chore, młode i stare pozostaje mieszkaniem Ducha Świętego”. Po Mszy św. Biskup Artur złożył wizytę przy łóżku każdego chorego. Dla wielu niewątpliwie było to znakiem Bożej Opatrzności i nadziei. Mszę św. uświetniła gra młodej wiolonczelistki, uczennicy Szkoły Muzycznej im. Karola Lipińskiego - Marysi Bielenin.
Dzień Chorego w lubelskim hospicjum stał się okazją do spotkania osób zainteresowanych dobrem ludzi umierających. - Oznacza to zapewnienie godności umierania, a więc bez niepotrzebnego bólu, w otoczeniu bliskich osób, którymi są także wolontariusze. Oni, towarzysząc kilka razy w tygodniu chorym, stają się ich przyjaciółmi. - Odwiedzam samotną kobietę, która ma jeszcze rok życia. Pomagam jej znieść cierpienie i problemy finansowe wynikające z cen leków, po kupnie których nie starcza jej pieniędzy na czynsz - mówi wolontariuszka, zagrożona od kilkunastu lat nawrotem choroby nowotworowej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu