W Częstochowie, podobnie jak w innych polskich miastach, instytucje i organizacje kościelne pomagają ludziom, którzy nie są w stanie sprostać dzisiejszym trudnym czasom.
Stołówki przyparafialne Caritas, jadłodajnie, działające przy zgromadzeniach zakonnych - wszystkie one próbują zaradzić wszechobecnej dziś biedzie. Jedną z prężniej działających tego typu placówek prowadzi Dzieło w Służbie Bożego Miłosierdzia przy ul. Focha, które posługuje na rzecz bezdomnych od 16 lat. Widne, zadbane pomieszczenie z zapleczem kuchennym jest w stanie obsłużyć kilkadziesiąt osób dziennie (od września do maja co dzień stołuje się tu ok. 70 osób). Przychodzą tu chętnie. Znają zasady: żadnego alkoholu i narkotyków. Wiedzą, że o. Egeniusz Lorek potrafi wysłuchać, wesprzeć, a - jak trzeba - przemówić do rozsądku. Jest to jedyna w mieście stołówka, działająca w soboty i święta. Od 5 lat wspiera ją częstochowski oddział Caritas. Bracia Misericordianie - jak nazywa posługujących tu abp. Stanisław Nowak, każdego roku spędzający z bezdomnymi Wigilię i wielkanocny poranek - karmią swych podopiecznych również strawą duchową. W Adwencie i Wielkim Poście przygotowują dla nich rekolekcje. Przez te kilka dni przybliżają im Boga, Jego miłosierdzie, uczą rozpoznawać w każdej chwili życia działanie Bożej Opatrzności. Bezdomni korzystają wówczas z całodziennego wyżywienia. Ze stołówki korzystają też osoby ubogie. Obiad tu wydawany jest często jedynym posiłkiem dla całych rodzin.
W Częstochowie liczbę ludzi bezdomnych szacuje się na ok. 300 - nie licząc noclegowni. Ich głównym miejscem pobytu jest dworzec kolejowy, ale nocują też na klatkach schodowych, w opuszczonych zrujnowanych domach i ogródkach działkowych. Są wśród nich ludzie różnego wieku i różnych zawodów. Nie ma jednego schematu bezdomności. Są to byli więźniowie, którzy po odbyciu kary nie mają dokąd wrócić, są mężowie, wyrzuceni z domu przez żony i dzieci, są też zbankrutowani rzemieślnicy, tacy, którzy z dnia na dzień utracili pracę, a także ci, których zniszczyły odsetki od kredytów branych na przetrwanie. Słowem zwykli ludzie, o których mówi się, że „nie mieli fartu”. Różnie znoszą swoją bezdomność. Jedni przyzwyczaili się do niej i nie są już w stanie podporządkować się żadnym obowiązującym powszechnie normom, inni cały czas tęsknią za normalnością, na którą czasem nie mają już nadziei. Wielu z nich dopiero odkrywa Pana Boga. Szukają drogi do Niego lub starają się Go odnaleźć powtórnie. Potrzeba wiele miłości, takiej świadczonej każdego dnia, żeby człowiekowi znajdującemu się w tak trudnej sytuacji mówić o tym, że Bóg go kocha. Dobrze, że o. Lorek i jego współbracia oraz wolontariusze na stałe posługujący w stołówce, mają jej tak wiele. Dowodem na to są chwile pojednania z Bogiem, najczęściej po rekolekcjach. Bezdomni mówią chętnie o tym, że wreszcie zrozumieli swoje życie, że chcą próbować stawać się lepszymi, walczyć z nałogami. Przestają się bać ludzi, zaczynają rozumieć, że każdy człowiek ma swoją godność i nie da się jej mu odebrać. Podczas ostatniej Mszy św. w kaplicy domu przy ul. Focha abp Stanisław Nowak powiedział ważne, szczególnie na czas Wielkiego Postu słowa: „Służba ubogim to zysk dla każdego człowieka. To łaska od Boga. Pamiętajmy, że to właśnie ubodzy otwierają bogatym drzwi do raju”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu