Myślenie nie boli. Czytanie też. Tak mi się przynajmniej wydaje, choć niepopularność zarówno pierwszej, jak i drugiej czynności mogłaby temu twierdzeniu przeczyć. Ja jednak obstaję przy swojej tezie i twierdzę, że nie boli, a nawet wręcz przeciwnie - sprawia przyjemność. Ale żeby z czytania czerpać przyjemność, żeby z pewną dozą zaciekawienia i tęsknoty przeglądać książki w każdej napotkanej na drodze księgarni, trzeba choć jeden raz doznać niesamowitej siły i magii objawiających się podczas czytania książki. Po raz pierwszy zdarzyło mi się to podczas czytania Dzieci z Bullerbyn Astrid Lindgren. Ta książka sprawiła, że narodził się we mnie głód słowa pisanego, głód zatapiania się we wciąż nowe lektury. I jak się okazuje, nie jestem w tym zachwycie dla książki Lindgren osamotniona. Na jednym z internetowych forum znalazłam takie wypowiedzi. „Jest to kultowa książka mojego dzieciństwa!!! I chyba nie tylko mojego. Z prawdziwą radością przeżywałam wspólnie z głównymi bohaterami ich przygody. Razem z nimi łaziłam po płotach, biegałam w wodzie... Jest to książka, która pochłonęła mnie całkowicie i niejednokrotnie do niej wracałam. I pewnie jeszcze powrócę...” - pisze Krewetka. „Mam do tej książki olbrzymi sentyment. Przede wszystkim dlatego, że była to pierwsza książka, jaką przeczytałem. Miałem wtedy 5 lat, a nim skończyłem 6, przeczytałem ją już chyba ze 3 czy 4 razy. Czytałem ją tak często, że w końcu się rozpadła, a część kartek zgubiła” - napisał Comar. A Igaga pisze tak: „Moje dzieciństwo kojarzy mi się z czytaniem lektury Dzieci z Bullerbyn. Niestety, nie mieszkałam na tak cudownej wsi, ale wspomnienie pozostało. Ta powieść jest pierwszą książką, jaką kupiłam mojej - wtedy dwumiesięcznej - córce. Do dzisiaj czytamy ją obie”. Muszę się przyznać, że nigdy tej książki nie przeczytałam po raz drugi… Gnało mnie ciągle naprzód, ciągle do nowych bohaterów i ich przygód, do światów, których jeszcze nie poznałam. I tak jest do dziś, ciągle bowiem wydaje mi się, że nowych książek jest tak dużo, a ja mam tak mało czasu, że i tak wszystkich, które chciałabym przeczytać, nie przeczytam. Dlatego zapewne bardzo rzadko wracam do raz przeczytanych książek.
Często zdarzało mi się odczuwać smutek z powodu zakończenia lektury, pustkę po rozstaniu z bohaterami, z ich światem. To mnie niejako zmuszało do sięgnięcia po następną i następną książkę. Z czasem moje lektury stawały się coraz bogatsze i obok tych przygodowych czy obyczajowych pojawiały się i te poważniejsze - publicystyczne, filozoficzne, popularnonaukowe. Choć nie wszystkie czyta się tak samo, to każda książka wzięta do ręki jest dla mnie nową przygodą, nowym wyzwaniem, nowym doświadczeniem. I takie dla mnie jest czytanie - jest wchodzeniem w świat słów, z którego czerpię, ile się da. Wierząc, że przez to ubogacam nie tylko siebie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu