O programie przedmałżeńskiej katechezy parafialnej dla młodzieży klas I szkół ponadgimnazjalnych z jego autorem ks. dr. Andrzejem Cieślikiem rozmawia ks. Paweł Rozpiątkowski
Ks. Paweł Rozpiątkowski: - Co odczuwa autor ważnego planu przygotowania do małżeństwa w pół roku po jego wprowadzeniu? Spełnienie czy niedosyt?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. dr. Andrzej Cieślik: - Powiedziałbym tak. Spodziewałem się (i to przekonanie mnie nie opuściło) - więcej, ale niekoniecznie szybko. Na początku, dominował w moim myśleniu idealizm, który w konfrontacji z rzeczywistością dał realizm. Otuchy dodaje mi wypowiedź jednego z krakowskich biskupów, który oceniał, że byłoby już pewnym sukcesem, gdyby katechezą przedmałżeńską udało się objąć 10% młodzieży.
- Przykładając tę miarę do naszej sytuacji: Czy można odtrąbić umiarkowany choćby sukces?
- Trudno mi powiedzieć, ile młodzieży jest objętych nową formą katechezy przedmałżeńskiej, bo takie dane do kierowanego przeze mnie Wydziału jeszcze nie dotarły. Wiem za to, ile parafii włączyło się w akcję. Oceniam, że grupy istnieją w trochę mniej niż w połowie parafii naszej diecezji. Mogę jeszcze dodać, że są to grupy kameralne, składające się z kilkunastu - rzadziej - z kilkudziesięciu osób.
- Wszyscy z pierwszych klas szkół ponadgimnazjalnych?
Reklama
- Nie tylko. Choć program jest przewidziany dla nich, to chęć uczestniczenia w nim zgłaszają uczniowie ze starszych klas. Świadczy to, że część młodzieży bardzo poważnie traktuje małżeństwo.
- Kto prowadzi te grupy?
- W większości księża i Bóg zapłać im za to, ale sukces programu jest uzależniony w dużej mierze od świadectwa osób świeckich, które same budowały i nadal budują rodzinę. Program został tak pomyślany, żeby część informacyjną każdego spotkania mógł poprowadzić katecheta, doradca życia rodzinnego, pedagog, pracownik poradni itp. natomiast bardzo ważną, o ile nie najważniejszą rolę, przewidzieliśmy dla świadectwa. To z tego powodu, że wykłady się przejadły i nie robią na młodzieży specjalnego wrażenia.
- Czy Wydział Duszpasterstwa Rodzin może pomóc księżom w znalezieniu takich narzeczeństw i małżeństw?
- Służymy grupą doradców życia rodzinnego. To w skali diecezji ponad 40 osób. Dalsze kilkanaście przygotowujemy w Studium Życia Rodzinnego. Naturalnym zapleczem dla tego typu przedsięwzięcia są też rodziny uczestniczące w Ruchu Domowego Kościoła, no i nie brakuje przecież w każdej parafii rodzin - znanych na pewno kapłanom - które żyją życiem autentycznie chrześcijańskim i mogą złożyć wspaniałe świadectwo.
- Podsumowując półroczne doświadczenia z programem. To nie był falstart, ale do pełni szczęścia daleko. Gdzie tkwią przyczyny takiego stanu rzeczy? Może młodzież po prostu nie jest tym zainteresowana?
Reklama
- Każdy katecheta wie, że najżywsze reakcje na katechezie wywołują tematy związane z małżeństwem i rodziną. To świadczy, że te tematy są dla młodych ważne. Choćby z tego powodu zasugerowana w pytaniu przyczyna odpada. Trzeba jej szukać gdzie indziej. Główną są prawdopodobnie niedostatki w reklamie samego programu. Nie udało się nam dotrzeć z informacją, a jeżeli się udało to przekaz był za słaby. Jestem jednak przekonany, że czas działa na naszą korzyść i jeżeli gdzieś te kursy będą prowadzone na odpowiednim poziomie, to wieść na pewno się rozniesie. Nikt tego nie rozreklamuje lepiej niż sama młodzież. Oczywiście, i my nie spoczniemy na laurach i będziemy nadal starali się przebijać z informacją do młodych.
- Czy ukończenie tego kursu będzie warunkiem koniecznym zawarcia małżeństwa?
- Docelowo tak. Zostało to zapisane w uchwałach synodalnych.
- A co z tymi, którzy kursu w wyznaczonym czasie nie ukończą?
- Istnieje oczywiście konieczność zapewnienia możliwości uczestniczenia w tych katechezach nawet w czasie późniejszym. To zadanie dla Wydziału Duszpasterstwa Rodzin. Będziemy musieli przygotować skróconą wersję kursu. To nie znaczy, że będzie to jedno czy dwa spotkania. Przewidzieliśmy ich 10.
- Od kiedy ukończenie kursu będzie wymagane przy zawieraniu małżeństwa?
- Myślę, choć to jeszcze nie jest ostatecznie przesądzone, że za pięć, sześć lat. Zależy to również od tego, kiedy wszystkie parafie w diecezji wprowadzą to przygotowanie.
- Czy takim warunkiem nie powinno być również ujednolicenie systemu przygotowań we wszystkich diecezjach?
- Takie są zalecenia ogólnopolskie i do tego wszyscy dążą, ale musimy się pogodzić, że nie da się tego zrobić z dnia na dzień. Choć na dziś nie jest idealnie, to jestem optymistą.
- To pytanie może powinno paść na początku: Jakie jest uzasadnienie wprowadzenia tych katechez, czyli po co to akurat teraz?
Reklama
- Po pierwsze myśl nie pojawiła się nagle. Od 30 lat dokumenty episkopatu mówią o gruntowniejszym - rocznym - przygotowaniu do małżeństwa. Niestety, przez lata funkcjonował powszechnie - i to z różnych przyczyn - pewien program minimum. Teraz z racji zmieniających się postaw usłyszeliśmy dzwonek i zdecydowaliśmy, że to nie może być ciągle możliwość, ale konieczność. Jeżeli nie będziemy przekazywać młodym wzorców alternatywnych do tego, co proponuje dominująca kultura, to staniemy się tylko biernymi obserwatorami degradacji małżeństwa i rodziny.
- To swego rodzaju tama przed negatywnymi wpływami?
- Nie myślę, żeby to była przede wszystkim tama, używając już tego obrazu. To raczej pozytywna demonstracja modelu życia, z którym młodzież ma coraz rzadziej okazję się spotkać i przekonać, że to właśnie on daje szczęście.
- Dziękuję za rozmowę.