…wybacz kaznodziei jego nieporadność, bo głosi wielkie Słowa małymi ustami…
(B. Marshall, Chwała córy królewskiej)
II Niedziela Wielkiego Postu
Wyjdź! Skojarzenia z tym słowem mamy nie najciekawsze: ktoś wyrzucił nas za drzwi, dorzucając czasami grzeczne „proszę”, pokazując wskazującym palcem kierunek. Czasami krótkie „wyjdź” oznaczało „nie chcę cię więcej widzieć”, „na oczy mi się więcej nie pokazuj”. I nawet jeśli łagodzone było słowami kulturalnych wypowiedzi, elegancką dyplomacją, to zawsze bolało.
Pan Bóg dzisiaj mówi „wyjdź” (Rdz 12,1). Pomyślisz z wielką ulgą, że to - Bogu dzięki - do Abrahama, ale to pomyłka. Do Ciebie mówi „wyjdź”, chociaż nie wyrzuca Cię za drzwi, nie odtrąca, zirytowany nie pokazuje drzwi, które masz zamknąć z drugiej strony. Jego „wyjdź” staje się zaproszeniem do pozostawienia tego, co w życiu niewłaściwe, czasami zbędne, często oddalające Cię od Niego. „Wyjdź z twojej ziemi”, bo to gleba, co wzrostu ci nie da, co nie owocuje. Wyjałowiała przyzwyczajeniami, życiową rutyną, machinalnością powtarzanych gestów, słów, min, ciągle takich samych spojrzeń, które nic już nie wyrażają. Boże „wyjdź” - o dziwo - nie boli, chociaż czasami może okazać się niewygodne, bo pozbawia Cię swoistego „ciepełka”, za którym można szybko zatęsknić. Zupełnie jak Gałczyński, piszący ze spuszczoną głową „Notatki z nieudanych rekolekcji paryskich”: Nie mogę. Zrozum! Jestem mały urzędnik w wielkim biurze świata. A Ty byś chciał, żebym ja latał i wiarą mą przenosił skały. Nie mogę. Popatrz: to me dzieci/ Śliczna kanapa i dywanik/ I lampka z abażurem świeci/ I gwiazdka malowana na nim/ Gwiazdka normalna, świeci ziemsko/ a Ty byś zaraz - betlejemską/ Posadę przecież mam w tej firmie/ Kłamstwa, żelaza i papieru/ A gdy ją stracę, kto mnie przyjmie?/ Kto da mi jeść?/
Serafin? Cherub?
Wyjdź! To dopiero początek sukcesu, bo należy uświadomić sobie kierunek marszu. Drugą wielkopostną niedzielą Pan Bóg zaprasza Cię w kierunku Taboru - dziwnej góry, na której dokonuje się PRZEMIENIENIE i PRZYPOMNIENIE! Wspinaczka na Tabor nie jest łatwa i nogi mogą zaboleć podczas drogi, tak jak potrafi skaleczyć zapominana prawda, kogo w wędrowaniu należy słuchać, jakiemu przewodnikowi trzeba uwierzyć, by na sam szczyt się wdrapać i nie patrzeć na świat jedynie z połowy góry. „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie. Jego słuchajcie” (Mt 17, 7). Jeśli obudzisz w sobie prawdę o tym, wtedy dokonuje się w Tobie cud przemienienia: dziwny cud, ale tak bardzo prawdziwy… i tak potrzebny, by wiara w miłość się zamieniała. Wierzy się, bo kocha się i kocha dlatego, że się wierzy - nawet jeśli czasami z zaproszeniem „wyjdź” splączą się słowa o trudzie wiary. „Weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla głoszenia Ewangelii” (2 Tm 1, 8b) - Pawłowe słowa z drugiego czytania, którymi Pan Bóg przypomina, że wiara nie jest gwarantem beztroski i łatwizn życiowych.
Wyjdź! Żeby popiół Popielca nie był pustym gestem! Wyjdź! Żeby Gorzkie Żale nie były li tylko śpiewane! Wyjdź! By kolejne stacje krzyżowej drogi nie kończyły się złożeniem do grobu - ale zmartwychwstawaniem, przemienieniem, nawróceniem. Droga może przestraszyć, a ciepło przyzwyczajeń może być kolejną pokusą przeżycia Wielkiego Postu tak jak co roku.
Zmieni się tylko data, serce pozostanie takie samo i jak przeminie czterdzieści dni, zacznie od nowa pompować starą krew jeszcze starszych przyzwyczajeń. Wyjdź - oznacza także pozostawić, opuścić to co „stare”, niewłaściwe, by stać się zdobywcą nowych lądów, w których gleba człowieczeństwa owocuje obficie.
Wielkopostne zaproszenie Pana Boga, które zatknął na początku tego okresu „nawracajcie się”, dzisiaj rozbrzmiewa krótkim „wyjdź”. Nie obawiaj się, że to zbyt trudne - na Taborze zobaczysz, że trud wspinania się wcale nie był taki straszny i ponad Twoje siły. A popatrz, jakie cudne krajobrazy widzi się ze szczytu. Ci, którym zabrakło odwagi, by „wyjść”, nigdy tego nie doświadczą. Nie warto się zastanawiać: wyjdź! Na pewno nie pożałujesz, że zaryzykowałeś i na Jego „wyjdź” odpowiedziałeś: „no to idę”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu