Czy zwyczajne życie może być święte? Artystyczne przedmioty, zgromadzone na wystawie w Galerii Sceny Plastycznej KUL, mówią, że tak. W skrócie można je określić jako fragmenty ludzkiej rzeczywistości, ujęte w szklane ramy. Istotę niezwykłych przedmiotów Wojciecha Prażmowskiego tworzą wspomnienia z życia ludzi, zapisane na kliszach fotograficznych, starych przedwojennych zdjęciach i kawałkach drewna, być może pamiętającego losy więźniów obozów jenieckich. Wyjęte z nurtu zwyczajnego życia, nieco „odkurzone” i decyzją artysty, opartą na świadomym wyborze i woli, podniesione do rangi obiektu sztuki.
Podobnie czynili przed wiekiem przedstawiciele dadaizmu. Jednak czynili to z przekory, by przełamać XIX-wieczne schematy, wciąż obowiązujące w sztuce początku XX w. Udowodnili, że mogą wziąć zwykłą suszarkę na butelki, wstawić ją do sali wystawowej, gdzie automatycznie zaczynała nabierać dodatkowych treści. Zwykły przedmiot zostawał wzbogacony o skojarzenia z pięknem i estetyką, które w umyśle ludzi zwiedzających sale muzealne pojawiają się niezależnie od obiektywnej wartości oglądanych obiektów. Dadaizm był więc niejako zabawą z widzem, w której próbowano dokonać sakralizacji czegoś, co uchodziło za należące do sfery profanum.
Prażmowski korzysta z metody dadaistów, także sięga po zwyczajność. Ale jego sztuka nie wyraża przekonania, że do życia trzeba dodawać sacrum. Wyraźnie przekonuje nas, że świętość jest jego integralną częścią, że opromienia je. Tą myśl przekazuje w sposób niezwykle subtelny. Artysta zdaje się delikatnie podnosić okruchy życia, jakimi są np. różne drobne przedmioty, i oprawia je w różnego kształtu ramy, odpowiednio podświetla, dodaje kolor. W ten sposób zwraca uwagę na tak zwaną codzienność, ukazując jej emanującą spokojem niezwykłość.
Bywały czasy, że w sztuce artystę porównywano do Boga. Czasem przesadnie, czasem niezdrowo. W istocie chodziło o podkreślenie umiejętności tworzenia, która jest czymś na kształt Bożego stwarzania. Artysta jest kimś, kto w większym stopniu niż „zwykły śmiertelnik” posiada umiejętność tworzenia; on też często widzi pełniej rzeczywistość, dostrzega w większym stopniu jej bogactwo oraz potrafi też, choć nie jest teologiem ani filozofem, mówić poprzez sztukę o Bogu. Przekazuje nam swoje myśli i odczucia, którymi widz potrafi się zachwycić. I tak się dzieje ze sztuką Prażmowskiego. Stajemy przed nią oniemiali, zdumieni. To pierwsze odczucia, jakie mogą być udziałem przekraczających próg Galerii. Oczom wchodzących ukazuje się cykl prac mówiących o miłości. Fotografie z lat 20. i 30., powiększone i prześwietlone zielonym światłem, emanują wewnętrznym życiem. Utrwalone twarze jakby zaraz coś powiedzą; milczą, ale bardzo wymownie, bo każda kolejna fotografia przedstawia dalsze etapy życia dziewczynki i chłopca, którzy spotykają się, pobierają i towarzyszą sobie aż po - widoczny na ostatnim zdjęciu - grób. Ta opowieść, wyłaniająca się z kilku fotografii, nie jest bynajmniej sentymentalna, lecz prawdziwa i w swoim autentyzmie piękna.
Przygotowanie zawodowe i wrażliwość dają Prażmowskiemu zaistnieć nie tylko jako twórcy konkretnych zdjęć, ale także obiektów artystycznych. Spotkanie z jego pracami to spotkanie z ciekawym człowiekiem, któremu nieobca jest sztuka konceptualna. Wiele prezentowanych prac stanowi zestawienie w jednym obiekcie przedmiotów symbolizujących zupełnie odmienne rzeczywistości. Co więc znaczy krzyż drewniany, wydrążony w środku i wypełniony cukierkami w jaskrawych papierkach? Widz musi znaleźć własną odpowiedź, ale na pewno jest ona ukierunkowana na refleksje o wzajemnym przenikaniu się sacrum i profanum w zwykłej, ludzkiej codzienności.
Wystawa jest czynna do końca lutego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu