Żyjemy w świecie, w którym pogoń za pieniądzem, sławą i władzą wypełnia nam większość czasu. Nie mamy chwili dla siebie, dla własnej rodziny, tracimy coś bezcennego - poczucie spełnienia, sensu życia.
Opiekuję się grupą dzieci w świetlicy środowiskowej. Moimi podopiecznymi jest młodzież z rodzin dysfunkcyjnych, alkoholowych, niewydolnych wychowawczo, gdzie przeważa agresja, niezrozumienie. Początkowo było trudno. Gdy do świetlicy poszłam po raz pierwszy, trema, strach brały górę. Nie wiedziałam, co robić, jak się zachować, co mówić, aby nikogo nie urazić. Do domu wróciłam przerażona, ale jakaś tajemnicza siła ciągnęła mnie z powrotem w to miejsce, z którego chciałam tak szybko uciekać. Miałam wiarę, że wszystko się ułoży.
Teraz mój tydzień zaczyna się w dniu, w którym mam dyżur w świetlicy. Pełnię tam rolę opiekuna, pomagam dzieciakom w lekcjach, organizuję im czas wolny po szkole. Razem malujemy, gramy w piłkę, wyjeżdżamy na wakacje. Gdy kończą się zajęcia, często jestem zmęczona, ale po chwili myślę już, co będę robiła z dziećmi na kolejnych zajęciach.
W pracy na rzecz innych nauczyłam się otwartości na bliźnich, cierpliwości i dążenia do celu. Tutaj nikt nie żąda zapłaty za życzliwość, uśmiech, dobre słowo. Ogromna satysfakcja, poczucie spełnienia, podnoszenie własnych doświadczeń czy dowartościowanie własnej osoby - to nagroda za pracę. Nieprawdą jest więc, że wolontariusze nic nie otrzymują za swoją pracę. Otrzymują coś, co jest bezcenne - miłość, zaufanie, przyjaźń. Wszystkie zmartwienia, troski, przewinienia dzieci rekompensuje ich uśmiech, miły gest, uściski, zadowolone buzie. To dla osób zaangażowanych w wolontariat najwyższa zapłata za poświęcenie.
Po czterech latach pracy jako wolontariusz wiem, że znalazłam swoje miejsce na ziemi, swój sposób na życie. A ty?
Pomóż w rozwoju naszego portalu