- Ofiarami są ci, na których donoszono, a nie ci, którzy byli uwikłani w system i którzy donosili na innych - uważa dr Paweł Machcewicz z IPN
Spotkanie zorganizowała Katolicka Agencja Informacyjna w związku z toczącą się obecnie dyskusją nad ewentualnym ujawnianiem teczek tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa.
Prof. Władysław Bartoszewski sprzeciwił się pomysłowi publikacji materiałów PRL-owskich służb. Zdaniem byłego ministra spraw zagranicznych, obecne zamieszanie wokół nich jest elementem gry wyborczej.
- Jestem przeciwnikiem ujawniania wszystkiego wszystkim. Bo na jakiej podstawie ktoś ma mieć dostęp do informacji, że na przykład czyjaś mamusia zdradzała męża w Krynicy? - pytał retorycznie prelegent. Zgodził się z tym stanowiskiem senator Krzysztof Piesiewicz, który stwierdził, że lustracja jest w Polsce potrzebna, ale trzeba ją przeprowadzić tak, by było jak najmniej krzywdy i tragedii, i by służyło to pro publico bono. Lustracja nie może natomiast, twierdził Piesiewicz, zaspokajać tylko czyjejś ciekawości.
- Listę agentów można ujawnić tylko pod warunkiem, że oskarżony ma prawo do obrony oraz że nie zostaną naruszone prawa i godność osób trzecich - podkreślał mec. Piesiewicz. Zauważył też, że listy sporządzone przez SB nie są wiarygodne.
Inny z prelegentów, abp Józef Życiński, podkreślił, że powszechna lustracja, pozbawiona właściwej weryfikacji, mogłaby spowodować wiele krzywd.
- Wtedy, gdy w grę wchodzi dziedzina oskarżeń moralnych tak wielkiej wagi, nie można działać ze stoperem na czas. A zauważam, że niektóre środowiska ostatnio zaczynają traktować problem teczek jak zabawę w Indian: „I ty możesz zostać tajnym współpracownikiem” - mówił arcybiskup. Zwrócił uwagę, że przy poszukiwaniu prawdy i sprawiedliwości należy także mieć na uwadze godność człowieka. Jego zdaniem, osoby, które są winne, ale poczuwają się do winy i mają wyrzuty sumienia, powinny być traktowane po chrześcijańsku i otrzymać przebaczenie. Oczywiście, pod warunkiem, że o nie poproszą.
Obecny na sali premier Jerzy Buzek podkreślił, że należy rozliczać przeszłość, by ludzie, którzy czynili zło nie doszli do wniosku, że warto kłamać i robić afery, bo nikt nie pociągnie ich za to do odpowiedzialności. - Nikt nie wymaga, by ludzie ci siedzieli w więzieniu. Chodzi o to, by nie rządzili Polską - powiedział.
W dyskusji zwracano uwagę także na inne kwestie, że na przykład wiele osób, które figurują jako tajni współpracownicy, faktycznie nimi nie było. Poza tym, jak podkreślano, nie wolno zrównywać winy osób, którym założono teczki po jednym, przypadkowym spotkaniu, i odpowiedzialności tych, którzy świadomie donosili.
Natomiast dr Paweł Machcewicz zwrócił uwagę, że w całej debacie uderza, że prelegenci koncentrują się na przypadkach tajnych współpracowników, podczas gdy umyka im gdzieś świadomość, że ofiarami nie byli tajni współpracownicy, ale ci, którzy byli prześladowani przez tajnych współpracowników.
- Ofiarami są ci, na których donoszono, a nie ci, którzy byli uwikłani w system i którzy donosili - mówił Machcewicz. - Brakuje tu moralnego namysłu, kto był ofiarą i sprawcą, a to z kolei niesie groźbę relatywizmu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu