Niczym goście weselni z Pana Tadeusza w dobrych nastrojach rozpoczęliśmy polonezem Wojciecha Killara tę wyjątkową noc przełomu 2004/2005. Obawialiśmy się, czy z 8-miesięczną Joasią, 8-letnim Pawłem i 7-letnim Tomkiem ta noc rzeczywiście będzie miłym wspomnieniem. I nie zawiedliśmy się. Zarówno my, jak i dzieci bawiliśmy się doskonale.
A wszystko to za sprawą naszych organizatorów, obu par rejonowych: Ewy i Romka Kuczaków oraz Irenki i Jurka Wyporskich, którzy dzięki swojemu zaangażowaniu sprawili, że ani jedna chwila nie była nudna. Już polonez bardzo nas wszystkich zintegrował, a i kolejne punkty programu (odnalezienie wierszyka uprawniającego do nagrody, tańce integracyjne, wybór najsympatyczniejszej pary wieczoru i wiele innych) pobudzały nawet tych najbardziej zmęczonych codzienną pracą do szampańskiej zabawy. A było gdzie poszaleć. Skorzystaliśmy z gościnności ks. prob. Andrzeja Ignatowicza i nasz bal sylwestrowy został zorganizowany w podziemiach kościoła pw. Świętego Ducha, gdzie ogromna przestrzeń i imponujący wystrój sali (to, oczywiście, zasługa organizatorów) zespoliły naszą zabawę. Nad całością czuwał nasz moderator diecezjalny - ks. Dariusz Orłowski, który przed północą odprawił Eucharystię i modlitwą ogarnął nasze myśli i nas samych na kolejny rok.
Wystarczyło czasu na oglądanie wystrzałowych petard, które rozświetliły niebo swoim blaskiem po północy, jak też na ogromny tort, który „wjechał” do sali z ognistą fontanną. Nasz proboszcz rozpoczął bal modlitwą i błogosławieństwem, a po północy z wielkim zaangażowaniem podzielił ten wielki kremowo-owocowy wypiek. Trudno może uwierzyć, ale zabawa odbyła się bez kropli alkoholu i nikomu nie zabrakło ani dobrego humoru, ani też zapału do tańców. Jeśli dodamy do tego bardzo niski koszt i uginające się od jedzenia stoły, to cóż więcej trzeba, aby być naprawdę zadowolonym.
Nasi chłopcy, urzeczeni tą niezwykłą atmosferą, tylko prosili nas „jeszcze, jeszcze”, a Joasia... no cóż. Po odtańczeniu poloneza na rękach taty i skosztowaniu paru dozwolonych dla niej potraw, nie odmawiając w międzyczasie nikomu tańca, o 23., przy śpiewie kolęd, poszła spać. I w zaciszu bocznej salki smacznie sobie spała już do końca. A wytrwaliśmy do 3. rano. I mogliśmy również sami nacieszyć się swoją obecnością, obecnością bliskich znajomych i tym niecodziennym klimatem. Bal trwał dłużej, ale ze względu na chłopców, a przede wszystkim na nieuniknioną poranną pobudkę Joasi poddaliśmy się.
Wspomnień mamy wiele i wszystkie są bardzo pozytywne. Bardzo cieszyliśmy się, że mogliśmy w komplecie, na dużej sali, powitać Nowy Rok. I przyznajemy szczerze, że bardzo poważnie rozważamy już teraz kolejnego Sylwestra w tak doborowym towarzystwie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu