Reklama

Żeby dach nie przeciekał

Niedziela warszawska 42/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Afryka sporządza listę roszczeń wobec Zachodu. Upomina się o odszkodowania za czasy kolonializmu. Żąda się przywilejów dla czarnej ludności w imię rzekomego przeciwdziałania rasizmowi. Czy nie są to dążenia określonych grup, które chcą zyskać na europejskich wyrzutach sumienia? Swoimi doświadczeniami dzieli się ks. kanonik Adam Szkóp, były misjonarz w Ugandzie.

IRENA ŚWIERDZEWSKA: - Czy Afrykańczycy używają pojęcia rasizm?

KS. KAN. ADAM SZKÓP: - Znam tamtejsze dwie diecezje, w których pracowałem oraz archidiecezję Kampala, gdzie pracują polscy salezjanie. Wśród miejscowej ludności nie ma świadomości rasizmu.

- Mam rozumieć, że kolonializm nie pozostawił żadnych śladów?

- Uganda nigdy nie była kolonią, ale protektoratem, nad którym władzę sprawowała Anglia. Wśród wykształconych Ugandyjczyków panuje przekonanie, że wraz z edukacją i rozwojem duchowym biały człowiek przyniósł też zniszczenie. Wiele bogactw z ich terenów wywieziono do Europy. Pozostało odczucie, że zostali okradzeni. Kraje takie jak Uganda czy Kenia, która również była pod protektoratem, ucierpiały mniej niż kraje skolonializowane.

W archidiecezji Kampala, w "Makarere" znajduje się słynny uniwersytet. W tamtejszym środowisku wśród inteligencji, teologów i profesorów Uniwersytetu wyczuwa się żal i posądzanie białych o to, że przynieśli do Afryki AIDS. Są z ich strony oczekiwania na rekompensatę.

Zaszłości historyczne ciążą na wzajemnych relacjach księży, biskupów, studentów czy intelektualistów. Pamiętam biskupa z Holandii, któremu przy trudnych rozmowach wypominano przeszłość. Miejscowi księża niezależnie, czy biały ksiądz pochodzi z dawnego kraju kolonialnego, czy nie, przydzielają go na najgorszą parafię, kierując się tym, że przecież przyjechał na misje.

Niedawno wśród czarnych księży rozstrzygana była sporna sprawa mianowania kapłana odpowiedzialnego za sprawy młodzieżowe w diecezji. Jest to ważna funkcja i niesie ze sobą wiele obowiązków. Dotychczas na stanowisku tym pracował biały kapłan z Holandii. Miał kontakty z bogatymi środowiskami w swoim kraju, zdobywał pieniądze na misje, organizował w Holandii festyny, na które zabierał parafian z Ugandy. Zebrane fundusze służyły na pracę misyjną w Ugandzie na rzecz młodzieży. Tamtejsi księża chcieli widzieć na tym stanowisku czarnego kapłana, z zastrzeżeniem, aby pozostawić źródło finansowania z Europy.

- Cóż w tym złego?

- Problem tkwi w finansowaniu tamtejszego Kościoła. Kościół katolicki w Ugandzie istnieje już 100 lat. Zadaniem biskupa ugandyjskiego jest uczynić go samowystarczalnym. Dotychczas struktury w Ugandzie funkcjonują dzięki dotacjom z Watykanu i przyjaciół z Europy. Biskup, a jest nim obecnie Holender, 50% funduszy diecezjalnych zapewnia z prywatnych źródeł.

Gdyby Kościół w Ugandzie był samowystarczalny, żądanie kapłanów byłoby stosowne, bo nikt tak nie rozumie Afrykańczyków jak miejscowi księża. Kapłan odpowiedzialny za sprawy młodzieżowe zgodził się zrezygnować ze sprawowania funkcji, ale oczywiście z założeniem, że pieniądze też przestaną przychodzić, bo czasami dotacje związane są personalnie.

- A jak prości Afrykańczycy odbierają obecność Europejczyków?

- Raczej pozytywnie. Kiedy bowiem Uganda była protektoratem angielskim, dzięki pomocy z Europy, pod nadzorem białego człowieka, perfekcyjnie rozwijał się transport, handel, szkolnictwo... Po uwolnieniu kraju spod protektoratu kierownictwo nad wszystkimi dziedzinami życia przejęła miejscowa ludność. W efekcie wszystko podupadło. Kiedyś z Mombasy można było bezpiecznie dojechać pociągiem do Kapary. Teraz pociąg nie kursuje. Brakuje środków finansowych, trakcje elektryczne uległy zniszczeniu.

Wśród prostych ludzi nie widać oczekiwania na zadośćuczynienie za czasy kolonializmu. Oni bardziej pamiętają walki plemienne niż czasy kolonializmu. Dlatego bardziej ufają białemu kapłanowi skądkolwiek by przybył, niż czarnemu kapłanowi z innego plemienia. Nawet przy nieudolnym posługiwaniu się językiem biały kapłan traktowany jest życzliwie. - Ale Ojciec już dobrze mówi w naszym języku! - doceniają postępy w nauce. Ci ludzie widzą, że człowiek biały przyjechał tu dla nich. Są bardzo sympatyczni dla misjonarzy. Jednak o tym, co naprawdę o nas myślą, nigdy białemu człowiekowi nie powiedzą.

- Czy Polacy, którzy niegdyś nie mieli kolonii, mogą z tego względu liczyć na szczególne traktowanie?

- Trochę tak. Dla przykładu: wraz z polskimi misjonarzami pracowali misjonarze z Holandii. Miejscowi nie rozróżniali nas. Holand i Poland brzmiało dla nich tak samo. Jako Polacy ciągle podkreślaliśmy, że w sprawach kolonialnych nie mieliśmy żadnego udziału. W całej Afryce Polacy mają czystą kartę. Nie mają wyrzutów sumienia, że z tamtych terenów nasza Ojczyzna czerpała korzyści. Śp. ksiądz Cichecki, misjonarz z Zambii powtarzał, że to otwiera polskim misjonarzom lepsze pole do działania.

- Co oprócz barier historycznych i rasowych utrudnia pracę misyjną?

- Najłatwiej jest prowadzić pracę zgromadzeniom misyjnym. Ze względu na zasób ludzi może być zachowana ciągłość pracy. Trudniej jest jeśli na misję trafiają księża fideidoniści, czyli diecezjalni. Jeśli kapłan zachoruje lub umiera, brakuje następcy. Przychodzi wówczas na misję czarny kapłan, ale choć z najlepszymi chęciami rozpoczyna pracę, nie może jej wykonywać. Kapłaństwo jest traktowane w Afryce jak awans społeczny. Kapłan choćby bardzo chciał, nie jest w stanie przeciwstawić się rodzinnym wpływom. Jest to związane z tamtejszą tradycją. Kiedy przyszły kapłan jeszcze studiuje, w szczepie rodzina zbiera pieniądze i łoży na niego z nadzieją, że kiedy ten się wykształci, to odbiorą sobie w dwójnasób. W prywatnych rozmowach słychać jak czarni kapłani bardzo zazdroszczą nam, białym, wolności, że jesteśmy uniezależnieni od rodziny. Dlatego w diecezji biskupi wysyłają swoich kapłanów na krańce Ugandy.

Praca białych ojców jest doceniana, ale dziś mówi się, że ewangelizację powinni prowadzić Afrykańczycy. Większość diecezji w Ugandzie po 100 latach chrześcijaństwa mogłaby się obyć bez misjonarzy, ale nie bez środków finansowych, które przywożą misjonarze. Zgromadzenia nastawiły się więc na pomoc w kształceniu czarnych kapłanów, sióstr i braci zakonnych. 75% kosztów kształcenia młodych ludzi w seminarium pokrywa Watykan, indywidualni księża i sponsorzy.

- Czy te fakty tworzą potrzebę specyficznego traktowania przeciętnego parafianina?

- W tych ludziach głęboko tkwi nadzieja na korzyści materialne, które może przynieść ze sobą biały człowiek. Kiedy jeden z księży salezjanów przyjechał na stację, obstąpiły go dzieci. Ksiądz wywrócił wtedy kieszenie spodni, mówiąc: "Zobaczcie, jestem biedny tak jak i wy, przyjechałem żeby coś wam dać, ale nie są to rzeczy materialne". Zdziwili się bardzo.

Kościół musi przede wszystkim głosić Chrystusa, ale powinien też w miarę posiadanych środków nieść pomoc materialną. Rzecz posiadana dla miejscowych ma wartość tylko wówczas, kiedy trzeba było na nią zapracować.

Na parafii mieliśmy dwie szkoły podstawowe i średnią, prowadzone przez siostry zakonne i braci zakonnych. Pod drzwiami ciągle stało mnóstwo dzieci po długopis i po zeszyt. Te, które dostały wszystko za darmo przychodziły następnego dnia i mówiły po angielsku: " Mój długopis się zgubił". Misjonarze wtedy tracili cierpliwość, dawali długopis, ale w zamian dzieci musiały slaszem pościnać trochę trawy przy kościele, aby zarobić na nowy. To, co dzieci otrzymały za darmo było dla nich bez wartości.

Podobnie z lekami, które otrzymywali miejscowi. Jeśli dostali za darmo, to lekarstwo nie skutkowało. Tak samo też z rowerami, które otrzymywali katechiści. Był to jedyny środek lokomocji dla ludzi, którzy służyli pomocą misjonarzom. Jeśli rower otrzymali za darmo to albo go sprzedawali albo używali w taki sposób, że służył bardzo krótko.

- A jak gospodarują dobrami, na które w pewien sposób zapracowali?

- Przynajmniej na pewien czas ogarnięci zostają troską. W Ugandzie ludzie mają ogromny zapał do handlu. Otwierają sklepy, składające się zwykle z kilku półek, a na nich niewielkie ilości orzechów ziemnych, ryżu i kilka pomidorów. Nazywają je supermarketami. Przychodzą wówczas do misjonarzy i proszą o pieniądze na założenie sklepu. Nawet jeśli otrzymają fundusze, to po miesiącu czy dwóch sklep upada, bo rodzina sklepikarza zabiera z półek wszystko, co da się wynieść.

- Czy zatem pomoc Afryce powinna przybierać inny kierunek, niż dotychczas realizowany?

- Miłosierdzie i dobroć, którego doświadczają miejscowi od białych misjonarzy, nie przekłada się na relacje czarny-czarny. Tego jeszcze Kościół w Ugandzie po 100 latach nie osiągnął i jest to jego porażką.

Duszpasterstwo młodzieży prowadzone przez Polaków, jako kierunek ewangelizacji wyznaczyło naukę poprzez pracę. Kościół chce dawać narzędzia pracy, a nie rozdawać cokolwiek za darmo. Są w diecezji Dżindżia misjonarze z Włoch, którzy rozdają pieniądze. Lepiej byłoby za te pieniądze wybudować studnię, szkołę czy szpital, pod warunkiem, że w pracę włączą się miejscowi.

Jeden z misjonarzy holenderskich sam wybudował kościół dla parafian w Afryce. Potem kapłana przeniesiono na inną odległą misję. Po 10 latach dach kościoła zaczął przeciekać. Delegacja wspólnoty przyjechała do owego księdza i mówi: "Pit, twój kościół przecieka" . Taka jest mentalność tamtych ludzi: jeżeli nie zbudujemy razem, to nie jest nasze. Obecnie misjonarze starają się budować razem z miejscowymi. Jest to droga do tworzenia wspólnoty i nauki odpowiedzialności za tą wspólnotę.

- Jaki zatem sens ma zbiorowe przepraszanie Afryki za kolonializm i niewolnictwo?

- Europa zawsze pomagała misjom w krajach afrykańskich. W latach 80. wszystkie organizacje doszły do wniosku, że będą pomagać bez pośredników. Czarni księża czy biskupi przyjeżdżali do Europy i zabierali dary z organizacji, od przedstawicieli rządu czy księży. Po kilku latach stwierdzono, że trzeba przyjąć inną taktykę. Powiązania rodzinne i korupcja powodują, że z każdych 100 dolarów, przesyłanych przez ONZ, chory na AIDS otrzymuje 10 dolarów. Pozostałe rozchodzą się, jak tłumaczą pośrednicy, na cele organizacyjne.

W Ugandzie szczególnie księża z byłych krajów kolonizatorskich podejmują rozmowy na temat zadośćuczynienia za przeszłość ludziom - a nie rządowi ich państw.

Nie chodzi o przeprosiny werbalne, które wiązałyby się z wypłacaniem odszkodowań. W niektórych krajach jak np. w Anglii są koła, które w jakiś sposób chcą zadośćuczynić za czasy kolonializmu. Posyła się więc do Afryki nauczycieli do szkół, wolontariuszy, lekarzy, pracowników socjalnych. Organizacje pozarządowe, służąc społeczności, budują szkoły czy szpitale. Pozostaje pytanie czy to zadośćuczynienie trafia do tych ludzi.

- Dziękuję za rozmowę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Na Jasnej Górze rozpoczyna się IX edycja Kongresu Ruchu Europa Christi pt. "Przyszłość Europy"

2025-02-21 18:14

[ TEMATY ]

Częstochowa

kongres

Europa Christi

Europa Christi

IX edycja Kongresu Ruchu Europa Christi pt. „Przyszłość Europy” - sesja „Otwórzcie drzwi Chrystusowi", pod honorowym patronatem abp Tadeusza Wojdy SAC, Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski i abp Wacława Depo, Metropolity Częstochowskiego. Już 21-22 lutego br. w Częstochowie. Ciekawe prelekcji i wspólna modlitwa jak zawsze wpisują się w program Kongresu Europa Christi. Wydarzenie, które ruszy dziś w Częstochowie, patronatem medialnym objął Tygodnik Katolickie "Niedziela".

Apelem Jasnogórskim rozpocznie się dziś IX edycja Kongresu Ruchu Europa Christi pt. „Przyszłość Europy” – „Otwórzcie drzwi Chrystusowi”.
CZYTAJ DALEJ

Kolejna noc Papieża w Klinice Gemelli minęła spokojnie

2025-02-21 08:28

[ TEMATY ]

papież Franciszek

Vatican Media

Klinika Gemelli

Klinika Gemelli

Ojciec Święty spędził kolejną noc w Klinice Gemelli. Jak podało Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej, noc minęła spokojnie, Franciszek wstał z łóżka i zjadł śniadanie.

Ostatni komunikat lekarski został wydany wczoraj wieczorem. Oto jego treść: „Stan kliniczny Ojca Świętego nieznacznie się poprawia. Nie ma gorączki, a jego parametry hemodynamiczne są nadal stabilne. Dziś rano przyjął Komunię, a następnie podjął pracę”.
CZYTAJ DALEJ

Mamy istotny przełom w kampanii wyborczej!

2025-02-21 18:01

[ TEMATY ]

polityka

Karol Porwich/Niedziela

Karol Nawrocki

Karol Nawrocki

Analiza sondaży wykonywanych w miesiącu lutym pozwala na sformułowanie tezy, iż osiągnęliśmy istotny przełom w kampanii wyborczej. Jak postaram się to pokazać, jesteśmy bliscy remisu w II turze, co oznacza, że Karol Nawrocki po trzech miesiącach dogonił Rafała Trzaskowskiego.

Moja prognoza II tury na dzień 21 lutego jest następująca
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję