Grzegorz z Sambora, odwołując się do osobistych przeżyć, a nawet snów, przekonuje, jak wiele dobra może dokonać się w życiu człowieka, gdy wezwie on w potrzebie Matkę Najświętszą i otworzy swoje serce na działanie łaski Bożej. I choć Maryja smutnym niekiedy spojrzeniem ogarnia człowieka z powodu jego złych usposobień i uczynków, co poeta ilustruje na własnym przykładzie, to jednak rysy Jej oblicza zawsze jaśnieją czułością i dobrocią, trudną wprost do wysłowienia i opisania. Matka Najświętsza bowiem w swym działaniu upodabnia się do miłosiernego i litującego się Boga, który nigdy nikim nie gardzi, o wszystkich zawsze się troszczy i każdemu, kto Go szczerze prosi, przychodzi z łaskawą pomocą.
Potem kapłanam ujrzał - ten, jak mi się zdało -
W palcach swych miał Chrystusa Przenajświętsze Ciało;
A na tej białej Hostii postać Twa się mieści
Dziewicza z Synem Twoim, a pełna boleści.
Bo Syn Twój krwią zbroczony zdał się już po zgonie
Spoczywać na Twym, Pani, macierzyńskim łonie.
Leżąc, zwrócił ku Tobie oblicze swe święte
I na błagania moje uszy miał zamknięte.
A gdym nieporuszony, w modłach, pełen troski,
Nieustannie Majestat Jego wielbił Boski:
On z szyją zakrwawioną zwrócił ku mnie bokiem
Twarz świętą i łagodnym już popatrzył okiem.
Tak poznałem, że w Hostii było Jego Ciało,
Że wtedy me błaganie przyjęte zostało.
Potem, Najświętsza Panno, w płaszczu Cię czerwonym
Zobaczyłem, dziewczątek otoczoną gronem.
Twarz zwrócona ku mnie, promieniąca cała,
Skinieniemeś mi dobry znak nadziei dała.
Gdym spoglądał z daleka, głos Twój, Panno Święta,
I ręka mnie przyzwała, przed
tron Twój, wyciągnięta.
Ja wtedy: »Jakże Pani, przed
oblicze Twoje
Stanę, gdy twarz Twą Świętą oglądać się boję?« -
Lecz Ty mnie zapraszałaś, kiedym stał na stronie,
Jakbyś rękę mą ująć chciała w swoje dłonie.
Jam nie śmiał dłoni mojej złączyć z Twoją ręką,
I chciałem tron Twój minąć, Najświętsza Panienko!
Lecz kiedyś rąk wyciągać do mnie nie ustała,
Bałem się, by pokora wzgardą się nie zdała.
I zbliżyłem się z nadzieją, chyląc twarz ku ziemi,
Ręce Twe całunkami pokrywając mymi.
Ocknąłem się, pocieszon tym, co moje oko
Widziało, kryjąc radość mą w sercu głęboko.
I niechże mnie tu jaki luter dziś przekona,
Że nas Twa, Panno Święta, nie wspiera obrona.
W cośmy zawsze wierzyli, poznaliśmy teraz,
Że z Synem znamienite cuda czynisz nieraz.
A gdy na innych miejscach łask udzielasz wiele,
Najwięcej w Jasnogórskim ich dajesz kościele.
Choć rodem Nazarenka, to miejsce nad inne
Przenosisz, nawet nad Twe miasteczko rodzinne.
I gdy trzeba, zstępujesz tu z Bożego łona,
Chórem Dziewic - Aniołów chórem otoczona.
Tu w pieśniach, psalmach, hymnach rozbrzmiewa Twa chwała,
Tu moc Twa, Matko Boża, wszem jawną się stała.
Łukasz Cię odmalował z rysami takimi,
Jakie widział przed sobą, gdyś żyła na ziemi.
Dziś wielu się wydaje święte Twe oblicze,
Jak żywe, tchnące siłą Boską - tajemnicze.
A co jeszcze dawniejsze, że ta postać żywa
Obrazu zmienia wyraz - to wesołą bywa,
To znowu dziwnie smutną; czasem widzieć można
Twarz gniewną, czasem zda się tkliwa i pobożna.
Jam trzykroć na tę górę wstępował ochotnie
I twarz Twą, Panno dziwna, widziałem trzykrotnie.
Pierwszy raz zdałaś mi się pełna Majestatu,
Jak poważna Królowa, rozkazywać światu.
Towarzyszył mi wtedy przyjaciel mój, który
Chełpił się, że ode mnie wprzód zdąży do góry.
I wprzód ujrzy świątynię - lecz przechwałka taka
Próżna była, bo z tropu zbiłem nieboraka.
I krótszą droga biegnąc, jak lotem sokoła,
Pierwszym ujrzał i wskazał wzniosły szczyt kościoła.
Później królewska Twoja twarz mojemu oku
Zdała się dziwnie jasna i pełna uroku;
A w innym znowu czasie taka zachmurzona,
Żem zadrżał przerażony aż do głębi łona.
Było to, gdym lot zniżył i z grzesznej pustoty
Odważył się raz rzucić wąską ścieżkę cnoty.
I rękę od twardego pługa opieszały
Odjąłem, bo mi wczasy milszymi się zdały.
(Przełożył z łaciny Wincenty Stroka, 1896)
Cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu