"W zastojennyje wremiena" jak mówią na wschodzie, tzn. w czasie
komunizmu jedna z sióstr zakonnych przewoziła kilka pakietów religijnych
obrazków. Celnik nie tylko że zarekwirował wrogi materiał, ale sprawa
została skierowana do zakładu, gdzie pracowała siostra. Przestraszona
kobieta - nikt oczywiście nie wiedział, że to jest zakonnica - została
wezwana do gabinetu dyrektora w celu złożenia wyjaśnień. Pytanie
jakie padło z ust dyrektora było zupełnie niepojęte: "A więc ten
Pan Jezus był ubrany na obrazkach czy nie? No tak, tylko trochę -
pada odpowiedź - jak zwykle na obrazach Maryi z małym Dzieciątkiem.
Tak, tak. A więc wy zajmujecie się demoralizacją naszego społeczeństwa,
przewożąc pornografię. Otrzymujecie za to ustną naganę". Wyraz twarzy
wyjaśniał wszystkie niejasności. Dyrektorowi, który okazał się katolikiem
o wiele łatwiej było rozwiązać sprawę przemytu pornografii niż religijnych
obrazków. Tak to Dzieciątko Jezus zostało podciągnięte pod inny paragraf
a siostra uratowana przed zwolnieniem z pracy.
Gdy mijały kolejne lata kapłani na terenie ZSRR starzeli
się co raz bardziej. Większość seminariów zamknięto. Część świątyń
zupełnie zniszczono. Nieliczne, otwarte wymagały szybkiego remontu.
Sakramentów udzielano głównie w nocy przy zamkniętych drzwiach. Te
czasy chociaż się zmieniły, to w takim codziennym strachu wyrosła
większość wierzących ludzi dzisiejszej Białorusi. I kto teraz może
zrozumieć radość tych ludzi w dniu konsekracji nowej, okazałej świątyni?
Bóg potrafi wynagradzać ludzkie łzy. Zrządzeniem Opatrzności w tym
dniu miasto Baranowicze świętowało 130 lat od swojego powstania.
Poświęcenie kościoła zostało włączone w program całych uroczystości.
Wszędzie czysto. Ulice udekorowane. Punktualnie o godz. 12.00 przed
bramą zjawiają się wszyscy dostojni goście z kard. Kazimierzem Świątkiem
na czele. Jest burmistrz Baranowicz wraz z małżonką. Są wszystkie
delegacje przybyłe na uroczystości miejskie, a wśród nich przedstawiciele
z Polski, Austrii, Włoch, Litwy, Rosji i Bułgarii. Gdy przybyła z
Polski orkiestra grała Sto lat, Jego Eminencja ze wschodnią serdecznością
witał wszystkich gości. Idzie nowe! - jak pisał Gołubiew w Bolesławie
Chrobrym. Ale wszystko trzeba zacząć od początku.
Wykorzystując bardzo stosowny czas rozpadu ZSRR obecny
biskup Kazimierz Wielikosielec uzyskał pozwolenie na budowę nowego
kościoła. Została wydzielona ziemia. Zbudowano prostą kaplicę - a
właściwie była to piwnica domu dla Sióstr od Aniołów, które pracowały
w parafii. Tak zaczynała się historia tej najmniejszej struktury
Kościoła lokalnego.
Pokonując niezliczoną ilość trudności zostały przygotowane
potrzebne do budowy dokumenty. Przyszedł też czas na gromadzenie
materiałów budowlanych. W nowej cegielni - niedaleko od Stołbców
- zawarliśmy umowę na kupno cegły. Praktycznie każda Msza św. kończyła
się podobnymi słowami - dzisiaj przywiozą cztery samochody z cegłą
- proszę pomóc w rozładowaniu. Z rąk do rąk wędrowały one tworząc
ogromną bryłę na środku placu. Gdy nadeszła zima ruszyliśmy do Puszczy
Nalibockiej za drzewem. Stare samochody ciągle się psuły, dźwigi
też niejednokrotnie odmawiały posłuszeństwa. W połowie zimy obok
cegły leżała cała góra ogromnych bali. Dzięki życzliwości dyrektora
pobliskiego kołchozu, prztarliśmy to wszystko na bale i potrzebne
deski.
Wiosną 1997 r. ruszyły prace. Złożona cegła wędrowała
na miejsce swojego przeznaczenia. Codziennie po zakończonej wieczornej
Mszy św. parafianie wyciągali z toreb stare ubrania, rękawice i ustawieni
w długi rząd podawali cegły coraz wyżej i wyżej. Pamiętam jak pewnego
razu wezwano mnie do "nałogowej inspekcji" - polski odpowiednik urzędu
skarbowego - w sprawie rozliczeń. No tak - mówi urzędnik - ale przecież
za dźwigi płacicie gotówką (według prawa miejscowego było to niedozwolone)
. Jakie dźwigi - mówię - parafianie przychodzą i wszystko robią ręcznie.
I my w to mamy wierzyć - znowu dodaje mój współrozmówca. Wyciągam
z teczki zdjęcia i pokazuję ustawiony łańcuszek kobiet podających
z rąk do rąk cegły. Popatrzył, roześmiał się i bez żadnych nieprzyjemności
zakończyło się nasze spotkanie.
Rosły ściany, wieże. Potem przyszła kolej na dach. Tak
lekko się dzisiaj to wspomina i pisze, a jak nie prosto było w tamte
dni.
Wzrastała nie tylko budowa materialna. Kaplica nie mieściła
już wiernych, także większe uroczystości musiały odbywać się na powietrzu.
Przypominam piękny wieczór Wigilii Paschalnej. Siedzę sobie na wygodnym
krześle a lektor czyta pięknie przygotowane czytanie. Wzrok raduje
się prawie tysiącem wiernych i pięknie zachodzącym słońcem. I w pewnym
momencie myśl - przecież to słońce zaraz się schowa, a my nie mamy
żadnego oświetlenia! Od problemów obronili nas parafialni elektrycy.
Szybko znaleźli jakieś przewody i podłączyli trochę światła.
Po uzgodnieniu z Księdzem Kardynałem, dzień 26 maja został
ustalony jako termin konsekracji. Zdawaliśmy sobie doskonale sprawę,
że do tego czasu niemożliwe jest wykończenie całkowite kościoła.
Chcieliśmy jednak jak najszybciej wydostać się z naszej piwnicy,
aby można było modlić się w normalnych warunkach. Czas płynął bardzo
szybko. Ściany zostały pomalowane, podłoga na razie betonowa, stał
już ołtarz, zawieszono drzwi wejściowe. Na głównej ścianie zawisł
spory krzyż, poniżej małe tabernakulum, a obok figura Matki Bożej
z Fatimy. Teraz pozostał teren - ogromne jamy i doły. To wszystko
należało choćby trochę uporządkować. Z pomocą przyszedł nam zakład
produkujący lodówki i miejscowi kolejarze. Ziemia została rozwieziona
i trochę wyrównana.
Nieoczekiwanie dowiadujemy się, że w dniu konsekracji
odbędą się "Dni miasta", na które zostało zaproszonych szereg delegacji
z miast pobratymczych - nawet z Chin. Gdy wręczałem zaproszenie dla
mera miasta Wiktora Dziczkowskiego, to obiecał, że na pewno przyjdzie.
Przyjedziemy ze wszystkimi delegacjami - dodał. Dał też rozporządzenie
aby nasze uroczystości włączone zostały w plan święta miasta. Przyjemnie
było czytać w gazecie wielkie ogłoszenie dotyczące tego dnia: "...a
o godzinie 12.00 Konsekracja Kościoła Świętego Zygmunta".
Raptem wyrósł nowy problem. Ojciec Święty zaprosił do
Watykanu na obrady wszystkich kardynałów. Miały się one zakończyć
uroczysta Mszą św. koncelebrowaną w dniu Wniebowstąpienia Pańskiego
tzn. w czwartek. Na powrót z Watykanu zostawał jeden dzień - mówił
Ksiądz Kardynał - a co będzie jeśli obrady się nie skończą w przewidzianym
terminie. I znowu nerwy, a właściwie brak wiary, bo wszystko odbyło
się zgodnie z planem. W piątek wieczorem Ksiądz Kardynał wylądował
w Warszawie, a w sobotę rano był w Baranowiczach - nawiasem mówiąc
z prezentem od Ojca Świętego.
W miarę zbliżania się dnia konsekracji rosło napięcie.
Robienie ostatnich zakupów, porządkowanie, zapraszanie gości, przygotowanie
liturgii i dekoracji. W mieście, które przygotowywało się na swoje
obchody porządkowano ulice, malowano krawężniki, dekorowano miejsca
przebiegu głównych uroczystości. Wszędzie czuło się atmosferę zbliżającego
się święta.
Nadszedł oczekiwany dzień. Wszędzie coraz więcej ludzi.
Przed kościołem ustawiły się sklepiki z ciastkami, napojami i lodami.
Ciągle przybywali nowi goście. Pomału zaczynałem czuć, że puszczają
mi nerwy. Ubrani w ornaty kapłani czekali już przy bramie na Księdza
Kardynała. Włożyłem szaty liturgiczne i prawie pobiegłem w kierunku
powitalnej bramy - zbliżała się godzina "0".
Prawie równocześnie podjechały miejscowe delegacje i
samochód Księdza Kardynała. Wiktor Petlicki jako prezes komitetu
kościelnego krótko powitał zebranych gości, podając tradycyjny "korowaj"
. Procesjonalnie ruszyliśmy w kierunku świątyni. Skrzypnął przekręcony
klucz. Rozległo się - Wstępujcie w bramy Pańskie z dziękczynieniem.
Przy dźwiękach wspaniałego Alleluja, w wykonaniu chóru, zaczął zapełniać
się kościół. Jak to u nas bywa każdy chciał być pierwszy. Nie pomogła
służba porządkowa. Dźwięk jaki wydawały drzwi mówił, że ledwie wytrzymywały
one napór wiernych. Bezpośrednio po powitaniu gości rozpoczęła się
liturgia konsekracji kościoła. Sasza - młody magister geografii prowadził
jak zwykle komentarz. Spokojnym i donośnym głosem tłumaczył wszystkim
zebranym kolejne etapy i wykonywane czynności. Zgodnie z rytuałem
pierwszym aktem jest pokropienie ołtarza i ścian nowej budowli. Na
głowy wiernych i ciekawskich przybyłych do świątyni spadały krople
wody. Nie był to jednak jesienny deszcz jaki padał kilka lat wcześniej
przy poświęceniu kamienia węgielnego. Ludzie chowali się wówczas
pod parasole. Teraz chroniły już nas całkowicie ściany i dach. Wprawdzie
wówczas Ksiądz Kardynał ratując sytuację tłumaczył, że to "niebieska
rosa i znak radości nieba", ale nie wiem czy tak zupełnie przekonał
zmokniętych i zmarzniętych ludzi.
Kolejnym ważnym momentem był śpiew Litanii do Wszystkich
Świętych. Wykonywał ją chór. Z dumą chcę powiedzieć, że w Baranowiczach
powstała pierwsza chórowa szkoła w Białorusi. Prowadzą ją uczniowie
nestora muzyki chóralnej prof. Wiktora Rowdy. Prawie sześćdziesiąt
uczestniczek zespołu przepięknie wyśpiewywało kolejne imiona tych
co tworzyli historię Kościoła Chrystusowego. Po zakończeniu Litanii
przyszedł moment na odmówienie głównej modlitwy konsekracyjnej. Następnie
został podany święty olej, którego małe strużki zostały rozlane na
mensę ołtarza. Na każdym rogu ołtarza Pasterz diecezji znaczył krzyż.
Od tej chwili ta kamienna płyta stała się miejscem "cuda cudów".
To tutaj człowiek będzie wypowiadał słowa nad chlebem, który zamieni
się w Ciało Chrystusa. To ołtarz jest miejscem urzeczywistniania
się bezkrwawej Ofiary Chrystusa. Kadzielnica jaka jest umieszczana
na świeżo konsekrowanym ołtarzu przypomina, że oto ten dom stał się
domem modlitwy.
Ofiarowanie darów w czasie codziennej Mszy św., nawet
niedzielnej wygląda dość skromnie. Jest ono rozbudowywane zawsze
w czasie uroczystych liturgii. Na tle pięknej muzyki na kardynalskie
ręce przekazywano ornaty, kielichy mszalne i kwiaty. Robotnicy, którzy
uczestniczyli w budowie od samego początku, ofiarowali kielnię i
cegłę. Pięcioletni Janek ubrany w czarne spodnie i białą koszulę
niósł na wyciągniętych do przodu rękach różaniec. Przestraszony,
zupełnie nie rozumiał co robi z nim Dostojny Celebrans. Ujął dziecko
pod ręce i wysoko podniósł malca do góry - raz, potem drugi i trzeci.
Entuzjazm i oklaski jakie wybuchły są naprawdę trudne do opisania.
W homilii Ksiądz Kardynał przypomniał, że kościół to
miejsce święte. Wspomniał oczywiście niedawne czasy walki z religią
i samymi świątyniami. Największa radosna niespodzianka czekała jednak
wszystkich pod koniec głoszonego Słowa. Jak już wspomniałem Eminencja
przybył na uroczystości prosto po spotkaniach z Ojcem Świętym. Tam
poinformował Papieża, że zaraz po powrocie odbędzie się konsekracja
kościoła w Baranowiczach. Ojciec Święty przekazał osobiście na ręce
Księdza Kardynała swoje serdeczne pozdrowienia i błogosławieństwo
dla wszystkich uczestników tej uroczystości. Po odczytaniu tekstu
został on pokazany wszystkim wiernym i przekazany na ręce proboszcza
czyli moje. Teraz już nikt nie żałował dłoni. Kto wie, może te brawa
dotarły aż nad Tybr?
Nawet nie przypuszczaliśmy, że czas leci tak szybko.
Dobiegała końca trzecia godzina uroczystości. Błogosławieństwo kard.
Kazimierza Świątka i biskupa pomocniczego Kazimierza Wielikosielca
kończyły konsekrację naszej świątyni. Nie był to jeszcze koniec świętowania.
Na stopniach przed kościołem już przygotowano urządzenia nagłaśniające.
Wszystkie trzy baranowickie parafie prezentowały swój dorobek artystyczny.
Dzieci i dorośli kupowali słodycze, lody, napoje, kanapki. Dla gości
został zorganizowany w dolnej części budynku obiad. Wszystkim zajęły
się rodziny skupione w Kościele Domowym naszej parafii.
W życiu parafii rozpoczął się nowy etap. Przez dwie kolejne
niedziele wspólnie z komitetem parafialnym stawialiśmy pytanie -
co mamy robić dalej. Na dzień dzisiejszy w parafii jest szereg grup:
Legion Maryi, Kościół Domowy, ministranci, dwie schole, grupa biblijna,
grupa modlitewna, teatr. Przed nami ogromne wyzwanie - budowa żywego
Kościoła. Tak samo trzeba dalej kontynuować prace materiale. Na razie
zamiast żyrandoli wiszą same żarówki. Trzeba kupić ławki, krzesła
i szafy do klas dla dzieci. Na zagospodarowanie czeka teren wokół
kościoła.
W naszych sercach nie ma jednak zwątpienia. Dzięki pomocy
Bożej i dobrych ludzi powstała ta świątynia. Ufamy, że Duch Święty
natchnie serca wielu Polaków do pomocy Rodakom na Wschodnich Kresach.
Nasz adres i konto: Białoruś, Baranowicze 225-320 ul. Entuzjastów 51. Konto: parafia św. Zygmunta PBK SA Warszawa Oddział Bielsk Podlaski nr 11101167-401160020912
Pomóż w rozwoju naszego portalu