Wydaje się, że czasy, w których ludzie dbali o to, by poznać swoich bliźnich minęły bezpowrotnie. Można wprawdzie tu i ówdzie spotkać jeszcze mieszkańców wsi, którzy nie uśmiercili w sobie potrzeby kontaktu z innymi i wychodzą przed domy, by na ławce spotkać się z sąsiadami, porozmawiać, by uczestniczyć w ich życiu, choćby przez dobrą radę. Wzajemną, zbiorową pomoc sąsiedzką, zwaną niegdyś „tłoką”, spotkać można już bardzo rzadko, jeśli w ogóle, a przecież była to wspaniała szkoła dorastania do życia wśród ludzi i z ludźmi. To wszystko albo już zginęło, albo ginie na naszych oczach i za naszym przyzwoleniem, a szkoda, bo nie była to wyuczona technika kontaktów międzyludzkich, ale efekt wewnętrznej potrzeby bycia z kimś i dla kogoś.
Dziś coraz częściej - jak śpiewa Krawczyk - ludzi łączy tylko ten sam klucz. Wręcz maniakalna chęć zamknięcia się w kręgu własnych spraw i przeżyć sprawia wrażenie jakby człowiek wystarczył sam sobie. A przecież to nieprawda!
Wprowadza się ustawy o ochronie danych osobowych, które skutecznie blokują dostęp do najprostszych nawet informacji o innych, nie tylko tym, którzy w nieuczciwy sposób chcą je wykorzystać, ale i tym, którym kontakt z drugimi jest potrzebny bardziej niż cokolwiek innego. Wszystko to w myśl nie do końca właściwie pojętej prywatności. I tym sposobem „umiera” przyjaciel, sąsiad, a może nawet członek rodziny, a rodzi się „ktoś”. Świat „ktosiów”. Smutny to świat.
Czasem emitowane są w telewizji filmy, w których głównym bohaterom wszczepia się do mózgu specjalne chipy, by mieć nad nimi kontrolę. W filmach dzieje się to zwykle bez zgody bohaterów. A w rzeczywistym świecie? Tu już jest inaczej, tu dzieje się tak za wyraźnym przyzwoleniem człowieka. W dobrym tonie jest dziś „wszczepić” sobie taki telefoniczny „chip”, żeby przypadkiem nie odstawać od ogółu i nie być posądzonym o staroświeckość. I tak uszczęśliwia się dziś tym dobrodziejstwem przy każdej okazji, a i bez okazji, każdego. Nawet dzieci dostają dziś w prezencie pierwszokomunijnym telefon komórkowy. I cóż z tego, że nie umieją liczyć ani czytać! Ale mają „komórę”!
Zapytałem kiedyś bawiącego się w szkole takim telefonem dziewięciolatka, po co mu telefon. Po chwili, bez większego zastanowienia odpowiedział, że telefon ma po to, by być zawsze uchwytnym. Czyżby dziecko prowadziło tyle interesów, że istnieje potrzeba jego dostępności w każdej chwili? Oczywiście, że nie! Tak jest nie tylko w przypadku dzieci. A skoro nie istnieje konieczność, to istnieje chęć!
I tak niepostrzeżenie, nie zdając nawet często sprawy z tego, zakładamy sobie „smycz”. Z jednej strony dbamy o prywatność, a z drugiej z radością pozwalamy się kontrolować. Posiadanie telefonu komórkowego daje nam złudzenie, że panujemy nad złożonością świata, daje pozory decydowania, uczestniczenia na bieżąco w tym, co się dzieje wokół nas, a tak naprawdę czyni nas zakładnikami reżyserowanej często bez naszego udziału rzeczywistości. I to zakładnikami z wyboru. Ktoś powie, że telefon można zawsze wyłączyć. Tak! Ale postęp techniczny nie zatrzymał się na wyprodukowaniu telefonu komórkowego i warto o tym pamiętać.
Poszukującemu swobody i prywatności człowiekowi udało się uciec od ludzi, zmieniając w sobie kształt wolności, nie bacząc na to, że jest ona przecież częścią jego samego. Udało się mu zamienić prawdziwą wolność w namiastkę ściśle kontrolowanej swobody i to kontrolowanej nie przez niego. Ale swoboda nie jest siostrą wolności!
Pomóż w rozwoju naszego portalu