Do niedawna wieś Piliki k. Bielska Podlaskiego kojarzyła się z mordem pięćdziesięciu bielszczan na polanie tamtejszego lasu w lipcu 1943 r. Niespełna 2 km stąd, przy drodze do wsi Pietrzykowo, odkryto drugą Golgotę. „W sierpniu 1920 r., podczas wojny bolszewickiej, kilku miejscowych chłopów, sympatyzujących z Sowietami, zamordowało w bestialski sposób trzech polskich żołnierzy - legionistów Józefa Piłsudskiego. Była to zbrodnia ohydna i dokonana z premedytacją” - powiedział Jan Radkiewicz, działacz Komitetu Obrony Pamięci Narodowej, żołnierz Armii Krajowej, który od wielu już lat ujawnia na ziemi bielskiej miejsca zbroczone krwią i stawia na nich pomniki.
Tamto tragiczne wydarzenie z 11-12 sierpnia 1920 r. zrekonstruowali żyjący jeszcze do dziś świadkowie, mieszkańcy Pilik, którzy słyszeli przeraźliwe krzyki mordowanych żołnierzy. „To byli młodzi chłopcy, dwudziestolatkowie pochodzący spod Sochaczewa, legioniści z oddziałów walczących pod Warszawą - opowiada Jan Augustyniak. - Wraz z 230-osobową grupą żołnierzy dostali się do bolszewickiej niewoli i przebywali w obozie jenieckim w Bielsku Podlaskim. W tym czasie Sowieci tworzyli pułk Armii Czerwonej, który postanowili zasilić polskimi jeńcami. Tym, którzy mieli wstąpić dobrowolnie do pułku, obiecano wolność. W zamyśle bolszewików było utworzenie Polskiej Armii Czerwonej. Chętnych jednak do takiej armii można było policzyć na palcach jednej ręki. Wtedy dowództwo sowieckie zadecydowało, żeby wszystkich polskich jeńców siłą wcielić do swojej jednostki. Trzej wspomniani żołnierze nie chcieli walczyć pod czerwonym sztandarem i przy nadarzającej się okazji uciekli z obozu. Nocą, polnymi drogami, dotarli do Pilik. Zatrzymali się u gospodarza na skraju wsi, sądząc, że będzie on do nich nastawiony przyjaźnie. Niestety, pomylili się. Okazało się, że ów gospodarz był członkiem Wiejskiego Komitetu Rewolucyjnego popieranego przez Sowietów. Zorientowawszy się, że są to polscy uciekinierzy z rosyjskiej niewoli, natychmiast uruchomił swoją »siatkę« i postanowił ich zlikwidować. Przy drodze do Pietrzykowa jego towarzysze urządzili zasadzkę. Kiedy nad ranem gospodarz odprowadzał żołnierzy do drogi w kierunku Warszawy, tamci wyskoczyli znienacka zza krzaków i dosłownie zarąbali legionistów siekierami. Nawet we wsi, oddalonej od tego miejsca o pół kilometra, słychać było krzyki zabijanych. Zwłoki nieszczęśników zakopali na pobliskim pastwisku” - opowiada J. Augustyniak.
Zadziwiające było poczucie bezkarności i pewność siebie morderców. Gdy jeszcze nie obeschła krew na ich ręku, zwołali w tej sprawie zebranie z udziałem mieszkańców wsi oraz sowieckiego komisarza i oświadczyli triumfalnie, że „ubili Polaczkow”. Komisarz był zdumiony tą „szczerością” i potępił zabójstwo polskich żołnierzy, oświadczając, że należało ich najpierw przekazać do dyspozycji sowieckich władz wojskowych. Zabójcy, po klęsce bolszewików, nie mieli już miejsca w Pilikach. Dwóch uciekło z wojskami radzieckimi i słuch po nich zaginął. Trzeci wyjechał do Argentyny, skąd niebawem został wydalony do ZSRR.
O tej potwornej zbrodni wiedziało w Pilikach wiele osób, ale niewielu miało odwagę powiedzieć o niej głośno. Ludzie bali się zemsty „czerwonych” - woleli żyć z wyrzutami sumienia i tajemnicę tej zbrodni zabrać do grobu. Jakaś dobra ręka odważyła się jednak postawić dębowy krzyż w miejscu pochówku zamordowanych żołnierzy i usypać piaszczysty kopczyk. Krzyż przetrwał po dziś dzień, kopczyk rozmył deszcz. Niebawem obok krzyża wyrosła okazała brzoza, która swoimi długimi gałęziami otuliła żołnierską mogiłę. „Przed kilkoma laty ten krzyż i pochyloną nad nim brzozę, zobaczył mój syn, który jest fotografem w Bielsku - opowiada Edward Zawadzki, mieszkaniec pobliskich Zawad. - Opowiedziałem mu więc to, co słyszałem od swojego ojca na temat tej tragicznej historii. Syn z kolei poinformował wspomniany już RKOPN z J. Radkiewiczem na czele i zrobił zdjęcia opuszczonej mogiły. I tak przetarła się ścieżka do nowego pomnika”.
„Musieliśmy jednak sporo wokół tego pomnika się nachodzić - wyjaśnia Ignacy Grzybowski, działacz RKOPN. - Sprawa ta znalazła się na biurku sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa - Andrzeja Przewoźnika. Zgodził się z nami, iż należy niezwłocznie uporządkować tę bezimienną mogiłę i postawić pomnik z nowym krzyżem. Podobnego zdania była wójt gminy bielskiej Eugenia Ostaszewicz, która bardzo pomogła nam w załatwianiu skomplikowanych formalności”. Nowy pomnik składa się z betonowego krzyża, który jest wierną kopią krzyża z cmentarza żołnierzy zamordowanych w Starobielsku oraz granitowej płyty z napisem: „Tu spoczywa trzech nieznanych żołnierzy Wojska Polskiego zamordowanych przez bolszewików w sierpniu 1920 roku”.
Uroczystość odsłonięcia pomnika odbyła się 10 października, po Mszy św. odprawionej w kościele pw. Miłosierdzia Bożego przez ks. kan. Mariana Wyszkowskiego w intencji pomordowanych żołnierzy. Poświęcenia zaś dokonał ks. dziekan Ludwik Olszewski wraz z ks. kan. Tadeuszem Kryńskim, proboszczem Karmelu. Wśród przecinających na pomniku biało-czerwoną wstęgę był Jan Radkiewicz - człowiek, który przerwał wstydliwą ciszę zalegającą od dziesiątków lat wokół tej mogiły.
Pomóż w rozwoju naszego portalu