Jednocześnie nawiązała do zainicjowanej przez ministra spraw wewnętrznych Horsta Seehofera (CSU) debaty wokół przynależności islamu do Niemiec. „Bez cienia wątpliwości historyczne korzenie naszego kraju są chrześcijańskie i żydowskie”, ale islam, liczący obecnie ok. 4,5 mln muzułmanów w Niemczech, „stał się z czasem częścią Niemiec”, stwierdziła kanclerz.
Ludzie, którzy uciekli przede wszystkim z Syrii, Iraku czy Afganistanu, otrzymali w Niemczech „wyjątkową pomoc”. Debata nad tym podzieliła kraj i spowodowała polaryzację stanowisk. Przy tym większość poszukujących schronienia nawet nie zwróciła uwagi, że wspólnota międzynarodowa niemal o nich zapomniała. Przyjęcie ok. 900 tysięcy uchodźców było humanitarną sytuacją wyjątkową, której niemal po mistrzowsku sprostały Niemcy, stwierdziła Merkel. Zastrzegła jednocześnie, że ta sytuacja nie może się powtórzyć. Niemcy w dalszym ciągu będą przyjmowały ludzi w trudnej sytuacji humanitarnej, jednak ten, kto nie będzie miał prawa pozostania, będzie musiał jak najszybciej powrócić do swego kraju.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
W debacie wokół islamu Merkel widzi potrzebę utworzenia nowych struktur, również w zakresie kształcenia teologicznego. „To, że przez dziesiątki lat byliśmy zdani na tureckich imamów dla gastarbeiterów, w XXI wieku już nie wystarczy”, stwierdziła w swoim oświadczeniu rządowym w Bundestagu. Podkreśliła, że zarówno władze centralne, jak i krajów związkowych – we współpracy z Konferencją Islamską - muszą w tym względzie opracować struktury na przyszłość.
Kanclerz Niemiec przyznała jednocześnie, że współżycie między religiami w Niemczech stoi wobec wielkich wyzwań. Zapewniła, że w „państwie prawa, jakim są Niemcy, nie ma miejsca na przemoc, wrogość wobec obcych, rasizm i antysemityzm”. Ale kwestie współżycia i spójności wychodzą ponad państwo prawa. Ważne jest to, co cechuje Niemcy, co należy do kultury niemieckiej dziś i w przyszłości.
Merkel stanęła też w obronie umowy Unii Europejskiej z Turcją. Umowa ma wielu przeciwników, ale lepsze to, niż utonięcia w Morzu Śródziemnym i przemyt ludzi. Jednocześnie – nie wymieniając z nazwiska prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana – ostro skrytykowała jako „nie do zaakceptowania” sytuację w przejętym ostatnio przez armię turecką syryjskim mieście Afrin, zamieszkanym w znacznej części przez Kurdów.