Ludzie znani i mniej znani pytani o swoje życiowe credo często cytują słowa ks. Jana Twardowskiego: „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Jak z tą miłością jest?
W momencie, gdy z grona żyjących śmierć wyrwie kogoś bliskiego, znajomego, przychodzi chwila refleksji. Często jednak nasze życie, myślenie, szybko wracają na stare, przyjęte już tory, wracają stare, utarte przez nas normy postępowania, które ze wspomnianym credem nie mają nic wspólnego.
Życie sprowadza się do tego, że dobre czyny nakładają się na wątpliwej wartości intencje. Choć zamiary są niekiedy jasne, to jednak fałszywe podteksty. Często okazujemy się tchórzami, bo nie potrafimy zająć odpowiedniej postawy np. w obronie ważnej sprawy, krzywdzonej, oczernianej osoby, itp. Zamiast wychodzić do naszych bliskich z wielkim otwartym sercem, szerząc „cywilizację miłości, do której tak gorąco zachęca nas Ojciec Święty Jan Paweł II”, my swoim postępowaniem, słowem, gestem częściej ranimy, a niekiedy nawet zabijamy.
Pod płaszczykiem oszczędności ukrywamy nasze skąpstwo. Często nasza szczerość „do bólu” przejawia się brutalnością wobec tych, którzy są w jakiś sposób naszym zagrożeniem, szczególnie, jeśli chodzi o pozycję społeczną, awans zawodowy, itp. W imię sprawiedliwości niejednokrotnie stajemy się nawet okrutni. Dzieje się tak dlatego, że nie rozumiemy, bądź nie chcemy tego rozumieć, że sprawiedliwie nie znaczy wcale - po równo. Choć wspomniane credo powinno być jasne, czytelne, to jednak obserwując to, co się dzieje w nas, z nami, wokół nas, sprawia, że często nie zauważamy nawet jak niepostrzeżenie przesuwa się granica cienia. Szarzeją barwy naszej zdawałoby się pięknej rzeczywistości.
Zło tkwiące w nas na pewno nie pozwoli spojrzeć na drugiego człowieka w kontekście miłości, nie pozwoli nam bezinteresownie ofiarować mu czegokolwiek, nie pozwoli go po prostu kochać. Każdemu z nas potrzebne jest światło, które pochodzić będzie od jakiegoś pięknego czynu, gestu miłości - od Boga. W tym kontekście tylko możemy ujrzeć wszystkie barwy tego świata w odpowiednim natężeniu. Być może zbudzi się w nas refleksja, zawstydzimy się naszej szarości, wyzbędziemy się złych nawyków. Staniemy się ludźmi, kiedy gesty ciała, mimika twarzy będzie zgodna z tym, co czuje nasze serce, bo tylko wtedy jesteśmy autentyczni, wiarygodni, budzimy zaufanie innych i potrafimy ich rzeczywiście kochać.
Wędrując po cmentarzach zauważa się na pięknych marmurowych nagrobkach wyryte słowa: „Śpieszmy się…”. Sprawiają one, że przychodzi chwila, moment zadumania nad nimi w kontekście tych, którym te nagrobki postawiono. Dobrze, gdy ten zmarły żyjąc cieszył się szacunkiem, miłością bliskich, znajomych. Żal, gdy te wyryte w kamieniu słowa są tylko przestrogą dla innych, którzy dotąd nikogo nie kochali lub sami nie byli kochani.
Wydawać by się mogło, że to nam przypadła w grze najważniejsza karta. W zależności od tego, jak nią zagramy, tak potoczy się nasze życie. Może się uda i będzie łatwiejsze, prostsze, piękniejsze. W przypadku, gdy źle nią zagramy, przychyli się do naszej życiowej porażki. Trzeba być czujnym, bo może się okazać, że życie nam gdzieś umknęło. Trzymając kurczowo tę szczęśliwą kartę zauważyliśmy, że dobiegło końca. Sami nie zaznając szczęścia nie daliśmy go innym, a w rezultacie u kresu naszych dni ktoś w końcu nam tę kartę wyjmie i po prostu odrzuci. Nikomu i na nic nie będzie potrzebna.
Pomóż w rozwoju naszego portalu