Reklama

Muzeum Archidiecezjalne. Ostatnia szansa, żeby zobaczyć wystawę o św. Florianie

Legionista od pożarów

Jeszcze tylko do 15 listopada można oglądać we wrocławskim Muzeum Archidiecezjalnym ciekawą wystawę poświęconą św. Florianowi, przygotowaną z okazji 1700. rocznicy jego śmierci.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kult św. Floriana jako orędownika w walce z pożarami upowszechnił się w XV w. Według na poły legendarnych przekazów, mieszkał on w północnej prowincji cesarstwa rzymskiego Noricum (dzisiejsza Austria). Był urzędnikiem lub - jak chcą inni - żołnierzem w cesarstwie rzymskim na przełomie III i IV w. w czasach panowania cesarza Dioklecjana, a więc w początkach wielkich prześladowań chrześcijan. Gdy się one zaczęły, Florian pojechał do nich, by ich pocieszyć i pokrzepić. Uczynił to najprawdopodobniej jawnie, skoro władze szybko się o tym dowiedziały i prefekt Akwilinus - gorliwy wykonawca dekretów cesarskich - kazał go aresztować. Gdy zażądano od Floriana, by oddał cześć bogom rzymskim, odmówił. Zawieszono mu u szyi kamień i 4 maja 304 r. strącono z mostu do rzeki Enns (jest to obecnie jego dzień patronalny). Ciało Floriana pochowano w pobliżu. Wkrótce św. Florian stał się patronem diecezji wiedeńskiej, chroni także przed pożarami. Jest opiekunem braci strażackiej i kominiarskiej. Przedstawia się go zwykle w stroju rzymskiego legionisty gaszącego pożar. Do Polski relikwie św. Floriana trafiły z terenu patriarchatu akwilejskiego, skąd do Krakowa przywiózł je w 1188 roku biskup Modeny, Idzi.

Florian był jednym z najbardziej czczonych i popularnych świętych. Pożary były bowiem dawniej wielką plagą. Nic dziwnego, skoro miasta i wsie zbudowane były głównie dawniej z drewna. Figury św. Floriana przezornie umieszczano na rozstajach dróg (bo nie wiadomo, skąd może nadejść zło), przed kościołami, na szczytach domów, przed domostwami, a w domach wieszano jego portrety. Ikonografię ma więc ten święty potężną. Widać to też na wystawie.
Zgromadzono na niej ponadto sztandary, hełmy, wiaderka do gaszenia pożarów (w tym najstarsze, wykonane ze skóry), bosaki, sikawki, itp. Wszystko - co potrzebne strażakowi i kominiarzowi.
Od dawna wiedziano, że lepiej zapobiegać niż gasić. Ale niełatwo było zostać kominiarzem. Jak wyglądał egzamin? Na dole stali członkowie komisji ze stoperami w ręku. Kandydat na czeladnika kominiarskiego musiał wejść do środka komina, po czym w ściśle określonym czasie przejść jego kanałami na sam dach.
- Bo kominiarz niczego nie może się bać - twierdzi Krzysztof Szałajko, prezes największej w Polsce spółdzielni kominiarskiej „Florian” we Wrocławiu, która w 2001 r. obchodziła półwiecze swej działalności.
Dziś kominiarz podczas egzaminu nie musi wchodzić już do wnętrza komina, ale nie oznacza, że może bać się małych pomieszczeń, ciemności i tego, że w kominie może zostać na zawsze (bo i tak się zdarzało). To właśnie dlatego kominiarze wymyślili tzw. gwizdek, czyli sygnał, którego znaczenie znają tylko oni.
- Przyjęliśmy za swą dewizę „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, jak muszkieterowie - mówi Krzysztof Szałajko.
Rozpoznawczym sygnałem kominiarzy jest gwizd naśladujący brzmienie słowa „Hiob”. Po pierwszym, długim dźwięku o wyższej tonacji, następuje zaraz drugi - o tonacji niższej. Sygnał „Hiiii - ob” używany jest w całym kominiarskim świecie do sygnalizacji niebezpieczeństwa, ostrzeżeń, wzajemnych poszukiwań, itp.
Z zamierzchłej przeszłości, bo ze średniowiecza, wywodzi się także kominiarski strój. Wiązał się on z działalnością cechów kominiarskich, dbających o odpowiednie kwalifikacje członków i ich morale. Kominiarze, zwłaszcza w XVIII w., cieszyli się wielkimi łaskami władców. W Austrii za panowania Karola VI i Marii Teresy zwolnieni byli ze służby wojskowej, mieli prawo nosić uniform (urzędowy mundur) z szablą urzędniczą, godłem państwowym i cylinder. W Polsce kominiarze posiadali podobne uprawnienia za czasów panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego. Polskie cechy kominiarskie powstawać zaczęły jednak dopiero w wieku XVIII. Niemcy prześcignęli nas o dwa stulecia - Norymberga miała cech kominiarski już w 1515 r., a Praga czeska w 1657 r.
Pojawienie się kominiarza traktowano wszędzie jako zwiastun wielkiego szczęścia. Gdy przybywał do jakiegoś miasta (bo przez całe wieki kominiarze obsługiwali tylko miasta, dwory, pałace, zamki, klasztory i urzędy), każdy chciał go mieć jak najszybciej u siebie - gospodynie chwytały go za guzik i... ciągnęły w swoją stronę, by uprzedzić „konkurencję”. Tak więc utarło się powszechne mniemanie, że kominiarz przynosi szczęście, choć nie wszyscy już dzisiaj nawet wiedzą, skąd się to wzięło.
Początki kominiarskiego fachu datują się na wiek XIV. Sama nazwa „kominiarz” i „komin” są pochodzenia włoskiego. Kominy wystające mniej lub bardziej ponad dachy domów zaczęto budować w XIII w. O tym, jak wielką wagę przywiązywano dawniej do pracy kominiarza, może świadczyć zapis z kroniki Pragi czeskiej z roku 1678. Wspomina on, że mieszkańcy musieli łożyć spore podatki na czyszczenie kominów Władze przekazywały je mistrzom kominiarskim (dawało to niezłe dochody, skoro jednorazowe czyszczenie komina kosztowało 6, 9 lub 12 centów austriackich).
Wyróżniający się członkowie cechów kominiarzy mieli prawo nosić cechowe mundury galowe przypominające krojem te, jakie nosili żołnierze (w przypadku kominiarzy nakryciem głowy był cylinder). Jak się bliżej przyjrzeć, obecny krój munduru kominiarskiego zbliżony jest do dawnego munduru galowego kominiarzy, zwłaszcza jego górna część (sztywny, stojący kołnierz, dwurzędowy zwężający się ku dołowi układ guzików, szeroki pas). Kominiarz po przyjściu do strażnicy kominiarskiej (nazwa ta obejmuje biuro, zaplecze socjalne, ubieralnię „na czarno”, ubieralnię „na biało”, narzędziownię i łazienkę) nakłada na siebie spodnie i kolet, czyli bluzę. Do tego cylinder lub keplik, z tym, że keplik uważany jest za robocze nakrycie głowy, a cylinder - za wyjściowe. Do tego pas kominiarski z kompletem kluczy. A to nie wszystko. Dochodzą do tego jeszcze narzędzia, jak lina kominiarska z kompletem szczotek, komplet przepychaczy, przyrząd do wybierania sadzy zwany gracą, worek kominiarski z ramą i wiele innych.
Jak wygląda taki mundur, można zobaczyć na wystawie w Muzeum Archidiecezjalnym. Ekspozycję przygotowano dzięki pomocy wielu osób prywatnych i muzeów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wytrwajcie w miłości mojej!

2024-05-03 22:24

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Agata Kowalska

Wytrwajcie w miłości mojej! – mówi jeszcze Jezus. O miłość czy przyjaźń trzeba zabiegać, a kiedy się je otrzymuje, trzeba starać się, by ich nie spłoszyć, nie zmarnować, nie zniszczyć. Trzeba podjąć wysiłek, by w nich wytrwać. Rzeczy cenne nie przychodzą łatwo. Pojawiają się też niezmiernie rzadko, dlatego cenić je trzeba, kiedy się wreszcie je osiągnie, trzeba podjąć starania, by w nich wytrwać.

Ewangelia (J 15, 9-17)

CZYTAJ DALEJ

Chcemy zobaczyć Jezusa

2024-05-04 17:55

[ TEMATY ]

ministranci

lektorzy

Służba Liturgiczna Ołtarza

Pielgrzymka służby liturgicznej

Rokitno sanktuarium

Katarzyna Krawcewicz

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia przy ołtarzu polowym

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia przy ołtarzu polowym

4 maja w Rokitnie modliła się służba liturgiczna z całej diecezji.

Pielgrzymka rozpoczęła się koncertem księdza – rapera Jakuba Bartczaka, który pokazywał młodzieży wartość powołania, szczególnie powołania do kapłaństwa. Po koncercie rozpoczęła się uroczysta Msza święta pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. Pasterz diecezji wręczył każdemu ministrantowi mały egzemplarz Ewangelii św. Łukasza. Gest ten nawiązał do tegorocznego hasła pielgrzymki „Chcemy zobaczyć Jezusa”. Młodzież sięgając do tekstu Pisma świętego, będzie mogła każdego dnia odkrywać Chrystusa.

CZYTAJ DALEJ

Chcemy zobaczyć Jezusa

2024-05-04 17:55

[ TEMATY ]

ministranci

lektorzy

Służba Liturgiczna Ołtarza

Pielgrzymka służby liturgicznej

Rokitno sanktuarium

Katarzyna Krawcewicz

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia przy ołtarzu polowym

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia przy ołtarzu polowym

4 maja w Rokitnie modliła się służba liturgiczna z całej diecezji.

Pielgrzymka rozpoczęła się koncertem księdza – rapera Jakuba Bartczaka, który pokazywał młodzieży wartość powołania, szczególnie powołania do kapłaństwa. Po koncercie rozpoczęła się uroczysta Msza święta pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. Pasterz diecezji wręczył każdemu ministrantowi mały egzemplarz Ewangelii św. Łukasza. Gest ten nawiązał do tegorocznego hasła pielgrzymki „Chcemy zobaczyć Jezusa”. Młodzież sięgając do tekstu Pisma świętego, będzie mogła każdego dnia odkrywać Chrystusa.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję