Wyraża niepokój spadkiem praktyk religijnych w Polsce. Wiele refleksji poświęca młodzieży, mówiąc, że jest to jeden z najważniejszych odcinków pasterskiej pracy Kościoła. „Jeśli nie wykażemy troski o młodzież, przyszłość Kościoła stanie pod znakiem zapytania" - dodaje.
Niezależnie od tych problemów, metropolita krakowski ufa, że - w sensie aksjologicznym Polska może pójść inną drogą, niż większość krajów Zachodu. „Polska może być zachętą, aby wrócić do tego projektu Europy, który jeszcze do niedawna odwoływał się do fundamentów chrześcijańskich" - wyjaśnia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
A oto pełen tekst wywiadu z abp. Markiem Jędraszewskim, metropolitą krakowskim, zastępcą przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski:
Marcin Przeciszewski (KAI): Księże Arcybiskupie, weszliśmy w rok obchodów polskiej niepodległości. Czy stulecie niepodległości nie powinno być dla nas wszystkich, Kościoła nie wyłączając, wezwaniem do odbudowy wspólnoty narodowej, która jest dziś mocno „potłuczona"? W konstytucji dogmatycznej „Lumen Gentium" Soboru Watykańskiego II, czytamy, że „Kościół jest w Chrystusie niejako sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego". Do czego nas to zobowiązuje?
Reklama
Abp Marek Jędraszewski: - Stulecie niepodległości jest z pewnością wezwaniem do odbudowy wspólnoty narodowej w sytuacji, gdy jest ona podzielona. Potrzebny jest ogromny wysiłek w tym kierunku, także ze strony Kościoła. Nie chodzi jednak o to, aby politycy różnych opcji stanęli na jednej trybunie 11 listopada i podali sobie ręce, a następnego dnia wrócili do, często bezwzględnej, walki. Możemy zaklinać rzeczywistość i jako Kościół mówić: Pogódźcie się, bo jest stulecie niepodległości! Ale nic z tego nie wyjdzie, jeżeli zabraknie woli autentycznego spotkania i decyzji o współpracy. Musi być to pogłębiony proces, prowadzony niezależnie od uroczystych obchodów rocznicy odzyskania niepodległości.
- Na czym ten proces powinien się opierać?
- Wszystkie strony sporu muszą sobie uświadomić, że dobro partykularne musi ustąpić przed wspólnym dobrem wszystkich Polaków, jakim jest Rzeczpospolita. Musimy być jednością, bo chodzi o Rzeczpospolitą. Musi to wybrzmieć z całą mocą. Pojęcie dobra wspólnego jest kluczem do rozwiązania naszych problemów. A z tym wiąże się poszanowanie godności każdej osoby i szacunek dla człowieka, także wówczas, gdy jest on adwersarzem politycznym, oraz gotowość do stanięcia w prawdzie.
Budowanie jedności czy przezwyciężanie podziałów nie jest prostą sprawą, czego dowodzi złożona historia Polski w minionym stuleciu. Spójrzmy, co się działo w początkach niepodległości, w 1919 i 1920 roku. Zbliżały się wojska bolszewickie a w Polsce panował polityczny chaos, dominowały gorszące kłótnie w rządzie, parlament był słaby, skłócony i nieudolny. Opamiętanie przyszło dopiero wobec zbliżającego się frontu sowieckiego, kiedy powstał Rząd Obrony Narodowej Wincentego Witosa i wydał dramatyczną odezwę do społeczeństwa. To dopiero skłoniło naród do pewnej jedności.
Był to błogosławiony zryw, ale potem jedność między Polakami znowu pękła. Po kilku latach doszło do zamachu majowego i ostrych konfliktów między rządzącymi a opozycją, włącznie z procesem w Brześciu. Skala wewnętrznych walk była równie silna po wybuchu drugiej wojny światowej między rządem gen. Sikorskiego a piłsudczykami. Jak się na to spojrzy, można nabrać innej perspektywy i spokojniej patrzeć na obecną sytuację polityczną. To wszystko już przerabialiśmy w znacznie gorszym wydaniu.
Musimy zadać też pytanie: komu dziś w Europie zależy na silnej Polsce? Są siły, którym zależy na osłabieniu nas poprzez eskalację wewnętrznych konfliktów. A kreowanie konfliktów jest łatwiejsze, gdyż mamy społeczeństwo medialne, w którym istnieją olbrzymie możliwości manipulowania.