Papież Jan Paweł II powiedział, że oddanie komuś narządu jest najwyższym aktem miłości. Chwalebne jest wyświadczanie dobra drugiej osobie, dzielenie się z nią rzeczami materialnymi, które posiadamy. Ale kiedy dajemy coś z siebie do przeszczepienia np. serce to dajemy już wszystko, całe życie. Nie możemy oddać więcej.
Rozmowa z ks. inf. Edwardem Majcherem - kapłanem po przeszczepie serca
Irena Świerdzewska: - Jakie to uczucie, kiedy nosi się serce drugiej osoby?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. inf. Edward Majcher: - Jeden z lekarzy powiedział kiedyś do pacjenta, który narzekał po przeszczepie: „Teraz to jest pana serce i musi je pan pokochać”. Trzeba cieszyć się
z nowego serca, jeśli się nie zaakceptuje tej sytuacji może nastąpić odrzucenie organu. Dzieje się tak, jakby cała natura człowieka miała wpływ na powodzenie zabiegu.
Miałem rozległy zawał i tętniaka aorty. Sytuacja była groźna. Lekarze zapowiedzieli, że potrzebny jest przeszczep albo czeka mnie poruszanie się w obrębie pokoju. Mogłem tak żyć może pięć lat, a może
tylko godzinę.
Na stan choroby i przyjęcie przeszczepu wpływa samopoczucie pacjenta: czy jest spokojny czy bardziej nerwowy. Podobno byłem bardzo spokojny. Zdałem się na wolę Pana Boga i przestałem się swoim stanem
przejmować.
Serce, które otrzymałem uważam za swoje. Po przeszczepie czuję się lepiej, niż przed zawałem. Mam serce 23-letniej osoby, młode, mniej zmęczone. Parafianie twierdzą, że jak mówię kazania to nawet
mam donośniejszy i bardziej wyraźny głos niż dawniej.
- Czy po rekonwalescencji zaczyna się inne życie, snucie nowych planów na przyszłość?
Reklama
- Po przeszczepie lekarze powiedzieli: „Musi ksiądz się teraz oszczędzać” Do wcześniejszych zajęć już nie wróciłem. Przedtem pracowałem w kurii, w seminarium, miałem wykłady, byłem proboszczem,
dziekanem. Obowiązków było bardzo dużo i mówiono mi, że to mogło być przyczyną zawału.
Obecnie nadal pracuję w parafii św. Wojciecha na Woli. Odprawiam Msze św., mówię kazania, spowiadam, głoszę konferencje. Mogę poświęcić się bardziej pisaniu artykułów, książek. Wcześniej przy licznych
zajęciach nie było na to czasu.
Mam świadomość, że chociaż mam młode serce, to częściej niż przedtem grozi mi zapadanie na różne choroby. Aby nie było odrzutu muszę przyjmować leki, które obniżają odporność organizmu, żeby nie odrzucił
przeszczepu, który jest dla organizmu ciałem obcym. Jednocześnie łatwiej zapadam na każdą infekcję. Zwykłe przeziębienie czy katar może rozwinąć się u mnie w zapalenie płuc.
- Często Ksiądz myśli o dawcy, modli się za niego?
- Jak tylko mam wolną intencję odprawiam za niego Mszę św. Modlitwę za człowieka, którego serce noszę, traktuję jako swój obowiązek, bo jakbym „korzystał” z jego śmierci. Może Bóg sprawił
tak, bym teraz modlił się za niego, bo może on nie był przygotowany na tę śmierć? Nie wiem jak wyglądał, jak miał na imię. Wiem, że zginął w wypadku razem z 18-letnią dziewczyną. Tej samej nocy ja otrzymałem
jego serce, a inna osoba serce dziewczyny.
Teraz kiedy mówię kazania do osób po przeszczepach, przypominam im, że obowiązuje nas wdzięczność wobec Boga i tych, z których śmierci „korzystamy”.
- Nie chciałby Ksiądz dowiedzieć się kto był dawcą serca dla Księdza?
Reklama
- Mógłbym próbować szukać. Wiem, że wypadek był pod Kaliszem. Także rodzina nie wie, kto był biorcą serca. Czytałem o przypadku, kiedy obydwie strony dowiedziały się o sobie. Wtedy rodzina jakby usynowiła biorcę, rodzice traktowali go jak swoje dziecko. Lekarze odradzają zbierania takich informacji. Czasami taka wiedza może być przeżywana jako radość przez obydwie strony, a innym razem może być żal i ból, że ktoś inny żyje dzięki śmierci syna czy córki. Przyjęto więc zasadę, że nie mówi się żadnej ze stron o tej drugiej. Modlę się za tę rodzinę, ale szczególnie za dawcę. Czuję takie zobowiązanie moralne.
- Czasami słychać głosy katolików negatywnie nastawionych do oddawania narządów na przeszczepy...
Reklama
- Niektórzy katolicy, nawet księża są przeciwnikami wykonywania przeszczepów. Kościół nie tylko zezwala na przeszczepy serca, ale także pochwala możliwość ich wykonywania. Dzisiaj, kiedy tyle osób
choruje na serce, a jednocześnie dochodzi do tak wielu wypadków, przeszczepy są najskuteczniejszą metodą leczenia serca. Osoby, które tego doświadczyły, podobnie jak ja, mają świadomość, że gdyby nie
było takiej możliwości, to żadna z nas już by nie żyła.
Papież Jan Paweł II powiedział, że oddanie komuś narządu jest najwyższym aktem miłości. Chwalebne jest wyświadczanie dobra drugiej osobie, dzielenie się z nią rzeczami materialnymi, które posiadamy.
Ale kiedy dajemy coś z siebie do przeszczepienia np. serce to dajemy już wszystko, całe życie. Nie możemy oddać więcej.
Mieliśmy ostatnio w Licheniu sympozjum, w którym uczestniczyli lekarze z Warszawy, Krakowa i Zabrza oraz osoby po przeszczepach. Były ciekawe referaty. Okazuje się, że Polska w zakresie wykonywania
przeszczepów znajduje się na jednym z ostatnich miejsc w Europie. Liczba zabiegów daleko odbiega od innych krajów - w stosunku do Austrii mamy ich mniej o 1/3. Dużo więcej zabiegów niż u nas wykonuje
się w katolickiej Hiszpanii. W Polsce najmniej dawców jest w Małopolsce, na terenach wschodnich. Więcej w centrum i na terenach zachodnich.
Nasze społeczeństwo jest w tym zakresie mało uświadomione. Apelowano do nas o podnoszenie wiedzy na ten temat. Można nosić przy sobie oświadczenie, że w razie śmierci pozwalam dysponować narządami
lub też nie. Jeśli osoba nie zgłasza sprzeciwu to według naszego prawa jest domniemana zgoda na korzystanie z narządów po śmierci. Z tymże zwyczajowo wcześniej lekarze pytają rodzinę o pozwolenie. Jeśli
osoba nie zgadza się na wykorzystanie narządów po swojej śmierci, to może wcześniej to zgłosić. Informacja trafia wtedy do ogólnego rejestru danych.
- Jak został Ksiądz duszpasterzem osób po przeszczepach...
- Osoby ze Stowarzyszenia same zwróciły się z prośbą do Księdza Prymasa, że chcą mieć kapelana. W marcu tego roku Ksiądz Prymas mianował mnie krajowym duszpasterzem osób po przeszczepach. Zadecydował
o tym fakt, że też jestem po przeszczepie, więc lepiej ich zrozumiem.
Pamiętam, w Aninie pani doktor prosiła mnie o przyjście do 40-kilkuletniego człowieka, który bardzo bał się przeszczepu. Trzeba było z nim porozmawiać, pokazać, że nie jest to takie straszne.
Osoby, które przed zabiegiem żyły na granicy śmierci, po zabiegu też żyją w ciągłym zagrożeniu, że w każdej chwili może nastąpić odrzut. Obecnie jednak zapobiegają temu bardzo dobre leki.
- Co jest celem duszpasterstwa wśród osób po przeszczepach?
Reklama
- Dotychczas nie było zorganizowanej formy duszpasterstwa. Osób po przeszczepach jest coraz więcej, obecnie około 500. Pochodzą z różnych regionów Polski. Nie mam więc możliwości odwiedzania ich.
Trzeba więc szukać nowych form utrzymania kontaktu. Kapelan jest im potrzebny także po to, żeby przyjechać, porozmawiać. Oni potrzebują takiego wsparcia, podbudowania. W kazaniach staram się podnieść
ich na duchu.
Będziemy rozmawiać, wspólnie wypracowywać różne formy duszpasterstwa. Planujemy zrobić dni skupienia w Adwencie i Wielkim Poście. W zeszłym roku zorganizowaliśmy pielgrzymkę do Częstochowy, w tym
roku do Lichenia. Trzydniowe spotkanie odbyło się w Wildze. Teraz jadę do Krościenka. Tam odbędą się trwające trzy dni, obchody 15-lecia Stowarzyszenia Transplantacji Serca.
- Czy fakt przejścia zabiegu przeszczepu zmienia mentalność, każe patrzeć na życie z innej perspektywy - wieczności?
- Tak. U większości osób po przeszczepie życie religijne ożywiło się, mają świadomość, że Bóg przedłużył czy darował im życie. Zauważa się u nich wdzięczność do Boga i do dawców narządów. Starają się o tym pamiętać. Na każdym zjeździe w Wildze modliliśmy się za dawców, ich rodziny, tych, którzy zmarli po przeszczepach. Pamiętamy o lekarzach, pielęgniarkach i całej służbie zdrowia.
- Czego osoby po przeszczepach oczekują od Księdza jako od duszpasterza?
Reklama
- Oczekują, aby podnosić ich na duchu. Nie mówią tego wprost, ale widzę też oczekiwanie, by mówić im o wieczności. Żyją w niepewności jutra, chcą więc podnoszenia w nadziei, że ich ziemskie bytowanie
nie kończy się nicością. Dzisiaj dochodzi do paradoksu - żyjemy w wielkich zbiorowiskach ludzi, a każdy czuje się samotny. Osoby po przeszczepach to zwykle renciści czy emeryci. Największą tragedią
dla nich jest poczucie, że są niepotrzebni, stanowią ciężar dla pozostałych domowników. Potrzebują ciepła, zainteresowania, wyciągnięcia ich z tej samotności. Trzeba im pokazywać, co mają robić, by poczuli
się potrzebni. Może to być opieka nad kimś słabszym. Trzeba też wpływać na rodziny, pokazywać im problemy tych ludzi. Chociaż nie można wprowadzać tu uogólnień, bo większość rodzin stara się dbać o chorych.
Nie słyszę z ich strony narzekań.
Osoby po przeszczepach prosiły mnie, abym przygotował dla nich opracowanie na temat stosunku Kościoła do przeszczepiania narządów. Oczekują z mojej strony publikacji w wydawanym przez Stowarzyszenie
biuletynie Zdrowe Serce. Wiem, że lubią wspólne pielgrzymki. W grupie czują się pewniej.
- W tę niedzielę obchodzi Ksiądz jubileusz 50-lecia kapłaństwa. Jak zamierza Ksiądz świętować?
- 15 października w kościele św. Wojciecha przy ul. Wolskiej 76 sprawowana będzie o godzinie 18.00 dziękczynna Eucharystia pod przewodnictwem kard. Józefa Glempa. Chętnych zapraszam serdecznie do uczestnictwa w tej Mszy św.