to wyrażenie w czasach wszechobecnej konsumpcji stało się zaklęciem i mantrą. Nieraz nie stać nas na jedzenie, nie mówiąc już, żeby było wykwintne. Nie stać nas na wiele produktów codziennego użytku,
nie wspominając o dobrach luksusowych.
Do tego nie stać nas na przyjaźnie, bo nie mamy czasu, nie stać nas na dzieci, bo trzeba robić karierę. Nie stać nas na pokój, bo dyszymy żądzą zemsty, nie stać nas na wiarę, bo za wiele wymaga. Nie
stać nas na nadzieję, bo świat jej skąpi. Nie stać nas na uśmiech, bo tacy jesteśmy zabiegani. Nie stać nas na uczciwość, bo kopią pod nami dołki. Jedyne na co nas stać, to na siebie. Choć czasem i to
wydaje się być mrzonką.
A czemu nas nie stać? Bo biedni jesteśmy. Marzymy nie tylko o jedzeniu i luksusach, ale i o przyjaźni bez ofiary czasu, o dzieciach jakby malowanych, wychowanych bez poświęcenia, o pokoju pod lufami
karabinów, o wierze bez przekonania, o nadziei najtańszej, najlepiej z promocji i o uczciwości za trzy grosze.
Lubimy te części Ewangelii, w których Jezus ujmował się za biednymi. Jak choćby słyszaną niedawno przypowieść o bogaczu i Łazarzu. Na tej ziemi, na palcach jednej ręki da się policzyć ludzi, którzy
uważają się za bogatych. Przychodzi mi w tym momencie na myśl Matka Teresa z Kalkuty. Uważała się za bogatą. Dawała wszystko, co miała najlepszego, każdemu, kto się do niej zwrócił. Nikt nie odchodził
od niej bez choćby odrobiny miłości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu