Ogromne nieszczęście - powódź, która dotknęła tysiące naszych
rodaków - wyzwoliła po raz kolejny w naszym narodzie ducha solidarności.
Z całego kraju napływają w rejony dotknięte katastrofą setki ton
darów. Płyną one także z naszej archidiecezji, o czym mówi szerzej
ks. Jacek Dziel. Ja zdecydowałem się towarzyszyć jednemu z transportów
z darami, by pokazać naszym Czytelnikom choć fragmentarycznie, tę
szczególną podróż.
Wyjechaliśmy z Gniezna w piątek, 10 sierpnia, ok. godz.
22.00, po trwającym blisko pięć godzin załadunku. Wielki, naczepowy
tir był niemalże po dach zapełniony tym wszystkim, czym gnieźnianie
zechcieli się podzielić z powodzianami. Wieźliśmy duże ilości wody,
mąkę, kaszę, makaron, ryż, cukier, środki czystości, kołdry, sprzęt
domowy, wózki dziecięce itd. Łącznie ponad 20 ton. Naszym celem była
wieś Rytwiany (dawne woj. tarnobrzeskie). Jest ona znana wśród turystów
z XVII-wiecznego eremu kamedułów - "Pustelni Złotego Lasu".
Ciekawostką jest, że wieś ma pewne powiązania historyczne
z naszą archidiecezją. W 1420 r. dobra rytwińskie nabył bowiem biskup
krakowski i kanclerz wielki koronny, Wojciech Jastrzębiec, który
trzy lata później został arcybiskupem gnieźnieńskim i Prymasem Polski.
Dotarliśmy tam następnego dnia, ok. godz. 7.00. Ludzie opowiadali
nam o tym, co przeżyli... Inni zaś mówili, by nic im nie zostawiać,
lecz jechać wpierw pod Sandomierz, gdzie ludzie zostali znacznie
bardziej poszkodowani...
Gmina Rytwiany również poniosła wielkie straty. Pod wodą
znalazło się 20 km2 terenu, w tym najlepsze w gminie ziemie uprawne.
Podtopionych zostało ok. 200 gospodarstw. W wielu woda wdarła się
do części mieszkalnej. Część spośród domów kwalifikuje się jedynie
do wyburzenia. Trudno jeszcze ocenić, jak duże straty spowoduje osiadanie
gruntów. Woda zniszczyła także most i znaczny odcinek drogi. Niosła
ze sobą nieczystości wypłukane z oczyszczalni ścieków w pobliskim
Staszowie.
Rolnicy odnieśli straty w inwentarzu. Na szczęście nie
było ofiar w ludziach. A wszystko to za sprawą spokojnej na co dzień
rzeczki Czarnej. Jej średni przepływ to kilkanaście m3/s. Maksymalna
przepustowość koryta to ok. 30-40 m3/s. W ciągu trzech krytycznych
dni przepływ wynosił ok. 150 m3/s. Od mieszkańców można usłyszeć,
że wprawdzie Czarna już wylewała, ale podtapiała jedynie najbliżej
położone gospodarstwa. Takiej powodzi nikt tu nie pamięta.
Do Gniezna powróciliśmy w sobotę, ok. godz. 20.00, po
pokonaniu łącznie ok. 900 km. Dało się odczuć duże zmęczenie, ale
także satysfakcję, iż mogliśmy choć trochę tym ludziom pomóc. Zarówno
przedstawiciele władz gminnych, jak również miejscowy proboszcz prosili,
by z serca podziękować w ich imieniu wszystkim darczyńcom. Czynię
to z prawdziwą radością.
Pomóż w rozwoju naszego portalu