Jest piękna niedziela Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, wzruszające święto Matki Bożej Zielnej, które uświadamia, iż roczny cykl natury powoli się wypełnia. Wczoraj intensywnie padało, patrzyłem na gęstniejący chwilami deszcz. A dzisiaj dzień już bardzo spokojny i nad głową wysokie, czyste niebo. Napływa ciepłe, miękkie powietrze. Takie, jakie najbardziej lubię. Powiewy poruszają delikatnie gałązkami i liśćmi. Jest w tej subtelności coś iście kobiecego. Jakby przypomnienie muśnięcia kosmyka włosów lub nieśmiałego dotyku dłoni. W powietrzu snuje się dziwna opowieść. Spleciona z soczystych barw i cichych dźwięków. W Lourdes Jan Paweł II modli się w Grocie Objawień o uzdrowienie i dar pokoju dla świata. Widać, że z trudem przychodzi mu mówić po polsku, prosi pielgrzymów o wsparcie. Chce wytrwać do końca. Wzrusza mnie to do głębi i nie ukrywam, że i napawa lękiem. Świat pogrąża się w niepokoju i chaosie i tylko głos Papieża jest w tej sytuacji głosem takim, jaki powinien być słyszalny. Potrzebny światu. Przychodzi mi na myśl porównanie do głosu proroka wołającego na pustyni. Czyli wielka samotność, a więc i wielki ból, cierpienie fizyczne i duchowe.
*
Reklama
Lato w pełni, nareszcie lato, i żniwa też w pełni. Złociście sypie zbożem. Tego roku urodzaj ma być nawet większy niż w ubiegłym. To naprawdę dobra wiadomość. Ale w powietrzu już się wyczuwa schyłkowy nastrój. Ptaki kołują, ach, ptaki kołują wysoko.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
*
Wczoraj umarł Czesław Miłosz, poeta pochwały piękna istnienia, a więc poeta dający otuchę. Wieczorem emitowany był film o jego pobycie po latach w Wilnie. Mówił o tym, jak idąc do szkoły, patrzył na oracza orzącego ziemię na pagórku. Dziewięćdziesiąt lat i taki obraz, taki szczegół, został w pamięci jako ważny. To mnie pokrzepiło. W końcu to samo staram się tu przywoływać, moje drobiazgi, i o to samo apelować. O przyglądanie się kropli wody, liściom, pąkom, kamieniom, bo to jest podstawa i lekarstwo na pokusę ulegania zgubnym nastrojom. Piękno i sens jest w istnieniu. W wywiadzie Miłosz powiedział, że trzeba w literaturze zachować takt, kiedy wszyscy epatują złymi stronami życia. Trzeba zachować takt, bo jest się odpowiedzialnym za drugiego człowieka. I nie można go przytłaczać ciemnością.
*
Kto tworzy w języku, ten wykonuje dla ojczyzny pracę oracza i siewcy. Trudno tedy domagać się od poety, by dał się zagnać do innych robót. Bo jakie to mogą być roboty, zastępcze, drugorzędne. Wzmagające poczucie zostawienia własnego pola odłogiem. To tak, jakby zamiast modlić się, krzątać się chaotycznie po domu. To może być nie do zniesienia. Dlatego artysta woli raczej głodować, żyć ubogo, licho, na marginesie, niż być poza swoją sztuką. Poetę karmi poezja, a on swoją poezją karmi ludzi.
*
Reklama
Wszystko trafia we mnie. Sprawy małe i duże. Jestem jak otwarty dom lub poczekalnia dworcowa, do której przychodzi, kto tylko chce. Przebiegają przez nią, krzyczą, płaczą, śpią, czekają na swoje życie, swoją godzinę, opowiadają historie smutnego życia, patrzą mi w oczy i ja patrzę. Współczuję. Nie mogę zamknąć okien ani drzwi, ani odwrócić się plecami od całego tego świata, który domaga się zmiany.
*
Jeśli traktujesz swoje życie poważnie, to porównasz je do księgi, która ma stronę pierwszą i ostatnią. Ty piszesz stronice tej księgi swoimi czynami, myślami, marzeniami.
*
Po każdym dniu, który mija, mogę powiedzieć, że żyłem.
*
Gołąb usiadł na parapecie okna. Chroni się przed deszczem.
*
Człowiek idący ulicą jest trochę większy od kropli deszczu.
*
Mija kolejny, ciepły, letni dzień sierpnia. Gospodarze zwożą sprasowaną słomę. Z rana przyniosłem mleko. I zaraz nalałem go trochę do miseczki dla kotki, która ma młode. Musi je karmić, a ja nie mogę o nią nie dbać. Pies oczywiście tylko czeka, kiedy będzie mu wolno wychłeptać pozostałą część mleka. Bacznie obserwuje, czy jeszcze coś dla niego zostało i się niecierpliwi. W końcu rusza i odpycha kotkę. Czerwono kwitną dalie. Dojrzewają winogrona, gruszki, śliwki, ale mam konkurentów w postaci szpaków, które z wielkim zaangażowaniem dziobią owoce. Miejscowy nasz Marek, przechodząc, rzucił w moją stronę: „Miłosz odszedł”. I wolnym krokiem, pochylony poszedł dalej. Marek jest postacią wielce oryginalną. Czasami nagle zagadnie, panie Czesławie, co nowego pan napisał. I wtedy muszę się jakoś tłumaczyć. Ze dwa razy przyniósł mi spore garście grzybów. Potrzebne mu było kilka złotych na maszynkę i żyletkę do golenia. Może i na piwo. Jego czas płynie wedle innego zupełnie rytmu niż pozostałych mieszkańców. Poza tym nie zdarzyło się nic szczególnego. Włączyłem piłę tarczową, pociąłem trochę drewna na kawałki. Patrzyłem na kwiaty, myślałem o liście, na który czekam, o Kaziku zwiedzającym Katalonię i inne piękne krainy południa Europy. To dobrze, że nie zdarzyło się nic szczególnego od samego rana do wieczora.
*
Sobota. Jadę do czytelni czasopism. Tak od lat już. Można się naczytać naprawdę rożnych, różnorodnych rzeczy, byleby tylko mieć na to czas. Taki bogaty kształt ma wolność.