„Niech ksiądz załatwi bilety na Pasję, musimy ją obejrzeć” - takie polecenie otrzymałem od biskupa Stanisława w kilka dni po premierze w polskich kinach filmu Mela Gibsona. Ucieszyłem się. Myślałem sobie: obejrzymy film, a potem zapytam Księdza Biskupa o wrażenia i mam materiał do gazety.
Wybrałem ostrołęckie kino. W przeddzień stanąłem w długiej kolejce, aby zdobyć upragnione bilety. Dobre miejsca i dobry czas: początek seansu o godz. 20.30.
Przybywamy do kina na kilka minut przed początkiem filmu. Akurat z kinowej sali wychodzą widzowie, którzy już obejrzeli film. Przyglądamy się ludziom, którzy w ciszy czynią drobne kroki po świecącej posadzce. Podchodzi do nas ks. kan. Ryszard Kłosiński - dziekan z Różana. Wita się, ale nic nie mówi. Odchodzi w ciszy. Tak samo zachowują się siostry zakonne. Tak wielu patrzy w stronę biskupa Stanisława, nic nie mówiąc. W moim sercu pojawia się pytanie: Co się stało? Dlaczego ludzie tak dziwnie się zachowują?
Siadamy na wyznaczonych miejscach. Gasną światła, płynąca z głośników muzyka wprowadza nas w niezwykły, tajemniczy nastrój. Księżyc, rośliny, skały - słowem - Ogród Genezaret, a w nim Jezus pełen niepokoju, człowieczego strachu. Już pierwsze sceny wyciszyły dokładnie kinową salę. Każda następna scena jest przez wszystkich wyczekiwana, chociaż dokładnie znana ze stron Pisma Świętego. Każda minuta filmu potęguje niesamowity nastrój, coraz głębiej przenika ludzkie serca i umysły. Kulminacją ludzkich przeżyć staje się scena biczowania i ukrzyżowania. Przeraźliwą ciszę kina coraz częściej przerywa ludzki szloch i głębokie wzdychanie. Tak już jest do końca filmu.
Wychodzimy z sali. Przyglądam się twarzom młodych ludzi. Dwudziestokilkuletni chłopak nie wie, jak zasłonić zapłakane oczy. Udaje, że boli go głowa. Młode dziewczyny chowają twarz w śnieżnobiałe chusteczki. Wszyscy w ciszy i spokoju zabierają z szatni swoje okrycia, kierują się w stronę wyjścia. „Proszę pozwolić mi pozostać w zadumie filmu. Słowa są tu zbyteczne” - odpowiedział Ksiądz Biskup jednemu z dziennikarzy. I my udajemy się w ciszy do samochodu. Cisza przenosi się na całą naszą podróż do Łomży. Jakoś nie chce mi się pytać Biskupa o wrażenia. Po co? Przecież wszystko stało się takie proste i jasne. Pozostało tylko odpowiedzieć sobie na kilka pytań o Boga, o Jezusa, o bliźniego, o siebie.
Żegnam się z biskupem Stanisławem przed jego domem. Słyszę tylko krótkie słowa naszego Pasterza: „Gdyby teraz ludzie w to wszystko uwierzyli”. Może uwierzą. Przecież film opowiedział tak prostym językiem o takich trudnych sprawach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu