W pierwszą sobotę maja na odpust św. Izydora do Rymacz na Wołyniu
znów pojechali pielgrzymi. Troską świętowania była 10. rocznica rymackich
pielgrzymek. W 1991 r. dawni parafianie Rymacz otrzymali pozwolenie
z Kijowa na odprawianie Mszy św. odpustowej przy kościele, w którym
stały maszyny po młynie, 50 lat po ich wysiedleniu stamtąd. Cóż to
za ludzie, po co im tamten kościół, skoro mieszkają w Polsce, czego
chcą? Dziesiątki podobnych pytań zadawali mi różni ludzie. Byłem
tam od początku. Rymacze i Luboml - to nasza wołyńska "Święta Ziemia".
Wiśniowe sady kryją całą wieś. Rymacze nad 100-hektarowym
jeziorem o nazwie Oko, po 60 latach od wysiedlenia Polaków, jako
tako można rozpoznać. Przewodnik po Polsce z 1937 r. informuje: "
W 1392 był tutaj król Władysław Jagiełło i tak sobie Luboml upodobał,
że później po zwycięstwie pod Grunwaldem w 1412 r. ufundował kościół
Św. Trójcy, a obok na zachód w Jagodzinie i Rymaczach założył polską
kolonię". Brakuje tylko 11 lat do okrągłego jubileuszu 600-lecia.
Wszystko się pozmieniało, krajobraz też. Nie ma starodrzewia, alei
kasztanowej przed kościołem, starych lip we wsi i przy gościńcach.
Znikły chutory i przydrożne krzyże. Pozostał kościół na rymackim
wzgórku, ufundowany w 1926 r. i całkowicie wyposażony do 1939 r.
Parafia została erygowana przez bp. Adolfa Szelążka z Łucka. Przedwojennych
odpustów było tylko 13. Zjeżdżali się na nie ziemianie z okolic,
gospodarze, pątnicy z Bindugi, Ostrówek, Przewał, Świerż i Dorohuska.
Przyjeżdżali młodzi Rymczanie, których spora część kształciła się
przed wojną w Łucku, Chełmie. Siostry Terezjanki, których Dom Macierzysty
był nieopodal w Maszowie i miały swój dom w Rymaczach, stroiły piękny
ołtarz. Do procesji dziewczęta szły w krakowskich strojach - panny
w rymackich (w burkach, czyli słynnych czerwonych pasiakach). Był
40-osobowy młodzieżowy chór w Kościele. Jakież to były odpusty! Dzisiaj
z całej Polski, a najliczniej z Chełma i okolic, zbierają się pielgrzymi
do autokarów. Zabierają obraz św. Izydora, kwiaty, świece, stare
fotografie, krzyż - jadą. Cztery pokolenia. Najstarsi, pod 90-kę,
najmłodsi to dzieci. Mówią ze łzami, że jadą do swojego kościoła,
na cmentarz, pokłonić się kościom przodków, męczenników z 1943 r.
Z każdej rodziny, chociaż jedna dusza. Kościół należy obecnie do
parafii w Kowlu. Ojcowie Franciszkanie Reformaci z prowincji krakowskiej
opiekują się nim; ale rzadko tu bywają Msze św. - kilka razy do roku.
W Rymaczach nie ma ani jednego Polaka, ani jednego katolika.
Tegoroczną sumę odpustową celebrował ks. kan. Antoni Świerkowski
z Dorohuska (od kilku lat pielgrzymujący z wołyńskimi parafianami
do Rymacz i rozumiejący ich los). W koncelebrze uczestniczyli także
ks. Zbigniew Karbowniczek ze Świerż i o. Tadeusz z Kowla. Na 10-leciu
parafii grały organy i śpiewał Bogusław Sagan - organista z Dorohuska.
Wzruszająca jest taka suma - w kościele, który okaleczony ludzkimi
rękoma i czasem wewnątrz się wali, chociaż są nowe okna i dach. Kapie
wosk i kapią łzy naszych babć złotych, które przekazały całe duchowe
dziedzictwo. Na Wołyniu w kościele wszystko zaczęło się od Rymacz. "
Ciebie nie droga purpura wsławiła, ani bogata matka urodziła, lecz
wzrosłeś między ziemią, rolnikami, pługiem, widłami". Śpiewają dawną,
babczyną nutę pielgrzymi. Dzisiaj ocalały obraz św. Izydora rezyduje
w Pławnicach koło Chełma. Uboga procesja z Litanią Loretańską, z
ukraińskimi dziećmi, które przychodzą po cukierki odpustowe z Polski.
Cmentarz. Tam głębsza zaduma. Spoczywają tutaj nie tylko
budowniczowie kościółka, ale jest także wojenny grób Armii Krajowej
i pomordowanych ze wsi Jankowce, należącej do Rymacz (z ukraińskiej
rzezi). Na groby rodziców i dziadków co roku przyjeżdżają potomkowie
z Koszalina, Dolnego Śląska, Warszawy i Kanady. Groby to ojczyzna,
wdzięczność za dar życia, za miłość. Trzeba garść ziemi zabrać i
równiankę barwinku do domu. Już to Wołynianie wiedzą, czym jest ta
garsta ziemi w chusteczce, doświadczyli wiele. Od nich można się
uczyć miłości do Ojczyzny, przywiązania do obyczaju, tradycji - wiernie
ją zachowują, nie zasymilowali się dotąd, gdziekolwiek są.
Żal odjeżdżać z pustego kościoła, patrząc na taflę jeziora
i kwitnące wiśnie. Życie to wędrówka. "Tyś najmądrzejszy na całym
Wołyniu, w Rymaczach, kościół Twój łaskami słynie. Choć rozproszeni,
wciąż Ciebie wzywamy, módl się za nami" - śpiewają na odjezdne św.
Izydorowi pielgrzymi. Jadą pokłonić się Pani Lubomelskiej w obrazie,
którego oryginał słynie łaskami w Polichnie koło Kraśnika; potem
zniszczony, zdewastowany cmentarz odwiedzić i nad kościmi praojców
zapalić świece. Wszystko to wypełniono. A wieczorem Msza św. - tym
razem w Kowlu u Ojców Franciszkanów. Niektórzy byli tu po raz pierwszy,
większość wielokrotnie. Tutaj diaspora polska liczniejsza - kościół
drewniany, przeniesiony z Wiszenek nad Styrem z XVII wieku. Na obszernej
posesji stanął już murowany klasztor, obszerny i wielofunkcyjny.
Gwardian o. Zygmunt dziękował Chełmianom, że wciąż pamiętają i wspierają
budowę, odwiedzają Kowel. W Chełmie co trzecia dawna rodzina kolejarska
to Kowelanie. Młodzież z KSM w Lisznie (parafia Kanie) z Piotrem
Głażejewskim, która po raz pierwszy w życiu wybrała się na misyjne,
wołyńskie szlaki - postawiła sobie za zadanie organizowanie pomocy
i pogłębianie historii wołyńskich Kresów. W Wieczerni, w kowelskim,
prawosławnym soborze, przed blaskiem ikon modlono się o zjednoczenie
chrześcijan. Taki jeden pielgrzymkowy dzień - tyle ludzkich dróg
i Bożych drogowskazów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu