Już 61 lat minęło od bestialskiej zbrodni dokonanej przez Niemców na pięćdziesięciu mieszkańcach Bielska Podlaskiego w Lesie Pilickim, w tym bł. ks. Antonim. „Wspomnienia z 15 lipca 1943 r.
jak ciężar legły na sercu ludzi i z pewnością zostaną w pamięci już na zawsze” - powiedział ks. inf. Eugeniusz Borowski rozpoczynając dwudniowe obchody tej smutnej rocznicy.
Ksiądz Infułat uczestniczy w tych obchodach już 55 razy! Co roku z niespotykaną wrażliwością przekazuje bielszczanom tę bolesną prawdę. Aby prawda ta była jeszcze pełniejsza napisał niezwykle ciekawą
i wzruszającą książkę pt. „Błogosławiony Antoni Beszta-Borowski Kapłan Męczennik z Bielska Podlaskiego w Diecezji Drohiczyńskiej 1880-1943”.
Biskup Antoni Dydycz - którego rola w krzewieniu kultu błogosławionego Kapłana jest znacząca - w słowie wstępnym do książki podkreślił, iż była ona pisana „rozumem i sercem”
i wyraził nadzieję, że zagości w każdym domu, „umacniając naszą wiarę w Boga i miłość do Ojczyzny”.
Tegoroczne obchody rocznicowe rozpoczęły się tradycyjnie 14 lipca na cmentarzu grzebalnym u stóp Pomnika Mauzoleum. Przybyły poczty sztandarowe szkół i organizacji społecznych, przedstawiciele służb
mundurowych, wśród których wyróżniali się policjanci i leśnicy, kombatanci i harcerze. Władze powiatu reprezentował starosta Sławomir Jerzy Snarski oraz przewodniczący rady powiatu Władysław Jagiełło,
fundatorzy okazałego, dębowego Krzyża Modlitewnej Pamięci, postawionego na polanie Lasu Pilickiego.
Mszę św. w intencji pomordowanych w koncelebrze z ks. Infułatem sprawowali: ks. prał. Ludwik Olszewski - dziekan bielski oraz ks. prał. Wojciech Wasak, proboszcz Karmelu. W formie apelu odczytano
nazwiska wszystkich ofiar pilickiej Golgoty, poczynając od bł. ks. Antoniego, a kończąc na trzyletnim Maciusiu Żabowskim.
Spośród tych, przed którymi na polanie Lasu Pilickiego Bóg otworzył bramy wieczności, było siedemnaścioro dzieci, trzech kapłanów, urzędnicy, nauczyciele, inżynierowie, rzemieślnicy, lekarz. Zginęły
całe rodziny, a wśród nich 6-osobowa rodzina Moryców. Ci ludzie to był trzon bielskiej inteligencji. Nie byli żołnierzami walczącymi z bronią w ręku. Ci ludzie nie byli żadnymi konspiratorami. Ich jedyną
winą było to, że byli Polakami - dziećmi polskiego narodu.
Ks. Infułat w okolicznościowej homilii powrócił do ostatnich godzin życia swojego stryja bł. ks. Antoniego. Jest się czego od niego uczyć. Tuż przed aresztowaniem ostrzegano go i radzono, aby opuścił
swoją parafię i ukrył się gdzieś na wsi. Błogosławiony nie chciał nawet o tym słyszeć. „A co będzie z moimi parafianami, z moim prefektem, ks. Michałem Sokołowskim, którego na pewno gestapowcy wezmą
na spytki? Co będzie z moimi bliskimi - bratem, siostrą, bratankami? Nie zejdę z mojej drogi…” - odpowiedział stanowczo i pozostał na miejscu. I poszedł na swoją Golgotę, której
finałem były strzały w tył głowy na pilickiej polanie. Czy była to nieroztropność czy raczej wierność samemu sobie, głębokie poczucie odpowiedzialności i gotowość całkowitego podporządkowania się woli
Bożej?
O bielskich męczennikach, w tym bł. ks. Antonim i Słudze Bożym ks. Ludwiku Olszewskim, ks. Henryku Opiatowskim, burmistrzu i senatorze Alfonsie Erdmanie oraz o najmłodszej, niespełna półtorarocznej
Basi Moryc, można powiedzieć słowami św. Ignacego Loyoli: „Żyli, pracowali i umarli na chwałę Bożą. Zwyciężyli z Chrystusem Zmartwychwstałym. Poszli do domu Ojca”.
Mówił o tym nazajutrz, 15 lipca, podczas uroczystej Mszy św. odpustowej odprawionej w Bazylice Narodzenia Najświętszej Maryi Panny bp Antoni Dydycz, któremu męczeństwo 50. bielszczan leży głęboko
na sercu. „Tylko w jedności z Chrystusem można odnieść zwycięstwo. On jest Ofiarą, ale przede wszystkim Darem. A Dar nie może być uciążliwy dla nikogo. Męczennicy, to właśnie Ci, którzy nigdy nie
odrzucili Daru, nawet jeśli wyciska on łzę…” - powiedział Pasterz.
Ks. Biskup oddał hołd świętym relikwiom Błogosławionego Kapłana, które już od pięciu lat znajdują się w bielskiej Bazylice. Na czas uroczystości rocznicowych trumienka z relikwiami została wyjęta
z przeszklonej wnęki pod mensą ołtarza Matki Bożej Różańcowej i wystawiona przed głównym ołtarzem, aby wierni mogli z czcią dotknąć jej i ucałować.
Dramatyczna jest historia krzyża postawionego na polanie w Lesie Pilickim. Zaraz po zbrodni, wczesnym rankiem 16 lipca 1943 r., na polanę przyszła Sabina Borowska, siostra Błogosławionego. Ona
pierwsza przyniosła niewielki, metalowy krzyż i postawiła go w rogu - zasypanej i zajeżdżonej gąsienicowymi pojazdami - zbiorowej mogiły. Później postawiono duży, brzozowy krzyż. Jeszcze później
dębowy. Władze komunistyczne nie chciały widzieć w tym miejscu żadnego krzyża - postawiły kamienny obelisk z czerwoną gwiazdą. Dopiero za czasów „Solidarności” krzyż powrócił na swoje
miejsce.
W środowe popołudnie, a właściwie już wieczór, ks. inf. Eugeniusz Borowski poświęcił nowy, okazały Krzyż Modlitewnej Pamięci, ufundowany przez mieszkańców powiatu. Będzie on przypominał o tych 50.
męczennikach, którzy pozostali wierni Bogu i Ojczyźnie. Również o tych, którzy - tak jak ks. Infułat - z ogromną odwagą i męstwem dochodzili do prawdy o zbrodni w Lesie Pilickim.
Po odśpiewaniu pieśni „Boże, coś Polskę” zgromadzeni, w niemal w całkowitym milczeniu, przy zachmurzonym niebie, opuścili polanę Pilickiego Lasu - świadka potwornego morderstwa,
które choć się wybacza, nigdy się o nim nie zapomina.
Pomóż w rozwoju naszego portalu