O przyjaźni można pisać książki, bo chociaż nie sposób powiedzieć o niej wszystkiego, zgłębianie jej istoty i rozważanie rodzajów relacji między przyjaciółmi porusza w człowieku myśli ważne dla niego
samego i dla innych. Nie jest też rzadkością zatrzymanie się nad dewaluacją tego słowa w dzisiejszym świecie: wielu nazywa przyjacielem kogoś, kto ze względu na swój majątek lub znajomości jest „przydatny”.
Mówienie o nim jako o przyjacielu jest sposobem na zdobycie zaufania w towarzystwie, a zwracanie się do niego w ten sposób - nawet rodzajem szantażu, przygotowaniem gruntu na przewidywane prośby
i „załatwianie” spraw. Wzrost znaczenia wartości materialnych z jednej strony zagraża przyjaźni, z drugiej zaś - stanowi przeciwny punkt odniesienia i w ten sposób eksponuje przyjaźń
jako bezinteresowny dar z siebie.
Przyjaciół zdobywamy przez całe życie. Spotykamy ich w szkole i w pracy; w miejscach, gdzie spędzamy wiele czasu i tam, gdzie pojawiamy się może tylko raz w życiu. Niektórych przyjaciół poznajemy,
jak mówi przysłowie, w biedzie, ale niekoniecznie we własnej: czasem to my mamy okazję pomóc komuś, stając się przyjacielem i zyskując wzajemność. Jeszcze inni wkraczają w nasze życie powoli, żyjąc gdzieś
obok nas przez całe lata, dopóki obrót wydarzeń nie wydobędzie na światło dzienne jakiegoś szczegółu, zbieżności zainteresowań czy wspólnych problemów, które zbliżą i zapoczątkują nową, głębszą relację.
Nie tak dawno nowy etap w moim życiu, który rozpoczął się od przeprowadzki do nowego miasta i wejścia w środowisko nowej pracy, wzbudził we mnie refleksję na temat przyjaciół. Większość przyjaźni
w moim życiu było wynikiem wspólnej nauki, wspólnego mieszkania i przebywania razem, a także wspólnej modlitwy i śpiewu. Od chwili rozpoczęcia studiów dane mi było również zawierać wiele przyjaźni wśród
profesorów, których poznawałam w Polsce i za granicą. Wszystkie te relacje miały swój początek w jakimś spotkaniu, rozmowie, uśmiechu - przychodziły nieoczekiwanie, jak kwiaty, które zauważa się
nagle w ogrodzie i dopiero wtedy zaczyna się o nie dbać.
Pozostając przy tym porównaniu, są też przyjaźnie podobne do kwiatów, które trzeba ostrożnie zasiać, podlewać z nadzieją i niepokojem, i czekać na dzień, kiedy być może zakwitną. Takie doświadczenie
stało się moim udziałem, kiedy od wszystkich mieszkających w pobliżu przyjaciół oddzielił mnie ów wyjazd w nieznane, do miasta, w którym o moim istnieniu wiedział jedynie mój pracodawca oraz człowiek,
który wynajął mi mieszkanie. Wprawdzie świat kurczy się ostatnio w zawrotnym tempie i bywa, że łatwiej mi porozmawiać za pośrednictwem Internetu z Crystal w USA niż z Asią w Krakowie, ale jest to oczywiście
kontakt ograniczony. Przyjaciele „w zasięgu ręki” pomagają otrząsnąć się po ciężkim dniu, nierzadko potrzebując od nas tego samego. Czasem wystarczy sama obecność, wspólne przebywanie czy
kilka słów. Nadzieja na spotkanie z przyjacielem, nawet gdy oczekiwanie jest długie, zmienia perspektywę; każda godzina, trudna czy pogodna, zbliża nas do radości, na którą czekamy. „Droga przez
las nie jest długa, jeśli kocha się osobę, którą idzie się odwiedzić”.
Początek nowego etapu życia uświadomił mi, że na pięknym beskidzkim polu kwiaty przyjaźni trzeba dopiero zasiewać; do dziś niektóre wypuściły już pędy wystarczająco długie, aby cieszyć się ich istnieniem.
Jeden z takich kwiatów rośnie na uroczej przełęczy w Beskidzie Śląskim. Do stojącego tam zajazdu trafiłam po całodniowej górskiej wędrówce z rodzicami. Ze względu na późną porę spędziliśmy tam niewiele
czasu, ale idąc dalej pomyślałam, że bardzo chciałabym wracać do tej chatki pośród gór i słuchać niezwykle zajmujących, sięgających czasem daleko w przeszłość opowieści właściciela. W najbliższy wolny
dzień wybrałam się tam ponownie, z nadzieją podtrzymania zawartej przelotnie znajomości. Stopniowo wszystkie trasy w okolicy zaczęły prowadzić na tę jedną przełęcz. A chociaż państwo, do których należy
zajazd mają często ręce pełne roboty ze względu na liczną klientelę, zawsze znajdują dla mnie chwilę - i chwile te są warte każdorazowej godzinnej jazdy w zatłoczonym autobusie, a potem jeszcze
dłuższej pieszej wędrówki, w zależności od szlaku. Szlak w wielu przypadkach zmienił się w ścieżkę prowadzącą do domu przyjaciół, a oczekiwanie stało się piękniejsze dzięki byciu oczekiwanym. Ziarno padło
na żyzną glebę.
Literatura i życie dostarczają niezliczonych inspiracji na temat łączącego ludzi wzajemnego przywiązania. Dzieląc się cząstką tego, co jest naszym udziałem, można mieć nadzieję, że myśli te wzbudzą
w kimś refleksję prowadzącą do dobra, a nam samym ukażą w nowym świetle to, co wyrażamy słowami. Życzę wszystkim i sobie, abyśmy wszystkie kwiaty przyjaźni, te sadzone własnoręcznie i te, które rozkwitły
jak nieoczekiwany dar, umieli pielęgnować tak, jak na to zasługują: z miłością.
Pomóż w rozwoju naszego portalu