wPolityce.pl: Panie marszałku, rozmawiamy tuż po posiedzeniu sejmowej komisji do spraw Unii Europejskiej. Ciekawa dyskusja o przyszłości UE i o jej reformie, ale przy pytaniu o to, co dalej z Europą, nie sposób uciec od pytania o to, co dalej z jej bezpieczeństwem. Nie ma miesiąca, tygodnia, byśmy nie słyszeli o kolejnym zamachu czy ataku. Jak Pan odbiera reakcję unijnych elit wobec tego problemu?
Marek Jurek, poseł do Parlamentu Europejskiego, były marszałek Sejmu, Prawica Rzeczypospolitej: Władze Unii Europejskiej kontynuują własne katastrofalne błędy i przeciwstawiają się zmianom w Europie. Kiedy pół wieku temu Enoch Powell w swym przemówieniu o „rzekach krwi” przepowiadał napływ milionów imigrantów do Europy - nie mylił się. Wtedy odrzucono prawdę, dziś widzimy tego skutki. Już prawie trzy lata temu ostrzegałem, że masowe zaangażowanie europejskich ochotników po stronie Kalifatu Państwa Islamskiego to znak, którego nie wolno ignorować. Przecież było wiadomo, że będą wracać do Europy, by tu otworzyć nowy front dżihadu. Dziś mamy nowy sygnał, zapowiadający dalszą eskalację przemocy. To europejska intifada noży. Radykalne, terrorystyczne organizacje coraz skuteczniej zachęcają swych zwolenników do spontanicznego, ulicznego gwałtu, niewymagającego ani wielkich przygotowań, ani technologii.
Co za tym idzie – bardzo trudnych do wykrycia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Owszem, ale to może przekroczyć rozmiary indywidualnych zbrodni. Historia rewolucji pokazuje, że wywołanie krwawego „gniewu ludu” to sposób destrukcji państwa w pierwszej fazie rewolucji. Bo dla islamistów destabilizacja Europy to tylko etap na drodze do zrewoltowanie mas młodych europejskich muzułmanów.
Jak miałaby wyglądać skuteczna reakcja?
Realizm każe najpierw zdefiniować problem. Europa jest w stanie wojny i powinna się bronić. Udział w siłach Państwa Islamskiego powinien być traktowany jako zdrada, cudzoziemcy sympatyzujący z terroryzmem powinni być natychmiast wydalani, procedury azylowe, ale również naturalizacyjne, wobec takich osób powinny być rewidowane. Państwo, które zostało wprowadzone w błąd, ma prawo rewidować swojej decyzje. Tylko takie działania zbudują kordon społeczny izolujący ekstremistów od muzułmanów, którzy chcą żyć spokojnie.
Ale przecież zostają jeszcze ci, którzy mają obywatelstwo kraju unijnego - tak po prostu. Jako drugie, trzecie pokolenie imigrantów, które nie zasymilowało się. Jak poradzić sobie z nimi?
Należy surowo reagować na wszelkie przejawy sympatii do terroryzmu, a przede wszystkim zatrzymać postępy islamskiej imigracji.
Jak odnosi się Pan do tych głosów, które odwołują się do wspólnych wartości europejskich, które Polska ma niszczyć swoją postawą w sprawie przyjęcia imigrantów?
Reklama
Europie potrzebna jest głęboka reforma moralna: powrót do myślenia w kategoriach dobra wspólnego narodu, w kategoriach wierności zasadom cywilizacji chrześcijańskiej oraz solidarności i odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń. Dziś Europa nie ma wspólnych wartości, choć dzięki wspólnej historii i instytucjom pozostaje wspólnotą losu. Nasze wartości to wiara i tradycja, niepodległość państwa i solidarność narodowa, godność ludzka, prawa rodziny i prawo do życia każdego człowieka. Władze Unii Europejskiej te wartości ignorują, a często odrzucają. Ale również w Zachodniej Europie są miliony ludzi sympatyzujących z polityką Węgier czy Polski. Dwa tygodnie temu widziałem to w Budapeszcie, na zjeździe Europejskiej Federacji One Of Us. Tylko nasza solidarność wobec tych ruchów powinna być równie zaangażowana, jak wsparcie establishmentu UE dla KOD-u. Przyjaciół trzeba szanować i cenić.
W dyskusji często padają też odwołania do chrześcijańskiego sumienia. Oto kreśli się obraz, w którym na wodach mórz na południu Europy toną setki osób, a my milczymy, nie reagujemy, nie pomagamy. Jak Pan, człowiek Kościoła, odbiera takie argumenty? Trafiają do Pana?
Reklama
Codziennie musimy myśleć, jak przekazać naszym dzieciom i wnukom cywilizację chrześcijańską, którą otrzymaliśmy od naszych rodziców i dziadków. Właśnie dlatego nie możemy pójść tą drogą, co państwa, które tej cywilizacji się wyrzekły. Pomoc poszczególnym rodzinom i ludziom, zwłaszcza na pełnym morzu, to rzecz oczywista. Ale równie oczywista powinna być walka z przemysłem zorganizowanej imigracji. Dlaczego muzułmanie tak masowo migrują do Europy? Bo Federica Mogherini, jako Wysoki Przedstawiciel Unii Europejskiej, mówiła, że islam jest przyszłością Europy i że należy w Europie stworzyć przestrzeń dla politycznego islamu. Ci ludzie jadą do Europy, bo Europa uznała, że islam tu u siebie. Jada więc do siebie i oczywiście po korzyści materialne, które tu na nich czekają. Polska na forum międzynarodowym powinna bronić zasad cywilizacji chrześcijańskiej, suwerenności państw narodowych i solidarności narodów Europy. I oczywiście powinniśmy prowadzić naszą Narodową Politykę Solidarności, na bazie tego co już robimy. Z jej owoców korzystają miliony obywateli Ukrainy (skoro w ubiegłym roku wydaliśmy 650 tys. pozwoleń na pracę w Polsce. W Parlamencie Europejskim mówiłem niedawno, że uważa się, iż miarą solidarności jest tylko otwartość na muzułmańską imigrację. Czy Ukraińcy albo Polacy, którzy szczególnie za Zbruczem przeżyli cały XX wiek doświadczając potworności i udręk komunizmu, a później postkomunizmu – czy mają mniej praw do szukania „lepszego życia” tylko dlatego, że nie są muzułmanami? Czy to imigranci drugiej kategorii?
Nie uciekamy takimi odpowiedziami od jasnej odpowiedzi na pytanie, czy pomożemy tym z Południa?
Nie uciekniemy od pytań z telewizora, a od pytań o to ile zrobiliśmy dla Polaków z Azji Środkowej łatwo „uciekniemy”, bo CNN nic o nich nie mówi? W Iraku i Syrii życie chrześcijańskie zostało prawie zupełnie wyniszczone. Europa ma obowiązek je chronić - na miejscu lub na wychodźstwie w Europie. Nasza Narodowa Polityka Solidarności powinna podać rękę chrześcijańskim uchodźcom w obozach w Niemczech, we Włoszech czy w Grecji - jeśli się będą chcieli w Polsce osiedlić. Powinni wiedzieć, że są dla nas ważni, że mają braci. Choć znam również pogląd, że nie powinni.
A jeśli chodzi o muzułmanów - przecież żyją w Polsce! I żyjąc w Polsce powinni być w pełni otoczeni opieką Rzeczypospolitej, w pełnym szacunku dla swej godności. Każdy przejaw gwałtu powinien się spotykać z przykładną karą i potępieniem. Natomiast naturalna obecność poszczególnych imigrantów nie powinna się zamieniać w administracyjną islamizację.
Ale, jak rozumiem Pana intencje, zachęca Pan też rząd do twardej postawy wobec presji ze strony Brukseli ws. imigrantów.
Zdecydowanie tak. Powinniśmy prowadzić Narodową Politykę Solidarności, jednocześnie odrzucając wszelkie formy zewnętrznego przymusu imigracyjnego. Musimy być świadomi, że stoimy dziś przed wielkim narodowym wyborem. W latach 90-tych naszym oponentom udało się przeszkodzić w dekomunizacji, prywatyzacja zamieniała się często w swe przeciwieństwo, a wobec katastrofy demograficznej latami zachowywano zupełną bierność. Dziś przedmiotem takiego strategicznego rozstrzygnięcia jest multikulturalizm forsowany przez Unię Europejską. Dziś jesteśmy w tej sytuacji co Francja czy Wielka Brytania pół wieku temu. I pytanie - czy naszym dzieciom i wnukom chcemy zafundować ich problemy? Nie spieramy się o indywidualną pomoc, ale o prawomocność i wiarygodność polityki władz Unii Europejskiej.Na koniec: jak odnosi się Pan do presji ze strony Kościoła w kwestii tzw. korytarzy humanitarnych? Czy rząd powinien się na to zgodzić?
To inicjatywa, która znakomicie wpisuje się w Narodową Politykę Solidarnosci i natychmiast powinna zostać podjęta przez władze. Nie rozumiem, dlaczego mając tak znakomitego partnera społecznego, jakim jest Episkopat i organizacje charytatywne Kościoła, władze z taką rezerwą odnoszą się do tej inicjatywy. Powinna być podjęta od początku i wykorzystana w polityce jako przykład pomocy, jaką Polska jest gotowa nieść potrzebującym. A Kościół, tysiące katolików w Polsce, cały czas taką pomoc niesie, przez Caritas czy akcję „Rodzina - rodzinie”.