Koncertów "Arki Noego" nie można nazwać show, na którym rozemocjonowany
tłum zrywa z siebie koszulki. Występy grupy na żywo to coś więcej
niż show - coś po nich zostaje.
Warszawa jest jednym z 15 miast na wakacyjnej trasie
koncertowej grupy. W pierwszy dzień kalendarzowego lata rzęsisty
deszcz nie przestraszył chętnych. Na Polach Mokotowskich, omijając
kałuże, cisną się przed scenę i duzi i mali. To nic, że ołowiane
chmury zasnuwają niebo. Kolorowo jest na scenie, gdzie jako dekoracja
stoją żółto-czerwone klocki z abecadłem, a w tyle logo Telewizji
Puls wykonane z balonów. Kolorowo jest też wokół sceny. Tam zielony
nadmuchiwany smok góruje wysoko nawet ponad zadaszenie sceny.
Występ "Arki" odwleka się kilka minut. Nagłośnienie chyba
zmówiło się z niebem bo ciągle "nie sprzęga". W końcu udaje się osiągnąć
słyszalną przez wszystkich harmonię kontrabasu, skrzypiec, gitar
i akordeonów grającego z "Arką" zespołu "Dikanda". I wtedy Robert
Friedrich "Litza" przez mikrofon głośnym: "Dzieeci!" wzywa na scenę
pozostałą część zespołu. Z autokaru, który pełni funkcję garderoby
wypada młodociana, śpiewająca część "Arki": rodzeństwa Mayka, Wiki
i Róża Friedrich, Halszka i Malwina Starosta, Kasia i Ola Malejonek,
Martyna i Dominik Szczepaniak, Mikołaj i Marek Pospieszalscy oraz
Janette Silva da Piedade, Kamil Ziemowski, Łukasz Chruszcz, Ada Janiszewska,
Kaja Chmiel i Marta Sosulska.
Na początek płynie Osiem błogosławieństw, Abecadło, a
potem Ziemia Święta. Robert Friedrich jest w jednej osobie gitarzystą
i konferansjerem i to szczególnym. Nawiązuje z widownią kontakt,
który przeradza się w dialog. - A gdzie jest Ziemia Święta? Tam,
gdzie urodził się Pan Jezus. A czy jest na Pradze, albo na Dworcu
Centralnym? Bo ja widziałem świętych na Dworcu Centralnym. Tak naprawdę
Ziemia Święta jest wszędzie - konkluduje.
Teksty piosenek "Arki" zapisane są w prostych słowach,
które niosą najgłębsze przesłanie. Do każdej piosenki można przypisać
fragment Ewangelii. "Arka" zorganizowała nawet konkurs dla dzieci
na przypisanie do każdej piosenki konkretnych fragmentów z Pisma
Świętego. Przed piosenką opowiadającą, że można chodzić po wodzie
Robert Friedrich pyta: A kiedy można chodzić po wodzie? Kiedy woda
zamarznie? Nie. Żeby chodzić po wodzie trzeba patrzeć Jezusowi w
oczy. Robert Friedrich tego rodzaju koncert uważa za "wypłynięcie
na głębię". - Są tacy, którzy śmieją się, że zrezygnowałem ze śpiewania
w zespołach metalowych, że mam tyle dzieci. Uważają, że zwariowałem.
Ja natomiast mam pewność, że jestem tam, gdzie powinien być ojciec
- blisko dzieci.
Dar ojcowstwa owocuje w rozmowach z młodą widownią. -
Czy wiecie, że Bóg patrzy inaczej na człowieka niż my na siebie wzajemnie.
- Patrzy z góry? - Ale jeszcze inaczej. Patrzy sercem. Będziemy teraz
śpiewać o najpiękniejszej kobiecie - o Maryi. Najpiękniejszej, bo
powiedziała Bogu "tak".
Melodia i teksty piosenek "Arki" łatwo wpadają w ucho
- "Jesteś potrzebny mi, bez Ciebie trudno żyć, kto mi pomoże, gdy
upadnę?.. i mówią też o codzienności: "Ratuj mnie, gdy myślę tylko
o sobie, ratuj mnie, gdy idę do dentysty, ratuj, gdy mam głupie pomysły,
jedź razem ze mną na hulajnodze".
Robert Friedrich "Litza", autor piosenek, ojciec piątki
dzieci, przykłady czerpie z własnego domu. - Trzeba mieć konkretne
doświadczenia, że tej wypadł ząb, ta ma problem z koleżanką w klasie.
W tych piosenkach jest nauka Kościoła, w kontekście mojego codziennego
życia - mówi.
Czasem problem jest z doborem słów. Niektóre dzieci seplenią
czy nie wymawiają "r". Tak było przed rokiem z Różą, córką "Litzy"
. - Jeżeli chcesz zaśpiewać "rower jest w lato" to naucz się mówić "
r" albo zaśpiewa inna dziewczynka - mówił "Litza". - To zmień tekst
na "wrotki" - broniła się Róża. - Ale tu też jest "r". Nie wiedzieliśmy
co zrobić, aż w końcu Róża się nauczyła i jedno z pierwszych "r"
jakie mówiła jest na płycie - opowiada "Litza".
- Najlepszym testerem tworzonych piosenek są dzieci.
- Jak tworzę muzykę i gram, a moje dzieci dłubią w nosie i nie zwracają
uwagi, to znaczy, że jest słabe. Wtedy idę do pokoju i próbuję coś
z tym zrobić. Ale jak gram i widzę, że one się ruszają - znaczy,
że to jest to! - dodaje "Litza".
Na scenie trzeba utrzymywać dyscyplinę, czasem któreś
z dzieci zganić. - Są to dzieci głównie muzyków rockowych, więc nie
są najgrzeczniejsze. Czasem drą się głośniej niż wokaliści sceny
rockowej, muszę upominać, na scenie nie krzyczcie - żartuje Robert
Friedrich. Jeśli jest problem z posłuszeństwem, wtedy wracają do
autokaru, a na scenę zapraszane są dzieci z widowni.
"Litza" wśród tych, z którymi pracuje bywa nazywany "
niemieckim robotem". Wymaga w pracy kompetencji i dyscypliny. Jeśli
umówioną godziną była piętnasta, to znaczy, że nie można przyjść
trzy po piętnastej.
Układ piosenek podczas koncertu nie jest sprawą przypadku.
Zwykle pojawiają się te najstarsze Nie boję się, gdy ciemno jest
czy Święty uśmiechnięty. Ostatnia angażuje wszystkich widzów. Już
nie trzeba pokazywać kiedy rysować nad głową aureolę, a kiedy odłożyć
miarę grubemu czy chudemu. Koncert kończy piosenka Przebaczone winy,
darowane długi opatrzona modlitewną intencją o pokój w sercach ludzi
i pomiędzy narodami, o jedność w Kościele. To jeszcze nie koniec "
pracy" dla "Arki". Ostatni nieodłączny punkt koncertu jest niewidoczny
dla publiczności - to modlitwa. W autokarze grupa modli się za osoby
i za miejsce, w którym przebywają. Ojcze nasz i w modlitwie spontanicznej
kierują wezwania za dalszą część trasy. Modlitwa zaczyna też każdy
występ na scenie.
Reklama
Rozumieją się pomimo odległości
"Arka" zaczęła się od przyjaźni. Najpierw były spotkania w
gronie znajomych. Kiedy okazało się, że jest już sześć piosenek,
trzeba było wymyśleć nazwę dla grupy. Sięgnięto do Starego Testamentu. "
Arka Noego" ma być symbolem Bożego działania, ma mówić o tym, że
Bóg zawsze stara się ratować człowieka i czyni wszystko, co jest
możliwe w tym kierunku. "Arka" jest nietypowym zespołem. Członkowie
pochodzą z różnych miast Polski. Friedrichowie spod Poznania, dzieci
Marcina Pospieszalskiego z Częstochowy, Darka Malejonka z Warszawy,
Izy Szczepaniak ze Szczecina - podobnie jak grupa "Dikanda", z Lublina
jest Joszko Broda. Cała grupa widzi się tylko na koncertach i podczas
nagrań w studio. Nagrania również wyglądają specyficznie. Nie ma
rejestrowania całej płyty. Nagrywane są pojedyncze piosenki, które
potem składane są w całą płytę. Dlatego płyta powstaje czasem cały
rok. Tak jest np. z ostatnio wydaną Mamatata mam 2 lata. Pierwsze
piosenki powstały już w kwietniu ubiegłego roku, ostatnie w kwietniu
tego roku.
Zespół nie ma regularnych prób. Koncerty są zwykle improwizacją.
Czasem zdarzają się pomyłki, ale jak śpiewa Kasia Malejonek - Pan
Bóg wybacza błędy. - Nie chodzi o zamierzone niechlujstwo - tłumaczy "
Litza". - Chcemy, żeby te piosenki były modlitwą, a do modlitwy prób
nie trzeba, poza nieustanną modlitwą - wyjaśnia. Starania nie idą
w kierunku perfekcjonizmu, ale ku naturalności. Jeśli nawet jakieś
dziecko połknie sylabę albo nie dośpiewa, to nie robi się poprawek.
Trzeba maksymalnie wykorzystać czas, kiedy mogą być skupione, a jest
to tylko godzina. Praca nie jest łatwa. - Po pierwszych dwóch piosenkach
powiedziałem, że już nigdy nie będę pracował z tym zespołem, że już
wogóle nie będę grał muzyki - wspomina "Litza".
Popularność? A co to takiego?
W tym roku "Arka" zebrała kilka Fryderyków: w kategorii grupa
roku, album roku, fonograficzny debiut roku i przebój roku - za piosenkę
Święty uśmiechnięty.
- Nagraliśmy tylko trzy płyty, a ile się sprzedało, to
już nie nasza wina - tłumaczy "Litza". Po licznych sukcesach nikomu
w "Arce" woda sodowa nie uderza do głowy. Dzieci nie odczuwają problemu
popularności. W zespole pozawiązywały się przyjaźnie i dla nich ważniejsze
są spotkania niż granie i śpiewanie. Popularność kreuje publiczność.
Dlatego dzieci zwykle nie udzielają wywiadów, nie rozdają autografów,
a jeśli już to autografy pochodzą od rodziców, babci albo dziadka.
- Zabraniamy dzieciom robienia zdjęć z ludźmi - nie mogą być traktowane
jak gwiazdy. Jako dzieci muzyków rockowych niemal wychowywały się
na scenie i wiedzą, że można nie wziąć z tego nic dobrego albo dobrze
to wykorzystać - ocenia "Litza".
W "Arce" nie ma gonitwy za popularnością czy sukcesem,
może dlatego występom na estradzie nie towarzyszy stres.
Od początku działalności "Arka" zrzekła się tantiem autorskich
za wykonywanie utworów. Dzięki temu w radiu i telewizji emisje piosenek
były darmowe, zaś "Arka" nie miała żadnych korzyści materialnych
z tego tytułu. Podobnie z prezentowanej w telewizji reklamy wapna
Frutical. Dochód z reklamy przekazała dla dziecięcego hospicjum w
Mysłowicach, Europejskiej Fundacji Społecznej w Lublinie i do Stowarzyszenia
Zastępczego Rodzicielstwa w Poznaniu.
Ostatnia informacja i można już powiedzieć plotka głosiła,
że zespół zawiesza działalność. - Czy po takim koncercie ktoś jeszcze
ma wątpliwości? - pytał "Litza". Na nowy rok szkolny są już nowe
pomysły. Przed świętami Bożego Narodzenia "Arka" chce zagrać kilka
koncertów w szpitalach i hospicjach dla dzieci w całej Polsce. Trasa
będzie nosić nazwę "Arka Noego w Ziemi Świętej". Są już czynione
starania, aby dzieciom sprezentować upominki, słodycze i może uda
się wręczyć im za darmo płytę z kolędami.
Robert Friedriech "Litza" ma też pomysł na nową piosenkę
- o gwiazdach, a właściwie o jednej gwieździe betlejemskiej. O tej,
która prowadzi do Jezusa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu