Niedawne odkrycia włoskich naukowców znacznie podniosły temperaturę dyskusji wokół Całunu Turyńskiego, uznawanego przez tradycję za grobowe płótno, w które został owinięty i złożony do grobu Chrystus.
O tej „najświętszej relikwii” wspominali już niektórzy Ojcowie Kościoła, jak Euzebiusz z Cezarei i Klemens z Aleksandrii, a starożytni chrześcijanie mówili o niezwykłym wizerunku, który określali
jako obraz nie-ludzką-ręką-wykonany (gr. acheiropoietos). Ale dopiero współczesna nauka odkryła, jak trafnie określili oni to zagadkowe odbicie.
Całun Turyński - płótno o długości 4,36 m i szerokości 1,10 m, na którym widoczne są ślady postaci (kształt sylwetki - wzrost ok. 162 cm, symetryczne rysy twarzy), krwawe rany po cierniowej
koronie, biczowaniu i gwoździach wbitych w nadgarstki i stopy - od 1578 r. przechowywany jest w Turynie (stąd jego nazwa), w specjalnie zbudowanym ołtarzu. Od wieków był on obiektem szczególnego
kultu w Kościele katolickim, jednak prawdziwa „bomba” wybuchła wraz z nadejściem ery fotografii. W 1898 r., kiedy przy okazji wykonania pierwszej oficjalnej fotografii na Wystawie Sztuki
Sakralnej w Turynie adwokat Secondo Pia odkrył, że odciśnięty na Całunie wizerunek nosi cechy podobne do cech fotograficznego negatywu. Od tamtego czasu kolejne badania i rozwój nauki czynią to płótno
coraz bardziej fascynującym i zagadkowym. Po przeprowadzeniu wnikliwych badań stwierdzono, że wszystkie zachowane na płótnie ślady nie są namalowane, lecz są odbiciem krwawiącego ciała ludzkiego.
Mikroskopijne badania pyłków kwiatów, które w przeciągu wieków gromadziły się w zagłębieniach płótna, ujawniły, że na Całunie znajdują się pyłki roślin europejskich, jak również pyłki roślin występujących
w regionie Konstantynopola, na stepach Anatolii oraz nad Morzem Martwym. Z kolei badania śladów krwi dowiodły, że jest ona bez wątpienia ludzkiego pochodzenia. Dokładne analizy fotografii wizerunku wykazały
zaś, że rany zadane owiniętemu nim człowiekowi zgadzają się zarówno z ewangelicznymi opisami męki i śmierci Chrystusa, jak również z rzymskimi metodami krzyżowania.
Sceptycy od początku podważali prawdziwość Całunu, formułując szereg - często wzajemnie sprzecznych - hipotez wyjaśniających jego powstanie. Najczęściej twierdzili, że płótno to jest dokonanym
najpewniej w średniowiecznej Francji fałszerstwem. W dyskusjach pojawiały się również argumenty bardzo dalekie od standardów naukowości czy nawet zwykłej uczciwości. Przykładowo twierdzono, że Całun namalował
Leonardo da Vinci, zapominając o fakcie, że narodził się on 100 lat po pierwszych oficjalnych wystawieniach Całunu. Wydawało się jednak, że ostateczny cios jego autentyczności zadały przeprowadzone w
1988 r. badania radiowęglowe pozwalające na określenie przybliżonego wieku płótna. Werdykt był następujący: Całun nie mógł powstać przed 1260 r. Jednak dosyć szybko pojawiły się wątpliwości
wobec interpretacji wyników tych badań. Zdaniem jednego z odkrywców metody radiowęglowej, Roberta Stuckenratha, nie powinna być ona stosowana do określania wieku starożytnych tkanin. Potwierdził to przypadek
starożytnej mumii z Manchesteru - obliczony tą metodą wiek płótna spowijającego mumię różnił się od jej wieku o... tysiąc lat. Wielu specjalistów wskazywało także, że próbki do badania pobrano z
tych miejsc płótna, które były najbardziej narażone na rozmaite zanieczyszczenia, wskutek czego wyniki pomiaru mogły zostać znacząco zniekształcone.
Przeciwko hipotezie dokonanego w średniowieczu fałszerstwa przemawiają także inne fakty. Po pierwsze, średniowieczna sztuka nie znała tak dokładnego przedstawiania proporcji anatomii człowieka, jak
to jest uwiecznione na zagadkowym płótnie. Po drugie, jak wyjaśnić obecność na Całunie pyłków roślin z rejonu Bliskiego Wschodu? I po trzecie wreszcie, nikt nie ma specjalnego pojęcia, jaką technikę zastosował
hipotetyczny fałszerz, aby utrwalić na lnianym płótnie tego typu negatywowe odbicie. Mimo obecnego zaawansowanego poziomu wiedzy z dziedziny optyki i fotografii nikt nie jest w stanie zrobić tego typu
wizerunku, który choćby w przybliżeniu posiadał podobne charakterystyki jak ten na Całunie Turyńskim. Trudno więc oczekiwać, by to, co jest niemożliwe dla naszych naukowców, udało się osiągnąć średniowiecznemu
fałszerzowi, dysponującemu nieporównywalnie mniejszą wiedzą i możliwościami technicznymi.
Autentyczność Całunu zdają się potwierdzać wspomniane wcześniej nowe odkrycia włoskich naukowców. Poinformował o nich Journal of Optics A, wydawany przez londyński Instytut Fizyki. Giulio Fanti i
Roberto Maggiolo, naukowcy z Padwy, piszą, że na fotografiach zewnętrznej powierzchni Całunu dostrzeżono ledwo dostrzegalne zarysy twarzy. Struktura nowo odkrytego obrazu jest identyczna z powszechnie
znanym obrazem z Całunu Turyńskiego. Różnice dotyczą jedynie intensywności i wzajemnych proporcji w odwzorowaniu szczegółów. Zatem drugi wizerunek twarzy to również rodzaj fotografii. Oba obrazy wykazują
brak jakichkolwiek pigmentów, z których mogłyby być utworzone. Powstały na powierzchniowych warstwach włókien tkaniny, dokładnie naprzeciwko siebie. Badania włoskich naukowców dostarczają kolejnych poszlak
wskazujących na autentyczność Całunu.
Czy więc spoglądające na nas z Całunu majestatyczne, dziwnie spokojne oblicze jest twarzą Jezusa Chrystusa? I czy wizerunek ten rzeczywiście „utrwalił” moment Jego zmartwychwstania? Ze
strony nauki ostateczna odpowiedź jednak nie nadejdzie: nie może ona wyrokować o tym, co przekracza jej zakres. Ostatecznie na Całun trzeba spojrzeć oczami wiary, poza horyzont naukowych dociekań.
Pomóż w rozwoju naszego portalu