Artystę żegnała rodzina, przyjaciele, politycy, przedstawiciele świata kultury i wiele tysięcy miłośników jego twórczości. Urna z jego prochami spoczęła w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach. Mszę
św. pogrzebową odprawił ks. Wacław Oszajca, jezuita.
- Jacka uwiodło życie, a on dał mu się uwieść. Sięgał po to, co niemożliwe i dotykał tego, porywał się na rzeczy wielkie i wielkie rzeczy tworzył - mówił ks. Oszajca. - Wrażliwiec
niebywały - charakteryzuje Kaczmarskiego w rozmowie z Niedzielą inny z kapłanów, ks. Witold Bok z Gdańska, który prowadził tam pierwszą część pogrzebu. - Ostatni tomik jego poezji świadczy
o duchowej przemianie artysty, o dojrzewaniu - dodaje. Wyjawia, że na kilka godzin przed śmiercią, w Wielką Sobotę Jacek poprosił o chrzest. Przyjął go. Nawrócił się w pełni świadomie.
Nad grobem pieśniarza Andrzej Seweryn odczytał dwa wiersze Kaczmarskiego: Motywację i Dance macabre. Potem rozległ się głos śpiewającego Jacka. Na koniec zaś zebrani zaśpiewali Mury.
- W jego pieśni, w jego słowie śpiewał nasz świat, czas wielkich marzeń, wielkiego rozczarowania. Jego śpiew wciąż będzie docierał, choć teraz z innych części świata, czasu i przestrzeni -
podkreślał ks. Oszajca. Jak powiedział potem o Kaczmarskim KAI, Jacek to śpiewak ludzkiej krzywdy, poniżenia, bezradności, właśnie dlatego, że śpiewał o złu, tym bardziej musiał dbać o czystość swego
serca. Nic więc dziwnego w tym, że uderzył on, Jacek Kaczmarski, w następny mur, że swoje zmaganie ze szczęściem i nieszczęściem, przeniósł w świat nadziei. Skoro bowiem jest pytanie, wiele pytań, skoro
znamy już smak szczęśliwości i smak piekielnej pustki, skoro na te pytania nie ma tutaj, dzisiaj, zadawalającej odpowiedzi, skoro okazuje się, że smak życia jest zaledwie jego przedsmakiem, to gdzieś
musi być odpowiedź, gdzieś musi być Pełnia. Gdzieś musi być Ten, który dzierży klucze królestwa życia.
- Trwa blask, trwa jasność, światłość wiekuista. Życie jest zatem metaforą niegasnącego Światła. Dlatego nie szukajmy „żywego pośród umarłych”. Uwiódł go Pan Światła, Ten, który
daje życie.
Jacek Kaczmarski długo chorował. W Wielki Piątek trafił do szpitala na gdańskiej Zaspie. W Wielką Sobotę już nie żył. Zgodnie z jego wolą, jego ciało zostało skremowane. Miał 47 lat. Od wczesnej młodości
był zafascynowany twórczością Włodzimierza Wysokiego. W 1977r. wygrał Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie. W 1979 r. razem z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Łapińskim stworzyli pierwszy
program artystyczny Mury. Stan wojenny zastał go we Francji. Do Polski przyjechał w 1990 r., potem jednak znów wyjechał - tym razem do Australii. Nadal pisał piosenki, a także powieści.
Pomóż w rozwoju naszego portalu