V Niedziela Wielkanocna, rok „C” - Dz 14, 5-18; Ap 21, 1-5a; J 13, 31a. 34-35.
„Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moim, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13, 35).
„Dlaczegóż to obowiązani jesteśmy miłować bliźnich? Dlatego, że tej miłości żąda sam rozum oświecony wiarą. Wszakże wszyscy ludzie są dziećmi jednego Ojca w Niebiosach, a tym samym członkami jednej
wielkiej rodziny, czyli braćmi i siostrami między sobą. Do tego chrześcijanie są członkami ciała mistycznego, którego głową jest Chrystus; Jego też Krwią są wszyscy odkupieni i do Jego Królestwa przez
Chrzest należą; jakże im więc odmówić miłości?
Nadto miłości bliźniego Bóg sam wymaga i już przez Mojżesza nakazał: «Nie będziesz żywił urazy dla synów twego ludu» (Kap 19, 18); ponieważ zaś za czasów Chrystusa Pana kapłani i uczeni
żydowscy uważali za bliźnich swoich tych tylko, którzy byli jednej z nimi wiary i narodowości, przeto Mistrz Boski i Najwyższy Prawodawca przypomniał ludziom, że bliźnim jest każdy człowiek i takie ogłosił
przykazanie: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego» (Mt 22, 39).
Podziwiajmy tu niewysłowioną dobroć Bożą. Wiedział Bóg, że człowiek, wskutek grzechu samolubny, nie kochałby człowieka, chyba o tyle tylko, o ile ma z niego korzyść lub pociechę; dlatego zlał prawa
swoje na ludzi i uczynił ich uczestnikami tej samej miłości, jaka się Jemu należy, aby tym sposobem skłonić ich do miłości wzajemnej. Co więcej, już w Starym Testamencie ogłasza Bóg przez Proroka: «Kto
was dotyka, dotyka oka mojego» (Zach. 2,12); w Nowym zaś Testamencie Zbawiciel przyrzeka: «Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili» (Mt.
25,40).
Opowiadają o św. Marcinie, że kiedy raz darował żebrakowi połowę swego płaszcza, ukazał się mu we śnie Chrystus Pan, odziany tą połową płaszcza, i rzekł do Aniołów: «Tym płaszczem odział mię
dziś Marcin». Pamiętaj tedy, chrześcijaninie, że cokolwiek czynisz dobrego bliźniemu, Chrystus Pan tak to ceni i nagradza, jak gdybyś to uczynił Jemu samemu.
Z tego także wynika, że miłość bliźniego jest probierzem miłości ku Bogu. Między jedną miłością i drugą zachodzi najściślejszy związek, tak, że jedna bez drugiej istnieć nie może, «Jeśliby ktoś
mówił, miłuję Boga, a brata swego nienawidził, jest kłamcą; albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi» (1 J 4, 20). I znowu: «Umiłowani,
miłujmy się wzajemnie, bo miłość jest z Boga» (1 J 4, 7). Słusznie tedy powiedzieć można za św. Teresą: «Chcesz się dowiedzieć, czyli kochasz Boga, patrz, czy kochasz bliźniego dla Boga»;
jak również: Chcesz poznać, czy jesteś dobrym chrześcijaninem, badaj, czy masz na sobie tę cechę, jaką sam Chrystus. Pan zaznaczył: «Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeżeli będziecie
się wzajemnie miłowali» (J 13, 35).
Jakąż ma być ta miłość? Słuchajcie, oto znowu Boski Mistrz naucza: Będziesz miłował bliźniego twego jako samego siebie; czyli godziwa miłość własna winna być miarą miłości bliźniego. Nie należy jednak
sądzić - mówi św. Tomasz z Akwinu - jakoby Pan żądał od nas równej miłości; nie - On żąda tylko podobnej, to jest, byśmy tak szczerze, tak trwale, tak czynnie, tak po Bożemu miłowali
bliźnich, jak miłujemy siebie samych.
Nadto Pan Jezus drugą daje nam modłę: «To jest moje przykazanie, abyście się społecznie miłowali, tak jak ja was umiłowałem» (J 15, 12), czyli miłość nasza winna być podobną do miłości
Zbawiciela ku nam.
A jakże nas Pan Jezus umiłował? Oto miłością Boską, bo On jest prawdziwym Bogiem; toż i my mamy miłować bliźniego w Bogu i dla Boga, to jest, nie dlatego, że ten bliźni ma piękne zalety, albo że nas
miłuje, gdyż taka miłość byłaby tylko ziemską i przyrodzoną, ale dlatego przede wszystkim, że Bóg tak każe, i tak, jak Bóg każe; stąd nie godzi się dla miłości bliźniego gwałcić przykazań Bożych i dopuszczać
się jakichkolwiek grzechów, nie godzi się dla tej miłości narażać duszy swojej na zgubę.
Pan Jezus umiłował nas miłością bezinteresowną i ofiarną, bo z tej tylko pobudki, by uwielbić Ojca, a nas uszczęśliwić; w tym też celu przyjął na Siebie postać sługi, podjął dla nas wszelką pracę,
wycierpiał za nas wszelką boleść, a nawet gorycz i hańbę krzyża, dał nam wszystko, co miał, bo swoją prawdę, swoją łaskę, swój Kościół, swoją Matkę, co więcej, oddał nam Siebie samego w Przenajświętszym
Sakramencie Ołtarza. Podobnie i my mamy miłować bliźnich nie dla naszej korzyści lub pociechy, bo taka miłość byłaby samolubną i niską, ale dla ich dobra, stąd życzyć i czynić im dobrze, a w razie potrzeby
zdobywać się dla nich na ofiarę z siebie.
Pan Jezus umiłował nas miłością wieczną i trwałą, bo pierwej, zanim żeśmy Go mogli miłować, a miłuje nas do końca, to jest w każdym czasie i w każdym położeniu, nie zrywając z nami przyjaźni, dopóki
my jej nie zrywamy, błogosławiąc nam ciągle i darząc nas bez przerwy łaskami, aż nas przeniesie do królestwa chwały, jeżeli w miłości Jego wytrwamy do końca. Podobnie i my mamy miłować bliźnich nie na
chwilę tylko, jak długo oni okazują nam miłość, ale bez przerwy, bez zmiany, a w tym głównie celu, aby na nich sprowadzać dary przyrodzone i łaski nadprzyrodzone, aby im nieść pomoc i ulgę, aby się przyczyniać
do ich uświęcenia i zbawienia.
Pan Jezus miłuje wszystkich ludzi i wszystkich chce zbawić, acz niektórym obfitsze daje łaski, pragnąc, aby większą jaśnieli doskonałością. Podobnie i my winniśmy miłość prawdziwą, to jest, nadprzyrodzoną
mieć dla wszystkich, bez względu na ich ród, stan, narodowość lub wiarę. (...)
Najmilsi, miejcie wszyscy podobną miłość, raz dlatego, że Bóg tak każe, a po wtóre, że miłość bliźniego jest cnotą niewymownie miłą Panu Bogu, nam zaś nader korzystną. Jak gdy kto ze studni pije,
lub na słońcu się grzeje, nie studni lub słońcu, lecz sobie pomaga: tak czyniąc dobrze bliźnim, więcej sobie niż im korzyści zapewniamy. Pamiętajcie również, że bez miłości prawdziwej, obejmującej Boga
i bliźnich, jesteśmy niczym w oczach Bożych i nie dostaniemy się do nieba; bo wszakże sam Apostoł zapewnia: «Jeżeli miłości bym nie miał, byłbym niczym» (1 Kor 13, 3).
Ale jakże taką miłość objawiać? Najprzód sercem, to znaczy, dobrze życzyć w sercu bliźniemu; natomiast strzec się niechęci, wstrętu, albo, co gorsza, nienawiści i żądzy zemsty.
Różni są ludzie i różne mają wady; toteż nic dziwnego, że ten lub ów z powodu swoich przywar czy wykroczeń staje się nam przykrym i wystawia naszą cierpliwość na próbę. Bywa też, że u bliźniego razi
nas jego twarz, mowa, żywość lub powolność, brak wykształcenia lub ogłady. (...) Aby zapobiec takiej niechęci do bliźnich, trzeba znosić ich wady, pamiętając, że i my od wad nie jesteśmy wolni, a tym
samym wymagamy pobłażania i cierpliwości od drugich. (...) Trzeba nadto patrzeć na ludzi okiem wiary i widzieć w nich obrazy Boże, choć niedoskonałe, a nie zapominać, że obrażając ich lub od nich stroniąc,
ranimy tym samym Najświętsze Serce Jezusowe.
Miłość bliźniego wymaga również, aby nie dopuścić do serca zazdrości, tej namiętności brzydkiej, którą słusznie nazwano molem duszy, rdzą serca, trucizną życia, zabójczynią własnego szczęścia, rodzicielką
występków, matką śmierci wiecznej, tej namiętności iście szatańskiej, bo zazdrość to strąciła aniołów z nieba i była przyczyną kuszenia pierwszych rodziców, zazdrość także zamordowała Abla, sprzedała
w niewolę patriarchę Jakuba, czyhała na życie Dawida, zazdrość wreszcie faryzeuszów i arcykapłanów doprowadziła do tej strasznej zbrodni, że Świętego Świętych wydała na krzyż.
Zazdrość, jako córka pychy i miłości własnej, idzie zwykle w parze z nieczułością serca; a skutek jednej i drugiej jest ten, że ludzie nie tylko patrzą obojętnie na niedolę i cierpienia bliźnich,
ale nieraz radują się z tego, co drugich boli, smucą się z tego, co innych cieszy, a zamiast im pomagać, raczej pragną im szkodzić. (...)
Najmilsi, strzeżcie się tej ohydnej namiętności, która nam Boga odbiera i piekło w duszy zapala. Natomiast miejcie w sercu życzliwość dla wszystkich ludzi; niech ich szczęście będzie waszym szczęściem,
ich boleść waszą boleścią; jako was wzywa Apostoł: „Weselcie się z tymi, którzy się weselą, płaczcie z tymi, którzy płaczą” (Rz 12, 15). Jeżeli widzicie, że ktoś jest bogatszy, możniejszy,
szczęśliwszy od was, zamiast się smucić i wyrzuty robić Bogu, dlaczego tego wszystkiego nie macie, dziękujcie Bogu za to, co wam dał, i uwielbiajcie najmędrsze Jego wyroki, naśladując Błogosławionych
w niebie, którzy szczęście i wywyższenie braci uważają za własne, a stąd wielbią Boga, bo nie swojej, ale Bożej chwały jedynie pragną. Tylko wtenczas wolno się smucić z powodzenia bliźniego, gdyby tenże
majątku, urzędu lub godności nadużywał na szkodę Kościoła lub społeczeństwa, a tylko wtenczas cieszyć się z jego niepowodzenia, gdyby ono wyszło na chwałę Bożą i na zbawienie jego duszy; ale i w tych
razach trzeba by mu życzyć prawdziwego dobra. (...)
Rozdzielają ludzi różnice religijne, w skutek czego ci, co nie są ochrzczeni, nienawidzą chrześcijan, heretycy i schizmatycy nienawidzą katolików, co gorsza źli katolicy nienawidzą dobrych katolików
i swoich pasterzy. Przepowiedział to Zbawiciel: «Jeśli mnie prześladowali, to i was prześladować będą» (J 15, 20). «Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia»
(Mt 10, 22); a te słowa i dziś się spełniają, bo straszną jest nienawiść masonów, wolnomyślnych, socjalistów, anarchistów, syjonistów i innych przeciw Chrystusowi Panu i sługom Jego. (...) O Najmilsi,
strzeżcie się tego ognia i bądźcie dalekimi od żądzy zemsty, którą ten ogień roznieca; bo do mnie należy pomsta, mówi Bóg, a kto mści się na bliźnim, ten ściąga karę Bożą i według słów św. Chryzostoma,
miecz w serce własne wbija.
Natomiast przebaczajcie chętnie, jeżeli Was ludzie obrazili lub skrzywdzili. Pomnijcie tylko, że wszyscy jesteśmy dziećmi Ojca niebieskiego, tego Ojca dobrego, który każe słońcu świecić nad sprawiedliwymi
i grzesznikami, tego Ojca litościwego, który zawarł niejako z dziećmi swymi ugodę, że tylko wtenczas odpuści im grzechy, jeżeli oni odpuszczą bliźniemu winy, i modlić się im kazał: «Odpuść nam nasze
winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom». Pomnijcie, że jesteście uczniami i poddanymi Chrystusa Pana, który takie ogłosił prawo: «Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych,
którzy was prześladują» (Mt 5, 44). Aby zaś ludzie nie skarżyli się, że to prawo jest zbyt trudnym, sam Pan Jezus daje im przykład. Przypatrzcie się Jego życiu i śmierci, ileż On poniósł zniewag
i boleści, a jak się za to zemścił? Oto w życiu przeszedł dobrze czyniąc, a na krzyżu modlił się za prześladowców. Przypatrzcie się także prawdziwym sługom Chrystusowym, którzy przebaczali z serca choćby
najcięższe krzywdy i przed straceniem całowali swoich katów. O niech Wam z pamięci nie znika ten św. Szczepan, który padając pod gradem kamieni, tak wołał do Boga: «Panie, nie poczytaj im tego za
grzech». (...)
(Św. Józef Sebastian Pelczar, List pasterski na Wielki Post roku 1910, (fragmenty), „Kronika Diecezji Przemyskiej, 10 (1910), s. 4-9).
Pomóż w rozwoju naszego portalu