„Spotkania z Papieżem są dla mnie inspiracją do tego, by żyć bardziej wiarą, nadzieją i miłością” - mówi Andrzej Winiarz, zawodowy fotograf, który towarzyszył Ojcu Świętemu z aparatem podczas prawie każdej pielgrzymki do Polski. „Przez fotografię chcę przekazać, a właściwie pomóc innym przeżyć atmosferę towarzyszącą tym przyjazdom”. Pan Andrzej zajmuje się fotografią reklamowa i studyjną, ale najwięcej satysfakcji sprawia mu robienie zdjęć Papieżowi. Zaczął, gdy Ojciec Święty odwiedził w 1983 r. wrocławskie Partynice. Zależało mu wtedy przede wszystkim na spotkaniu, ale że fotografią zajmował się od lat, wziął ze sobą aparat (nowiutkiego Zenita), kamerę i... przez całą Mszę św. rejestrował wszystko, co wydawało mu się interesujące.
Przekazać emocje
Reklama
Fotografia jest dla pana Andrzeja sposobem wyrażania siebie. To, co inni przekazują przy pomocy zdań, zbudowanych z bogatego, zaczerpniętego na poły z filozofii, na poły z teorii sztuki słownictwa, jest w stanie ująć przy pomocy kilku zdjęć. Ich bohaterem jest nie tylko Papież, ale też znane osobistości, jak: Lech Wałęsa, matka ks. Jerzego Popiełuszki czy fotografowie: Arturo Mari i Adam Bujak. O atmosferze spotkań najwięcej mówią radośni, wzruszeni i zatopieni w modlitwie anonimowi ludzie. Przedzierający się podczas deszczu przez zabłocone pole w Skoczowie, zmęczony tłum opowiada o tym, jaką wartość ma dla niego udział we Mszy św. odprawianej przez Ojca Świętego. Kartki, obrazki, medaliony i kolorowe baloniki z twarzą papieża, widoczne na innej fotografii, przekazują atmosferę towarzyszących spotkaniom jarmarków. Do odbiorców przemawiają także, uwiecznione na kliszy, transparenty ze spotkań z napisem „Bóg, honor, ojczyzna” i chatka góralska, ukryta daleko w Tatrach, na której baca wywiesił obrazek z Papieżem, jakby miał nadzieję, że Ojciec Święty tędy właśnie pojedzie...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Był bardzo blisko
Początkowo pan Andrzej jeździł na spotkania z Papieżem jako zwykły pielgrzym, bez akredytacji uprawniających do robienia zdjęć z miejsc przeznaczonych dla fotoreporterów. Mimo to zazwyczaj udawało mu się stanąć w pobliżu ołtarza. „Kilka razy byłem tak blisko Papieża, że zrobiłem mu zdjęcie bez teleobiektywu” - opowiada pan Andrzej. „W Polsce pierwszy raz w Wadowicach, w 1991 r., gdy Papież przechodził między sektorami. Był zbyt daleko, by sfotografować go ze znajdującego się blisko mnie podwyższenia, podbiegłem więc i zatrzymałem się przed nim. Przystanął na moment, jakby zastanawiał się, co zrobię, a ja sfotografowałem go”. Niezatartym wspomnieniem jest dla pana Andrzeja także spotkanie w Warszawie w 1999 r. „Jechałem wtedy z dziennikarzami tuż przed papa mobile” - wspomina. „Siedziałem tyłem do kierunku jazdy i patrzyłem na Jana Pawła II, a on - wydawało mi się - jakby patrzył na mnie. Chociaż trwało to około dwudziestu minut, byłem tak wzruszony, że zrobiłem tylko kilka zdjęć”.
Mały fiat, lancie i telewizyjna wieża
Reklama
Spotkaniom z Papieżem towarzyszyły dreszcze emocji także z innych powodów. „Za czasów socjalistycznych, chociaż ochroniarzy było mniej i łatwiej było się poruszać po sektorach, milicja mogła zabrać sprzęt fotograficzny bez żadnego tłumaczenia” - opowiada pan Andrzej. „Mimo to, na przykład z pobytu w Gdańsku w 1987 r., przyjechałem do domu z kilkunastoma naświetlonymi filmami. Po spotkaniach okrągłego stołu dawne zagrożenia czyhające na fotoreporterów minęły, za to dostęp do Papieża stawał się coraz trudniejszy. W 1991 r. dopiero na rogatkach Wadowic dowiedziałem się, że do centrum mogą wjechać jedynie ci, którzy mają odpowiednie pozwolenia” - wspomina pan Andrzej. „Zabawnie musiałem wyglądać, gdy włączyłem się z moim małym fiatem do kolumny czarnych lanci, a każdemu, kto mnie zatrzymywał, tłumaczyłem, że należę do tej kolumny. W Częstochowie natomiast wdrapałem się na wieżę, zbudowaną specjalnie dla telewizji, a do stojących na dole kamerzystów zażartowałem, że jeżeli chcą zająć to miejsce, muszą mnie najpierw z niego zrzucić” - opowiada. „Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem ludzi mediów, którzy podczas Mszy św. płakali ze wzruszenia jak bobry” - dodaje.
W fotoreporterskim gronie
Paradoksalnie, najmniej zdjęć pan Andrzej zrobił w swoim rodzinnym mieście Wrocławiu, podczas Kongresu Eucharystycznego w 1997 r. Papieża sfotografował wtedy tylko raz, gdy przejeżdżał przez ul. Kazimierza Wielkiego. Za to zorganizował w Muzeum Archidiecezjalnym pierwszą wystawę poświęconą Ojcu Świętemu. „To był wyraz mojego szacunku do Niego” - wyjaśnia. „A o akredytację po prostu się nie starałem”. Jako oficjalny fotoreporter, z plikiem przepustek, jeździł za Papieżem po kraju w 1999 r. i 2002 r. „Co prawda mogłem wtedy robić zdjęcia ze zwyżki dla reporterów, miałem dostęp do materiałów prasowych i transport, ale raziło mnie zachowanie kolegów po fachu, którzy zabiegali o to, kto uchwyci najbardziej interesującą minę papieża” - opowiada.
Prezent dla papieża
Pan Andrzej, mimo że jest zawodowym fotografem, zdjęcia z papieskich wizyt robił początkowo „do szuflady”. I co dziwniejsze, nie przechowywał ich w albumach, a nawet - w większości wypadków - nie wykonał odbitek. „Wywołuję tylko te z nich, które najbardziej mi się podobają i ofiarowuję je najbliższym mi osobom” - wyjaśnia. „Po każdej wizycie Ojca Świętego, tuż przed Bożym Narodzeniem, przesyłam najlepsze z nich Papieżowi. Ostatnio jednak coraz częściej pozwala sobie na wyjątki od tej reguły. Niedawno prezentował zdjęcia z pielgrzymek na drugiej już wystawie we wrocławskim Muzeum Archidiecezjalnym, a później w Oławie. „W ich przygotowaniu bardzo pomógł mi ks. Zdzisław J. Peszkowski, który dobrze zna Ojca Świętego” - wyjaśnia fotograf.