Co wspólnego mają ze sobą wizyta u kardiologa, historia
Janka Bytnara i wieczorne wyjście do Teatru Narodowego? Wspólnym
punktem jest Warszawska Politechnika. Niewiele osób zdaje sobie sprawę,
ile miasto zawdzięcza tej uczelni.
Kilka sprzeczności niesie ze sobą data obchodzonego w
tym roku jubileuszu uczelni. Na budynku PW wyciśnięte są cyfry 1901, "
Warszawska Politechnika" istnieje od 1915 r., tymczasem świętowane
jest hucznie akurat 175 lat uczelni. A w dodatku uroczystości inaugurujące
obchody jubileuszu odbywały się na terenie Uniwersytetu Warszawskiego
w Pałacu Kazimierzowskim. Sprzeczności są oczywiście tylko iluzoryczne.
W Pałacu Kazimierzowskim przed 175 laty zaczęła działać obecna Politechnika
Warszawska, wówczas nosząca nazwę Szkoła Przygotowawcza do Instytutu
Politechnicznego. Jej inicjator ks. Stanisław Staszic w kształceniu
młodzieży upatrywał drogi rozwoju kraju, nękanego wówczas przez zaborców.
Tak uzasadniał powstanie uczelni: "Na czymże się zasadza krajów istotne
dobro? Na dobrym rolnictwie wydającym obficie i z pożytkiem rozmaite
ziemiopłody. Na przemyśle narodowym rozwijającym się we wszystkich
możliwych kierunkach towarzystwa potrzeb, wygód i obrony. Na kwitnącym
handlu wewnętrznym i zewnętrznym, na łatwej, niekosztownej, prędkiej
komunikacji lądowej i wodnej. (...) Zgoła taki instytut jest wielką
praktyczną szkołą, która naukom i umiejętnościom nadaje cele, (...)
i w której posiadający umiejętności znajdą naukę, jak ich używać
ku własnemu i publicznemu użytkowi".
Przepisy tyczące karności
Reklama
W 1825 r. Komisja Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego
powołała pod przewodnictwem Staszica Radę Politechniczną. Ta w rok
później utworzyła Szkołę Przygotowawczą Instytutu Politechnicznego.
Szkoła dbała o rozwój umysłu i ducha. Uczniowie musieli być przykładni
w swoich obowiązkach co do nauki, a także dbać o swoją moralność.
Zachowanie to regulowały wydane przez szkołę Przepisy tyczące karności.
Mówiły one m.in.: "Wszystkich obowiązkiem jest chronienie się obcowania
z osobami złych obyczajów, czytania ksiąg gorszących i udzielania
ich drugim; odbywania noclegów zewnątrz swego pomieszkania; przepędzania
wieczorów do późnej nocy, trwonienia pieniędzy i zaciągania długów"
. Przepisy nakładały też "bywanie na nabożeństwie w niedziele i święta
w kościele akademickim, bez spóźniania się i wczesnego oddalania
się, zajmowania tam właściwego sobie miejsca, zachowując się z należną
skromnością i uszanowaniem miejsca poświęconemu, właściwem uczęszczaniu
na naukę religii z obowiązkiem odbycia spowiedzi Wielkanocnej (...)"
. Uczniowie nosili mundurki, z którymi nie rozstawali się nawet w
czasie ferii, jeśli zostawali w Warszawie.
Na owoce patriotycznego wychowania długo nie trzeba było
czekać. Wychowankowie swój wyraz oddania Ojczyźnie pokazali uczestnicząc
w powstaniu listopadowym w 1931 r. Po upadku powstania władze carskie
w ramach restrykcji zlikwidowały Instytut. W następnych latach starania
o przywrócenie szkoły czynił Jan Gotlieb Bloch, bankier i przemysłowiec,
zaś warszawscy inżynierowie i technicy gromadzili fundusze na otwarcie
uczelni. Dobrą okazją i nadzieją na otwarcie szkoły stała się wizyta
w Warszawie w 1897 r. cara Mikołaja II. Przedłożono mu wtedy, że
ludność polska zebrała 1 mln rubli i najlepszym ich wykorzystaniem
byłoby utworzenie Instytutu Politechnicznego. Car wydał zezwolenie,
obwarowując je jednak pewnymi warunkami. Szkoła miała być zbudowana
według projektu architektonicznego niedawno zbudowanej politechniki
kijowskiej. Ponadto trzeba było zgromadzić jeszcze 1,5 mln rubli.
Jeden z punktów udało się spełnić, a drugi sprytnie ominąć.
Zebrano fundusze, ale nie dopuszczono do skopiowania rosyjskiego
planu. Miasto na budowę politechniki celowo wybrało działkę o nieregularnym
kształcie, w którą nie udało się wpisać kijowskiego projektu. Kamień
węgielny wmurowany pod budowę pierwszego placu stał się jednocześnie
symbolem oporu i buntu przeciwko niszczeniu polskości.
Dzieliła losy Rzeczypospolitej
Reklama
Instytut Politechniczny otwarty 8 czerwca 1898 r. musiał jednak
nosić imię cara Mikołaja II. Trzy lata później Instytut przeniósł
się do własnych gmachów wybudowanych według projektu Szyllera i Rogójskiego.
Jeszcze wówczas językiem wykładowym musiał być rosyjski. Profesor
Wasiutyński podczas posiedzenia Rady Uczelni w 1905 r. tak skwitował
ten fakt: "W jedynym wyższym zakładzie naukowym technicznym Królestwa
Polskiego, w ścianach wzniesionych ze składek całego narodu polskiego,
młodzież polska stanowiąca olbrzymią większość uczęszczających do
Instytutu, pozbawiona jest możliwości studiowania techniki w ojczystym
języku (...) Polak ucząc Polaka nie ma prawa udzielać objaśnień w
języku polskim".
Ten problem nabrzmiewał aż do wybuchu w 1905 r. strajku
studentów o wniesienie jako wykładowego języka polskiego. Odpowiedzią
cara było zamknięcie Instytutu. W tym samym czasie i z tych samych
powodów zamknięto Uniwersytet Warszawski. Instytut Politechniczny
uruchomiono powtórnie trzy lata później. Ponieważ nie został spolszczony,
młodzież polska bojkotowała uczelnię - próbując podejmować naukę
za granicą albo w tzw. Latającym Uniwersytecie. Wykładali w nim późniejsi
profesorowie powołanej w 1915 r. już pod obecną nazwą Politechniki
Warszawskiej.
Po wybuchu I wojny światowej władze rosyjskie wywiozły
znaczną część księgozbiorów i urządzeń laboratoryjnych Instytutu
w głąb Rosji. Natychmiast po wkroczeniu do Warszawy wojsk niemieckich
przystąpiono do starań o przywrócenie politechniki Warszawie. Zręcznie
wykorzystano sytuację polityczną - wolę władz okupacyjnych, aby niespełnionym
obietnicom Rosji przeciwstawić przychylność niemiecką. W tej sytuacji
1915 r. otworzono Politechnikę Warszawską.
Uczelnia dzieliła losy Rzeczypospolitej. W 1920 r. w
budynku mieścił się sztab generała Hallera. Tutaj opracowano plan
bitwy, a potem wydano rozkaz bitwy pod Warszawą w sierpniu 1920 r.
Nazwiska 84 poległych w bitwie studentów Politechniki upamiętnia
tablica odsłonięta na uczelni w 1990 r. Inną odsłonięto jako hołd
pamięci Tadeusza Zawadzkiego "Zośki", żołnierza Szarych Szeregów,
studenta Politechniki.
Ostatnia działająca w Warszawie w czasie II wojny radiostacja
obsługiwana była przez prof. Trechcińskiego na Wydziale Elektrycznym
Politechniki. W tym czasie prof. Kahl mobilizował pracowników elektrowni
Powiśle do jej obrony. Chodziło o jak najdłuższe utrzymanie jej pracy.
Kilka lat później, dla walczących w powstaniu warszawskim przygotowywano
w gmachu Politechniki ładunki wybuchowe.
Sława Politechniki, prof. Janusz Groszkowski był w gronie
osób, które rozszyfrowały jedną z największych tajemnic wojskowych
II wojny światowej: działanie niemieckiej rakiety V-2. "Na jesieni
1943 r. skomunikował się ktoś z Delegaturą Rządu z propozycją włączenia
się w pewną ważną akcję - opowiadał nieżyjący już dziś prof. Groszkowski. (
...) o tym, że zadanie mi powierzone dotyczyło akcji V-2 dowiedziałem
się dopiero kilka miesięcy później, na odprawie. Tymczasem przeżywałem
bardzo trudne konflikty wewnętrzne. Proszę sobie wyobrazić: od paru
lat biorę udział w konspiracji, w zakładzie politechniki toczą się
prace związane ze sprzętem radiowym i nagle muszę zerwać z tym, nie
mogąc się wytłumaczyć przed ludźmi dlaczego to czynię. Tym, z którymi
miałem kontakt powiedziałem tylko: - Nie mogę dalej z wami pracować,
proszę mnie już nie informować o żadnych waszych pracach. Nie wolno
było mi uczynić nic, aby się usprawiedliwić, bez względu na to, co
inni o mnie pomyślą".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Szuranie w nocnej ciszy
W marcu 1968 r., dla poparcia studentów Uniwersytetu Warszawskiego,
Politechnika zwołała wiec. Wielotysięczna manifestacja przeszła pod
siedzibę redakcji Życia Warszawy. Studenci nieśli transparenty: "
Prasa kłamie", "Nie ma chleba bez wolności", "Pałki to nie argumenty"
. Manifestację rozbito, ale kilka godzin później studenci odparli
atak na Gmach Elektroniki, zdobyto nawet trofea w postaci kasku policyjnego
i pałki. Studenci opanowali powielacz, dysponowali radiostacją, mieli
nawet nasłuch łączności milicyjnej. Zorganizowane przez nich służby
porządkowe znalazły też sposób na eliminowanie tajniaków i prowokatorów:
za pomocą pytań z matematyki.
Warszawa solidaryzowała się z uczelnią. Mieszkańcy dostarczali
na uczelnię olbrzymie ilości jedzenia. Przekupki z pobliskiego bazaru
przynosiły kosze owoców, smażone kotlety przynoszono w wiadrach,
firma Blikle przysłała furgonetkę pączków. Pojawiły się nawet nieosiągalne
wówczas rarytasy: banany i pomarańcze.
Po dwóch dniach strajk przerwano brutalnie nocą. Ostatni
strajkujący wyszli z profesorami na czele 23 marca nad ranem. 400-osobowa
grupa szła ulicą Polną szurając głośno nogami. W ten sposób postanowiono
utrzymać protest. "Tu na Politechnice był wybuch wolności - napisała
jedna z uczestniczek marszu.
Wszystkie drogi prowadzą do...
Czy jest coś w Warszawie czego dotknięcie nie zaprowadziłoby
do Politechniki?
Plany metra, odpowiadające obecnemu przebiegowi kolei,
przygotowane były - z innymi planami komunikacyjnymi Warszawy - w
latach międzywojennych. Orędownikiem metra był Jan Podoski, syn prof.
Romana Podoskiego, budowniczego sieci tramwajów elektrycznych w Warszawie.
Idea budowy metra odżyła po wojnie. Na jedne z obrad przybył Bordziłowski,
sowiecki generał i polski wiceminister. Zapytał: "Nu, zacziem tak?
Zacziem iz siewiera na jug? Łuczszie budiet iz wostoka na zapad!"
. Tak rozstrzygnięty został problem budowy metra.
Politechnika ma jednak wkład w dzisiejsze metro. System
zasilania metra, koncepcję napędów opracowano m.in. w Zakładzie Trakcji
Elektrycznej na Politechnice, gdzie długoletnim pracownikiem był
prof. Jan Podoski. W hołdzie prof. Podoskiemu odsłonięto tablicę
na stacji metra Politechnika. Zespół Zakładu Wentylacji i Klimatyzacji
wykonywał badania skuteczności wentylacji. A dotychczas prof. Wasilewski
działa w Radzie Naukowej w sprawie rozbudowy warszawskiego metra.
W dziedzinie medycyny, pod koniec lat 40. naukowcy Politechniki
Warszawskiej opracowali elektrokardiograf, co zaowocowało nagrodą
państwową. Jeden z dziesięciu egzemplarzy trafił do Indii. W latach
70. opracowano pierwsze monitory EKG służące do intensywnej opieki
medycznej. Dzisiaj profesorowie Politechniki współpracują nad nowymi
wynalazkami z prof. Religą.
Spacerując ulicami Warszawy można wymieniać w nieskończoność
miejsca związane z Politechniką Warszawską. Sądy przy placu Krasińskich,
Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego - to prof. Budzyński, kościół
św. Jakuba przy pl. Narutowicza - prof. Sosnowski, Dom Chłopa - prof.
Pniewski,
A jeden z absolwentów Wydziału Elektroniki jest dyrektorem
Opery Narodowej.