Wieś pomału zaczęła się wyludniać. Na początku lat 50. w szkole
było jeszcze wielu uczniów, a na wsi sporo małych dzieci w wieku
przedszkolnym. Ciężka praca i gnębienie rolników przez ówczesne władze
spowodowały exodus do miast, gdzie spodziewano się łatwiejszego życia.
Najwięcej osób wyjeżdżało na tereny poniemieckie, czyli tzw. ziemie
odzyskane albo - jak popularnie mówiono - na "zachód". Małorolni
chłopi znaleźli tam nowy dom, pracę i dość dobre warunki do życia,
ale tęsknili za swoimi stronami i rodziną, z czasem zadomowili się
na dobre. Odpływ zdolnych i młodych ludzi to była wielka strata dla
mieszkańców wsi, a zwłaszcza dla niewielkiej wioski Dębice. Dobrze,
że nie wyjeżdżali ludzie starsi, osoby bardzo cenione w swojej społeczności
za życiową mądrość, znajomość świata i zdolności do wykonywania różnych
prac tak potrzebnych wsi. Nie byli to ludzie wykształceni, najczęściej
mieli ukończone cztery klasy przedwojennej podstawówki. Na wsi bowiem
zostawali wszyscy, ci bardzo zdolni i przeciętniacy. Niektórym jak
np. Anteczkowi udało się przed wojną wyjechać do Francji, gdzie znalazł
pracę jako górnik i ściągnął swego szwagra Karola. Obydwaj pracowali
tam do samej wojny. Anteczek bardzo dobrze opanował język francuski
i trochę niemieckiego, co przydało mu się podczas okupacji. Karol
nigdy nie miał głowy do nauki i francuskim się nie przejmował, bo
wszystko załatwiał szwagier, nawet zakupy. Nigdy też nie przyswoił
sobie uroków francuskiej kuchni, ale za to uwielbiał śledzie - takie
prosto z beczki, jak w Polsce. Dobrze jeśli można było posłać po
nie Anteczka, ale sytuacja stawała się beznadziejna, jeśli go nie
było, a trafiała się jakaś butelczyna. Wtedy zaczynał kuzyna szukać
i prosić o nową przysługę. Wiedział, że najłatwiej można go znaleźć
w czytelni, gdzie w wolnych chwilach zaglądał i sporo czytał. Nękany
i znudzony tymi ciągłymi przysługami Anteczek postanowił dać nauczkę
szwagrowi. Zaproponował, aby sam poszedł kupić te śledzie. Napisał
więc na kartce odpowiedni tekst po francusku i wysłał do sklepu rybnego.
Po dłuższej chwili Karol wrócił z pustymi rękami bardzo zdenerwowany.
Zapytany o powód wzburzenia odpowiedział, że panienka ze sklepu bardzo
się z niego śmiała, potem właściciel sklepu aż podskakiwał z radości,
wszyscy tylko rozkładali ręce, a śledzi nie dali. Dopiero wtedy dowiedział
się, że była tam napisana prośba, aby mu sprzedano pięć byków, takich
jak on sam. To wydarzenie skłoniło go do nauki języka francuskiego.
Anteczek zawsze potrafił wszystkich rozweselić, umiał też barwnie
opowiadać o różnych krajach i miastach, chociaż nigdy w nich nie
był. Wesoło też było, gdy odwiedzali go sekciarze natrętnie narzucający
swoją naukę. Nigdy ich nie odpędzał, jak to czynili inni. Najpierw
ich słuchał, a następnie zadawał im pytania po francusku lub niemiecku
i w tych językach im odpowiadał. Natręci zbici z tropu czmychali
szybko i już więcej nie pojawiali się, obawiając się kompromitacji.
Powodem wyludniania się były nie tylko wyjazdy do miast,
ale także śmierć osób starszych. Pozostawały tylko puste chaty chylące
się do ziemi, których nikt nie remontował i nikt w nich nie mieszkał.
Po latach tylko białe kamienie - pozostałość po piecu i kuchni -
świadczyły, że mieszkali tu ludzie. Śmierć osób starszych mających
autorytet w społeczności była ogromną stratą, bo brakowało mądrych
przewodników wpływających na obyczaje, kulturę, a także na ułożenie
sposobu życia z władzą, tak by "wilk był syty a owca cała". "Nowe"
szło wielkimi krokami do każdej zagrody i domu. Niosło z sobą wiele
zła, cierpień, ale też i sporo pozytywów jak powszechne nauczanie,
elektryfikację i częściowo mechanizację w rolnictwie. Oczywiście,
zawsze w pozycji uprzywilejowanej znajdowały się państwowe kołchozy,
a później pegeery i kółka rolnicze, ale i do zwykłych polskich chłopów
trafiała młockarnia napędzana silnikiem najpierw parowym, a potem
spalinowym. Ludzie bali się najbardziej młockarni z ogromnym silnikiem
napędzanym parą. Wglądał on jak jakiś potwór syczący niby jadowity
wąż albo buchający obłokiem pary z charakterystycznym miarowym odgłosem "
buch, buch, buch". Pod olbrzymim kotłem trzeba było ciągle palić
ogień, aby było dość pary. Nawet konie buntowały się i za nic nie
chciały tego potwora przeciągnąć z jednej zagrody do drugiej. Sytuacja
trochę się zmieniła, gdy pojawiły się niemieckie silniki spalinowe,
dość lekkie i mocne. Jan Dobrzyk miał do wymłócenia stertę zboża,
ułożoną obok stodoły dziadka Kubusia. Postanowił spróbować młócenia
nowym sposobem i przyprowadzono nocą młockarnię pomalowaną na czerwono,
którą została ustawiona obok stodoły. Gdy dziadek rankiem zobaczył,
co stoi obok jego zabudowań, stanął przerażony i na całe gardło krzyczał: "
Ludzie ratunku, zlitujcie się nad starym i zabierzcie tego diabła!"
. Tłumaczono, że to zwykła maszyna, że nie napracuje się człowiek
tyle przy młóceniu, a i żyto będzie czyste gotowe do wsypania w worki.
Na nic się to nie zdało, Kubuś był przerażony i rozpaczał, że Bóg
go ukarze za to, że zmienia Jego prawa. Sytuacja była napięta i nic
nie wskazywało na jej pozytywne zakończenie. Na szczęście do ciężko
chorej Agnieszki przywieziono Księdza Proboszcza. Po namaszczeniu
Kapłan przyszedł zobaczyć ten nowy sprzęt i on potrafił dziadka uspokoić.
Poprosił o święconą wodę, odmówił modlitwę, pokropił młockarnię i
silnik, zapewniając dziadka, że już nic nie grozi, bo wszystko jest
w rękach Boga. Maszyna rozpoczęła pracę a ludzie uwijali się, aby
za nią nadążyć. Na strychu lądowały kolejne worki pełne ziarna, a
na polu ułożono pokaźną stertę słomy gotowej do ściółki w oborze.
Dziadek jednak nie zgodził się, aby jego zboże zostało w ten sposób
wymłócone, ale nabrał na tyle odwagi, że pomagał w młóceniu sąsiadom.
Młockarnia, popularnie nazywana "maszyną", chodziła od jednego gospodarza
do następnego i wszyscy sobie pomagali. Aby praca szła sprawnie,
potrzebowano do obsługi 11 osób. Na koniec akcji Kubuś poprosił,
aby także wymłócić jego zboże, ale nie wszystko, bo trzeba koniecznie
zostawić trochę pod cep, żeby w zimie nie próżnować. Czas młócenia
to jakby jakieś święto, to ważna chwila w funkcjonowaniu wioski,
to czas bycia razem, wspólnych posiłków, rozmów, a nawet zwykłego
plotkowania albo też kłótni.
Pomóż w rozwoju naszego portalu