Reklama

Opowieści (14)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wieś pomału zaczęła się wyludniać. Na początku lat 50. w szkole było jeszcze wielu uczniów, a na wsi sporo małych dzieci w wieku przedszkolnym. Ciężka praca i gnębienie rolników przez ówczesne władze spowodowały exodus do miast, gdzie spodziewano się łatwiejszego życia. Najwięcej osób wyjeżdżało na tereny poniemieckie, czyli tzw. ziemie odzyskane albo - jak popularnie mówiono - na "zachód". Małorolni chłopi znaleźli tam nowy dom, pracę i dość dobre warunki do życia, ale tęsknili za swoimi stronami i rodziną, z czasem zadomowili się na dobre. Odpływ zdolnych i młodych ludzi to była wielka strata dla mieszkańców wsi, a zwłaszcza dla niewielkiej wioski Dębice. Dobrze, że nie wyjeżdżali ludzie starsi, osoby bardzo cenione w swojej społeczności za życiową mądrość, znajomość świata i zdolności do wykonywania różnych prac tak potrzebnych wsi. Nie byli to ludzie wykształceni, najczęściej mieli ukończone cztery klasy przedwojennej podstawówki. Na wsi bowiem zostawali wszyscy, ci bardzo zdolni i przeciętniacy. Niektórym jak np. Anteczkowi udało się przed wojną wyjechać do Francji, gdzie znalazł pracę jako górnik i ściągnął swego szwagra Karola. Obydwaj pracowali tam do samej wojny. Anteczek bardzo dobrze opanował język francuski i trochę niemieckiego, co przydało mu się podczas okupacji. Karol nigdy nie miał głowy do nauki i francuskim się nie przejmował, bo wszystko załatwiał szwagier, nawet zakupy. Nigdy też nie przyswoił sobie uroków francuskiej kuchni, ale za to uwielbiał śledzie - takie prosto z beczki, jak w Polsce. Dobrze jeśli można było posłać po nie Anteczka, ale sytuacja stawała się beznadziejna, jeśli go nie było, a trafiała się jakaś butelczyna. Wtedy zaczynał kuzyna szukać i prosić o nową przysługę. Wiedział, że najłatwiej można go znaleźć w czytelni, gdzie w wolnych chwilach zaglądał i sporo czytał. Nękany i znudzony tymi ciągłymi przysługami Anteczek postanowił dać nauczkę szwagrowi. Zaproponował, aby sam poszedł kupić te śledzie. Napisał więc na kartce odpowiedni tekst po francusku i wysłał do sklepu rybnego. Po dłuższej chwili Karol wrócił z pustymi rękami bardzo zdenerwowany. Zapytany o powód wzburzenia odpowiedział, że panienka ze sklepu bardzo się z niego śmiała, potem właściciel sklepu aż podskakiwał z radości, wszyscy tylko rozkładali ręce, a śledzi nie dali. Dopiero wtedy dowiedział się, że była tam napisana prośba, aby mu sprzedano pięć byków, takich jak on sam. To wydarzenie skłoniło go do nauki języka francuskiego. Anteczek zawsze potrafił wszystkich rozweselić, umiał też barwnie opowiadać o różnych krajach i miastach, chociaż nigdy w nich nie był. Wesoło też było, gdy odwiedzali go sekciarze natrętnie narzucający swoją naukę. Nigdy ich nie odpędzał, jak to czynili inni. Najpierw ich słuchał, a następnie zadawał im pytania po francusku lub niemiecku i w tych językach im odpowiadał. Natręci zbici z tropu czmychali szybko i już więcej nie pojawiali się, obawiając się kompromitacji.

Powodem wyludniania się były nie tylko wyjazdy do miast, ale także śmierć osób starszych. Pozostawały tylko puste chaty chylące się do ziemi, których nikt nie remontował i nikt w nich nie mieszkał. Po latach tylko białe kamienie - pozostałość po piecu i kuchni - świadczyły, że mieszkali tu ludzie. Śmierć osób starszych mających autorytet w społeczności była ogromną stratą, bo brakowało mądrych przewodników wpływających na obyczaje, kulturę, a także na ułożenie sposobu życia z władzą, tak by "wilk był syty a owca cała". "Nowe" szło wielkimi krokami do każdej zagrody i domu. Niosło z sobą wiele zła, cierpień, ale też i sporo pozytywów jak powszechne nauczanie, elektryfikację i częściowo mechanizację w rolnictwie. Oczywiście, zawsze w pozycji uprzywilejowanej znajdowały się państwowe kołchozy, a później pegeery i kółka rolnicze, ale i do zwykłych polskich chłopów trafiała młockarnia napędzana silnikiem najpierw parowym, a potem spalinowym. Ludzie bali się najbardziej młockarni z ogromnym silnikiem napędzanym parą. Wglądał on jak jakiś potwór syczący niby jadowity wąż albo buchający obłokiem pary z charakterystycznym miarowym odgłosem " buch, buch, buch". Pod olbrzymim kotłem trzeba było ciągle palić ogień, aby było dość pary. Nawet konie buntowały się i za nic nie chciały tego potwora przeciągnąć z jednej zagrody do drugiej. Sytuacja trochę się zmieniła, gdy pojawiły się niemieckie silniki spalinowe, dość lekkie i mocne. Jan Dobrzyk miał do wymłócenia stertę zboża, ułożoną obok stodoły dziadka Kubusia. Postanowił spróbować młócenia nowym sposobem i przyprowadzono nocą młockarnię pomalowaną na czerwono, którą została ustawiona obok stodoły. Gdy dziadek rankiem zobaczył, co stoi obok jego zabudowań, stanął przerażony i na całe gardło krzyczał: " Ludzie ratunku, zlitujcie się nad starym i zabierzcie tego diabła!" . Tłumaczono, że to zwykła maszyna, że nie napracuje się człowiek tyle przy młóceniu, a i żyto będzie czyste gotowe do wsypania w worki. Na nic się to nie zdało, Kubuś był przerażony i rozpaczał, że Bóg go ukarze za to, że zmienia Jego prawa. Sytuacja była napięta i nic nie wskazywało na jej pozytywne zakończenie. Na szczęście do ciężko chorej Agnieszki przywieziono Księdza Proboszcza. Po namaszczeniu Kapłan przyszedł zobaczyć ten nowy sprzęt i on potrafił dziadka uspokoić. Poprosił o święconą wodę, odmówił modlitwę, pokropił młockarnię i silnik, zapewniając dziadka, że już nic nie grozi, bo wszystko jest w rękach Boga. Maszyna rozpoczęła pracę a ludzie uwijali się, aby za nią nadążyć. Na strychu lądowały kolejne worki pełne ziarna, a na polu ułożono pokaźną stertę słomy gotowej do ściółki w oborze. Dziadek jednak nie zgodził się, aby jego zboże zostało w ten sposób wymłócone, ale nabrał na tyle odwagi, że pomagał w młóceniu sąsiadom. Młockarnia, popularnie nazywana "maszyną", chodziła od jednego gospodarza do następnego i wszyscy sobie pomagali. Aby praca szła sprawnie, potrzebowano do obsługi 11 osób. Na koniec akcji Kubuś poprosił, aby także wymłócić jego zboże, ale nie wszystko, bo trzeba koniecznie zostawić trochę pod cep, żeby w zimie nie próżnować. Czas młócenia to jakby jakieś święto, to ważna chwila w funkcjonowaniu wioski, to czas bycia razem, wspólnych posiłków, rozmów, a nawet zwykłego plotkowania albo też kłótni.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bluźnierczy obraz wyśmiewający Matkę Bożą z Guadalupe

2025-02-04 14:12

[ TEMATY ]

Matka Boża z Guadalupe

Zrzut ekranu x.com

Studenci i republikańscy ustawodawcy ostro krytykują Grand Valley State University za wyświetlanie bluźnierczego wizerunku Matki Bożej z Guadalupe, na którym znajdują się obsceniczne, promujące społeczność LGBT obrazy, w tym wizerunek mężczyzny w bieliźnie i dwóch mężczyzn całujących się na sukni Matki Bożej.

Popularny, finansowany przez państwo publiczny uniwersytet w Michigan spotkał się z ostrą krytyką ze strony chrześcijańskich studentów i ustawodawców po umieszczeniu na terenie kampusu bluźnierczego wizerunku Matki Bożej z Guadalupe, który zawiera takie słowa jak „pedał” i „homofobia” oraz obsceniczne, pro-LGBT obrazy, w tym dwóch całujących się mężczyzn.
CZYTAJ DALEJ

Katarzyna Kotula przegrała w sądzie z księdzem

2025-02-07 22:30

[ TEMATY ]

sąd

Katarzyna Kotula

ratujzycie.pl

Ksiądz Mirosław Matuszny wygrał prawomocnie w sądzie z Katarzyną Kotulą. Sąd Okręgowy w Lublinie cofnął wyrok skazujący z sądu I instancji i umorzył sprawę. Proces, do którego nigdy nie powinno dojść, toczył się z wyłączeniem jawności. Był wynikiem prywatnego aktu oskarżenia złożonego przez minister rządu Donalda Tuska. A trwał niemal 2 lata.

Sprawa księdza Matusznego bulwersuje, bo jest dowodem na to, że w Polsce rząd nęka katolików, księży, obrońców życia i rodziny. Hasło „opiłowywania” katolików rzucone przez lewicowego polityka kilka lat temu jest obecnie przekuwane w czyn. Ksiądz od początku był niewinny, natomiast zarzuty były rozdmuchane. Dlatego sądy powszechne nigdy nie powinny zajmować się podobnymi sprawami.
CZYTAJ DALEJ

Francja: ogłoszono program edukacji seksualnej

Stowarzyszenia rodzinne we Francji nie zgadzają się na nowy program edukacji seksualnej. „Chcą uczyć dzieci akceptacji, a nie pytają rodziców, czy to akceptują” – mówi przewodnicząca Katolickich Stowarzyszeń Rodzinnych. Program będzie obowiązywał od początku nowego roku szkolnego na wszystkich poziomach edukacji, od przedszkoli po licea. Zdaniem krytyków jest głęboko przeniknięty ideologią gender, zaszczepia w dzieciach wątpliwości co do ich tożsamości i pomimo deklaracji lekceważy rolę rodziców.

„W programie jest kilka bardzo dobrych punktów, takich jak nauka o ciele, znaczeniu intymności i szacunku dla siebie i innych” – przyznała w dzienniku Le Figaro Ludovine de la Rochère, przewodnicząca Syndakatu Rodzin. Ubolewa jednak, że „w dużej mierze jest on oparty na dobrze znanej wizji, wywodzącej się z wojującej socjologii, powszechnie określanej jako ‘ideologia gender’”.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję