W otaczającym nas świecie jakże często daje się dostrzec sytuacje wzajemnie się wykluczające, a mające swoje źródło w chęci pokazania się od jak najlepszej strony. Jest to świat obietnic, deklaracji,
które składa się także dla potwierdzenia swojego nikłego autorytetu. Te same obietnice i deklaracje, kiedy już nie są potrzebne, nie mają żadnego znaczenia, znikają nagle, zanika też jakby bezpowrotnie
pamięć o nich. Nasuwają się wątpliwości: czy zostały kiedykolwiek wypowiedziane, a może to było złudzenie, manipulacja, może ktoś zmienił sens słów?
Zastanawia mnie, jaki wydźwięk ma realizacja obietnic i deklaracji w życiu ludzi. Już wiele razy słyszałem skierowane do mnie obietnice, a ostatecznie okazywało się, że prawdziwe jest powiedzenie:
„Obiecanki cacanki, a głupiemu radość”. Jestem bardzo ciekawy, ile tych obietnic wysłuchuje Bóg i jak bardzo jest Mu wtedy przykro.
Wydaje mi się, że problem tkwi w krótkiej pamięci deklarujących lub też w ich interesowności, czy też liczeniu na naiwność tych, którym coś obiecują. Bóg kiedyś obiecał zbawienie swojemu stworzeniu
i obietnicy dochował, co więcej - nieustannie jej dochowuje.
A człowiek? Człowiek składa wiele obietnic, ale gdy przychodzi rozliczyć się z nich, pojawia się problem. Wtedy najlepiej jest się wycofać, powiedzieć, że nie miało się akurat tego na myśli, że to
pomyłka.
Jak wielu ludzi nie liczy się z konsekwencjami takiego postępowania! Jeśli nauka zawarta na kartach Pisma Świętego jest dla nas normą postępowania, to trzeba zauważyć, że nie ma tam tanich obietnic,
niedotrzymanego słowa. W przeciwnym razie nasze zachowanie będzie przyczyną rozczarowania.
W wielkopostnym czasie warto zadać sobie pytanie, po co składa się deklaracje i obietnice? Jest to tym bardziej ważne, że podejmuje się wtedy konkretne postanowienia, które mają nas na jakąś rzeczywistość
uwrażliwić. Dziwi mnie bardzo fakt, że często już w momencie podejmowania zobowiązania mamy podjętą decyzję o niedochowaniu obietnicy. Nic bardziej fałszywego, obłudnego, co możemy uczynić człowiekowi,
a poprzez człowieka Bogu. Dlaczego tak czynimy? Skąd taka przewrotność? Ale skoro tak często nie traktujemy poważnie Boga, to czemu mielibyśmy traktować lepiej bliźniego? Składanie obietnic komuś dla
uspokojenia nastrojów, pozornego odsunięcia problemu, jest posunięciem, które należy traktować jako lekceważące, w którym nie znajdzie się miłości. Może by tak człowiek wreszcie wpatrzył się w Boga i
zaczął naprawdę ważyć słowa, a obietnice i deklaracje wypowiadał tylko wtedy, gdy ma wewnętrzną pewność, że ich dotrzyma? W przeciwnym razie niech pozostaną w myślach, bo po co mają później być przyczyną
czyjegoś rozczarowania lub smutku.
Posypmy głowy popiołem - za niewierność wobec Boga i wobec drugiego człowieka, w którym On mieszka. Za deklaracje i postanowienia, które tak często „przestają być wiążące”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu