Ojciec Święty w swoim orędziu na Wielki Post przypomniał, że obrzęd posypania popiołem w Środę Popielcową rozpoczyna święty czas Wielkiego Postu - czas odrzucenia wszelkiego zła i czynienia dobra.
Przykładem takiego postępowania może być dla nas bł. ks. Józef Kowalski, którego rocznica urodzin (93) przypada w marcu. W zadumie nad postacią tego świętego męczennika musimy uznać, że jego świadectwo
życia było godne kapłańskiego powołania, a także zgodne z młodzieńczymi pragnieniami i postanowieniami.
Każdy z nas lęka się cierpienia, a zwłaszcza młodzi ludzie wchodzący w życie pełni zapału do budowania własnej szczęśliwej przyszłości. Wielkie musiało być u kleryka Józefa pragnienie cierpienia z
miłości do Chrystusa, skoro 19-letni młodzieniec postanowił „cierpieć i być wzgardzonym”. Te słowa skreślił w swoim notesie, a później napisał modlitwę: O Jezu, Tobie oddaję się zupełnie,
Tobie oddaję moje biedne serce, które przecież o Jezu, tak bardzo pragnie Ciebie kochać, Tobie się całkowicie oddać i poświęcić. Jezu, niech się od Ciebie nigdy nie oddalę, ale aż do grobowej deski dochowam
wiernie. Raczej umrzeć, aniżeli Cię najmniejszym grzechem obrazić... Ja mam i muszę być świętym salezjaninem, jak święty był mój ojciec ks. Bosko.
Bł. ks. Józef Kowalski wychował się w atmosferze rodzinnej, z której możemy czerpać liczne dowody całkowitego zawierzenia Bożej Opatrzności. Jego matka Zofia, dobra i troskliwa matka, wymagała od
siebie i dzieci ofiarnej pracy, poświęcenia dla Boga i Jego Matki oraz bliźnich. Dom Kowalskich był otwarty na potrzeby duchowe i materialne mieszkańców, których w Siedliskach wielu oczekiwało.
Pamięć o bł. Józefie Kowalskim i jego świętobliwym życiu od samej męczeńskiej śmierci w Oświęcimiu (4 lipca 1942 r.) trwała i trwa nadal.
Czas barbarzyńskich prześladowań niemieckich okupantów i osadzeniu niewinnych w obozach zagłady nie sprzyjał głoszeniu zasad moralnych, miłości Boga i bliźnich. Wśród więźniów ks. Józef Kowalski swoją
postawą głosił Miłość Boga i bliźnich, którym nieustająco pomagał aż do męczeńskiej śmierci. Można powiedzieć, że tam odkrył swoją nieugiętą miłość Niepokalanej. Nosił przy sobie różaniec, modlił się
i dawał innym siłę do przetrwania. Mimo prześladowań i tortur, jakim był poddany, sam o sobie mówił: „Jestem spokojny, a poza tym jestem silny i nieprędko mnie złamią”. W ostatnich godzinach
życia w samotności modlił się sam, a później prosił sąsiada: „Klęknij i módl się ze mną za tych, którzy nas mordują”. Wywołany po apelu 3 lipca 1942 r., wiedząc, że idzie na śmierć, zwrócił
się do wszystkich: „Módlcie się za mnie i moich prześladowców”.
Najbliższemu koledze oddał kromkę i szeptem dodał: „Zygmuś, weź ten chleb, mnie już nie będzie potrzebny”.
Był kapłanem pragnącym dla miłości Chrystusa i Jego Matki cierpieć i być wzgardzonym. Jest darem Bożym dla naszych czasów. Tego daru nie możemy zmarnować, bo to przykład bezgranicznej wierności zasadom
moralnym i wartościom chrześcijańskim, które poświadczył cierpieniem i własną krwią.
Pomóż w rozwoju naszego portalu