Przywieziona z Wilna ekspozycja ze zbiorów Litewskiego Związku Twórców Ludowych, choć ukazuje niejednokrotnie plastykę bardzo interesującą, czasem naprawdę uroczą, nie nastraja optymistycznie. Nie to,
żeby brakowało radosnych czy nawet wesołych tematów. Przeciwnie, jest ich pod dostatkiem. Również i forma prac niekoniecznie kojarzymy z - jak to mówią - „wioskowymi” twórcami.
A jednak i jedno, i drugie pozostawia pewien niedosyt i może nawet zasmuca.
W katalogu wystawy czytamy o nagłym odrodzeniu litewskiej sztuki ludowej w drugiej połowie XX w. Po śmierci Stalina (1953 r.), a szczególnie po upadku kultu jednostki, nastąpił zwrot w stronę
tradycji i narodu. A przy tej okazji nastąpił renesans na niespotykaną dotąd skalę twórczości... czy jednak rzeczywiście ludowej?
Bez wątpienia na łomżyńskiej wystawie zobaczymy dzieła, w których wyczuwa się rękę prymitywnego artysty. Zwłaszcza malarstwo niejeden raz ukazuje charakterystyczną dla takich nieokrzesanych talentów
świeżość spojrzenia, która przy tej okazji łamie plastyczne reguły. Proporcje się zatracają, kolorystyka wyjaskrawia, kompozycja upraszcza. Często też można zaobserwować dużą staranność, by nie powiedzieć
drobiazgowość prac. Ale to dobrze, właśnie to nas zachwyca, jeśli oczywiście nie staje się wyrachowaną techniką. Tylko to jeszcze nie jest sztuka ludowa.
Tę ostatnią odróżnimy od prymitywizmu zakorzenieniem w tradycji. Bo nawet nie powrotem do tradycji, lecz jako jej wyraz. A z tym są kłopoty. W przypadku wymienionego tutaj malarstwa, trzeba podkreślić,
że obrazów olejnych praktycznie nie malowano, jest to więc trend zaczerpnięty ze współczesności. Pewnym zakorzenieniem w problematyce ludowej jest chłopska tematyka obrazów. Ale i tutaj wyczuwa się dziwną
„dziurę”. Jest jarmark, poranek, prace polowe, wesele, nawet randka. Nie ma natomiast prawie wcale tematyki religijnej - a to właśnie ona była główną inspiracją twórczości ludowej. Trudno
za religijne uznać „Zapusty” na jednym obrazie - to raczej przedstawienie zwyczaju ludowego, gdzie przebrani za diabły chłopi dość swawolnie sobie poczynają. A nie o to chodzi w sztuce
tradycyjnej. Pamiętajmy, że ludzie na wsi myśleli praktycznie. Jeśli więc ktoś malował lub rzeźbił, to rzecz jasna nie po to, aby jego prace wyłącznie podziwiać. Lecz raczej, aby je jakoś wykorzystać
- jeśli jest obraz, to po to, żeby powiesić go na ścianie i móc się przed nim modlić; jeśli rzeźba, to wstawić do przydrożnej kapliczki i również przed nią się zamyślić. Tymczasem także rzeźba,
która jest symbolem sztuki ludowej, w wydaniu naszych sąsiadów jest daleka od „wioskowej” mentalności. Nie tylko, że świątków jest jak na lekarstwo, to jeszcze można mówić o „antyświątkach”.
Oto widzimy pogańskiego boga Peruna na rydwanie, albo tajemniczą Baltiję, personifikację - jak można się domyślać - Morza Bałtyckiego, a nawet kolekcję diabłów. Honor ratuje jeden Chrystus
Frasobliwy, naprawdę pięknie opracowany, oraz anioł, już niekoniecznie tradycyjny. Obok rzeźby i malarstwa, wystawa prezentuje też rzemiosło artystyczne, prócz niewielkiej reprezentacji tkanin, widzimy
wyroby bursztynowe. Brosze, wisiory, naszyjniki zachwycają charakterystycznym zestawieniem delikatnie, szczegółowo opracowanej srebrnej oprawy wobec dużego kamienia. To pewnie taka właściwość litewskiego
jubilerstwa, bo ze sztuką ludową kojarzy się to jeszcze mniej niż w poprzednich wypadkach.
Tak to już jest, gdy zostaną zerwane naturalne więzi tradycji, czego na Liwie dokonał stalinizm. Późniejsze odrodzenie już nie będzie tym samym.
Pomóż w rozwoju naszego portalu