Obrazek - zesłaniec
Powaga Wielkiego Postu skłania do głębszej refleksji nad cząstką dawnych pamiątek. Wędrując tu i ówdzie, byłem słuchaczem różnych opowieści. Przed laty w sybirackim domu w Chełmie, wśród dokumentów i pamiątek, Helena Panas - dawna mieszkanka Powurska na Wołyniu - pokazała mi przedziwny obrazek. Ręcznie malowany we Lwowie ok. 1940 r. Pan Jezus Miłosierny, podarunek współtowarzyszki zesłania na Sybir do kołchozu Tarnawka od hrabiny Jadwigi Karwickiej z Mizocza (Wołyń). Obrazek - zesłaniec sześć lat tułał się z sybiracką rodziną. Nawet nie wyblakł zbytnio - świadek srogich zim, łez, tęsknot i głodu setek zesłańców. Na awersie dobrze zachowana modlitwa koronki, na rewersie nieco zatarte słowa dedykacji: „Obrazek ten przywieziony tu ze Lwowa wiosną 1941 r. ofiaruję pani Heli na pamiątkę naszego ciężkiego wspólnego wygnania na Syberię. Oby Pan Jezus dał łaskę powrotu i ocalił pani życie, oby ono jeszcze jasnym i szczęśliwym być mogło. Z serca tego życzę. Tarnawka 7- IX - 1941 r.”. Dobre życzenie spełniło się. Obdarowana Hela, zdrowa i cała, wraz z trzema siostrami i matką wróciły do ojczyzny. Wkrótce osiedliły się w Chełmie. Umęczona sybiraczka hr. Karwicka pozostała na zawsze na stepowym cmentarzyku w Tarnawce. Helena (dzisiaj lat 84) modli się za nią i za tych, którzy pozostali w stepie. Obrazek z koronką do Chrystusa Miłosiernego - pamiątka całego życia.
Obrazek z tarnopolskiej stacji
Reklama
Przedziwna jest historia fundacyjnego obrazka z Ukrzyżowanym z Tarnopola. Datuje się na koniec XIX w. Zapis na rewersie jest prosty: „Kto Mi na ziemi zbuduje świątynię, z tego ja duszy kościół mój uczynię - pamiątka ofiary na budowę kościoła Ojców Jezuitów w Tarnopolu”. Podarowany na Podlasiu w słynnym z unickich męczenników Drelowie łączy w sobie opowieść o nieżyjącej już darczyni tamtej budowy. W zamieszkach I wojny światowej, uciekając z Kresów, pozostawiła w popłochu tłumok na tarnopolskiej stacji. W zostawionej książeczce był obrazek. Wróciła po dwóch dniach, znalazła przy torach tylko rozsypaną książeczkę, a w niej ocalony obrazek. Uwierzyła w ocalone życie. Setki razy wpatrywała się w krzyż i pokutującą Marię Magdalenę. Podarowany siostrzenicy trafił do moich rąk.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Milatyński obrazek
W okolicach Szczecina zamieszkuje większe skupisko przesiedleńców z Milatyna k. Lwowa. Tam znajdował się cudowny obraz z ukrzyżowanym Chrystusem. Kiedy transporty ludzi przygotowywano w pośpiechu do wywózki, na ostatnim nabożeństwie wszyscy w kościele otrzymali Milatyńskie obrazki. Spotkałem ich po pół wieku: siwiutkie babciunie w dowodach osobistych nosiły Milatyński obrazek. „To ważny dowód, że my od Lwowa, stamtąd!” - mówiły ze łzami. Obrazek niejednej osobie towarzyszył całe życie. Milatyński cudowny obraz dalej skupia modlących się - dzisiaj w Krakowie na Kleparzu.
***
Tyle wyobrażeń cierpiącego Chrystusa, zapisanych na małych karteczkach obrazków, starodawnym drukiem. Choćby ten ze świętym Obliczem - datowany na rok 1931 w Warszawie. Na awersie z przejmującą
modlitwą: „Panie Jezu wyryj w sercu mojem Twoje święte rany, abym w każdym czasie mógł w nim czytać mękę (cierpienie) i miłość Twoją: mękę Twoją, bym mógł wziąć na się ból Twój, miłość Twoją, abym
umiał wzgardzić dla Ciebie wszelką inną miłością” (św. Augustyn).
Czy to nie szczególne ślady naszych przodków niosących z sobą Ukrzyżowanego przez życie? Do dzisiaj w albumach i starych książkach można odnaleźć podobne obrazki. Nadal zabiera się je na „szczęśliwy
powrót” w daleką podróż. Daruje się z okazji ważnych wydarzeń, otrzymuje na misjach, jubileuszach duchownych, prymicjach, odpustach, przy szpitalnej spowiedzi, na pasyjnych dróżkach w Kalwarii itp.
Zapewne każdy z nich będzie wiązał się z jakąś historią. Oby zawsze była zwycięska i promienna, jak twarz Ukrzyżowanego z Milatyna.