Na czerwony sweterek narzuciłem zimową (jeszcze) kurtkę i na dwa dni pojechałem w góry. Na szlaku najczęściej ludzie milczą, ale są też tacy, co gadają. Tym razem spotkałem gadających. Brzydko jest podsłuchiwać,
ale nie dało się nie słyszeć. Szły przede mną dwie turystki w wieku późniejszym niż średnim, swą rozmową dając kłam stwierdzeniu, że ludzie nie rozmawiają z sobą o wierze. Te rozmawiały. „Bo wiesz
- ciągnęła jedna z nich - nasza religia opiera się na wzbudzaniu w ludziach poczucia winy. Co nam mówią księża? Że urodziliśmy się w grzechu pierworodnym, że całe życie trzeba posypywać głowy
popiołem, a i tak w grzechach umrzemy. Dobrze, że są jeszcze tacy biskupi jak... (i tu padło nazwisko), którzy mówią nam o miłości i miłosierdziu”. Towarzyszka górskiego spaceru kiwała głową ze
zrozumieniem. Dalszej części dyskusji nie usłyszałem, bo przyspieszyłem kroku.
By opisać świat czy społeczeństwo, potrzebne są jakieś kategorie tegoż opisu. Dzieli się więc społeczeństwo na lewicę i prawicę, na konserwatystów i liberałów, na postępowych i wstecznych. Zdarza
się, że te same kryteria ocen stosowane są w odniesieniu do Kościoła, który chce się dzielić według zaczerpniętych z socjologicznego opisu schematów: na Kościół otwarty i zamknięty, na liberalny i tradycjonalistyczny,
na progresistów i kościelną konserwę. Linie demarkacyjne między dwoma skrajnymi nurtami wyznacza się aż zanadto pochopnie. Jednym z ostatnich kryteriów podziału wewnątrz kościelnej społeczności ma być
stosunek do Pasji. Ci niby tradycyjni stoją murem za, ci niby bardziej postępowi mają mniej lub bardziej uzasadnione wątpliwości.
Czy w ogóle istnieją jakieś kryteria oceny czy dokonywania rozróżnień wśród ludzi Kościoła? Kryterium jest jedno, a jest nim wierność Chrystusowi. W Kościele tę wierność - w aspekcie dogmatycznej
poprawności - ocenia Kongregacja Doktryny Wiary. A Kongregacja - jak ostatnio widać - wcale nie spieszy się tak bardzo, by orzekać o tym czy innym teologu, że jest już poza granicami
ortodoksji, czyli poprawności teologicznego myślenia. Mówiąc krótko, dopóki czego innego Kościół nie orzecze, rację mają i ci konserwatywni, i ci postępowi. Kościół zawsze, już od swoich najwcześniejszych
lat, opierał się na wewnętrznym napięciu. Dość przypomnieć fundamentalną dla wczesnych gmin chrześcijańskich kwestię, czy wkraczających do Kościoła pogan poddawać rytualnemu obrzezaniu, czy też nie, innymi
słowy - czy poddać ich najpierw Prawu czy od razu Ewangelii. I tak było ciągle. Zbyt liberalne przestrzeganie reguły owocowało w niejednym zakonie nową, surowszą gałęzią. Liturgiczne skostnienie
bliskie martwocie zrodziło liturgiczną odnowę, a zbyt pochopna odnowa, która stała się w niektórych miejscach wręcz liturgiczną rewolucją, zaowocowała zrozumiałą tęsknotą do utraconego porządku.
I taki jest Kościół. Zawieszony między orędziem o Bożym miłosierdziu a świadomością grzeszności człowieka. Dzielący się swoją wiarą z tymi, którzy nie wierzą, a jednocześnie chroniący ją przed jej
rozmyciem. Poszukujący nowych form wyrażania wiary i troską o zachowanie tego, co w kościelnej tradycji najlepsze. Problem zaczyna się wtedy, gdy ludzie Kościoła zapominają o ewangelicznej mądrości czerpania
ze skarbca rzeczy nowych i starych, i jedni zaczynają upierać się przy tym, że stare jest lepsze od nowego, a drudzy odwrotnie - że o starym trzeba zapomnieć, bo w nowości siła. Ani jedna postawa,
ani druga nie ma nic wspólnego z ewangeliczną mądrością, a twórcze napięcie, od zawsze istniejące wewnątrz Kościoła, zostaje zastąpione destrukcyjnym napięciem między ludźmi Kościoła, z których każdy
będzie się upierał, że ma rację bardziej niż przeciwnik.
A cóż to ma wspólnego z moimi turystkami? Ano są chwile, gdy trzeba światu przypomnieć o grzechu, są też takie, że trzeba przypomnieć o miłosierdziu. Teraz jest właśnie ta druga. Są chwile, gdy mówi
się, iż istotą Jezusowego orędzia jest miłość. Są też takie, gdy trzeba przypomnieć, iż ta miłość wyraziła się w pasji. Są biskupi, którzy nam przypominają o konieczności dialogu ze światem. Są też i
tacy, którzy nam uświadamiają, jakie z tego świata płyną zagrożenia. Słuchać trzeba jednych i drugich. Bo jedni i drudzy mają rację.
Pomóż w rozwoju naszego portalu