Znak krzyża kojarzy się zdecydowanej większości ludzi z osobą Jezusa i Jego ofiarą. Umieszczony tam, gdzie żyjemy, mieszkamy, pracujemy, wypoczywamy, ale także tam, gdzie cierpimy, ma przypomnieć, że
nasze życie i nasza godność posiadają wartość bezcenną. Bo przecież Syn Boży „zapłacił” ogromną cenę, abyśmy ze śmierci grzechu powrócili do życia. Pan Bóg objawił nam tę prawdę właśnie przez
znak krzyża swojego Syna na wzgórzu Golgoty.
Z ofiary Pana Jezusa można poza tym najlepiej „wyczytać” miłość Boga do człowieka. „Kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca (...). Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie” (J 14,
9-10) - mówił Pan Jezus w czasie swojej działalności publicznej. Miłość ta jest tak mocna i konkretna w swojej wymowie, że potrafi wykorzystać dosłownie każdą, choćby najmniejszą nadarzającą się
sposobność, aby okazać swą zbawczą moc.
Jeszcze niedawno przypatrywaliśmy się narodzeniu Chrystusa w Betlejem. Można dostrzegać już w tym wydarzeniu perspektywę ofiary krzyżowej, bo żłóbek betlejemski Chrystusa już był miejscem dobrowolnego
uniżenia Boga dla dobra człowieka. W wydarzeniu narodzenia Pana Jezusa manifestuje się ponadto Boża miłość na peryferiach ludzkiego życia. W niemożności bowiem znalezienia przez Józefa i Maryję miejsca
w Betlejem widać wyraźnie, że człowiek nie pozostawił Panu Bogu zbyt dużej przestrzeni. Skazał Go na przebywanie na marginesie swojego życia. Można by rzec, na jego peryferiach. Mimo to przestrzeń ta
okazała się wystarczająca dla Boga, aby wszystkim ludziom ukazać moc i nieodwracalność Jego miłości do ludzi. Dlatego przy żłóbku betlejemskim dość nieoczekiwanie odnajdują się ci, którzy znajdują się
właśnie na peryferiach (pasterze, magowie). Ewangelia również jest dla nich, bo to Dobra Nowina dla wszystkich ludzi. Może owe pałace, w których nie znalazło się miejsce, a o których tak rzewnie śpiewamy
w kolędach, stanowiłyby przeszkodę dla tych, będących na „peryferiach”, nie do pokonania, aby odnaleźć drogę do Boga.
Podobna rzecz dokonuje się na Kalwarii. Wzgórze Golgoty to też peryferium. Żeby Jezusa ukrzyżować, wyprowadzono Go przecież poza miasto, za jego mury. A więc usunięto Go poza nawias życia. Po raz
kolejny nie chciano Mu znaleźć miejsca. Jedynym było to wzgórze ogołocone ze wszystkiego, nawet ze współczucia wielu z obecnych tam wtedy ludzi. I znowu - tak jak w Betlejem - ten margines,
ta niewielka przestrzeń, do jakiej człowiek ograniczył możliwość działania Bożego, sprawiła cuda w sercach tych, którzy sami byli owymi peryferiami: nawrócenie łotra, świadectwo setnika, wierna obecność
jawnogrzesznicy Marii u stóp krzyża czy wreszcie odwaga Nikodema i Józefa z Arymatei, którzy udali się do Piłata po ciało Pana.
To działanie na peryferiach jest także swoistym charyzmatem publicznej działalności Jezusa. Chrystus wielokrotnie podkreśla, że „lisy mają swe nory, a ptaki powietrzne gniazda, a On nie ma gdzie
głowy skłonić” (por. Łk 9, 58). I być może właśnie to przyciąga do Niego wszelki ludzki margines, przede wszystkim ten natury moralnej: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy
się źle mają” (Mt 9, 12).
„Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13) - czytamy na kartach Pisma Świętego. Zdanie to odnosi się przede wszystkim
do Jezusa Chrystusa. Mamy Go naśladować, bo jest naszym Mistrzem i Nauczycielem. To znaczy uczyć się od Niego, jak kochać w świecie, który niewiele miejsca pozostawia na prawdziwą miłość. Całe Jego życie
i działalność publiczna to jedno wielkie wołanie o to, by uwierzyć Miłości prawdziwej, która „nigdy nie ustaje, jest cierpliwa, łagodna, nie szuka poklasku, nie pamięta złego, wszystko znosi, wszystkiemu
wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma...” (por. 1 Kor 13, 4. 7).
Pomóż w rozwoju naszego portalu