Amerykańskie kino familijne ma wielkie tradycje. Ciepłe, pełne życia i humoru opowieści o przygodach rodziców, dzieci i zwierząt domowych cieszyły się zawsze popularnością wśród widzów. Dzisiaj, w czasach
erozji wartości rodzinnych, każdy taki film ma wielką wartość.
W Fałszywej dwunastce autorzy ukazali przygody rodzinki, składającej się z rodziców i dwunastki uroczych i niesfornych dzieci. Tom i jego żona Kate mieszkają z dziećmi w małym miasteczku na amerykańskiej
prowincji. Tom, trener drużyny koszykarzy, dostaje pracę na uniwersytecie i przenosi się z rodziną do nowego domu. Usiłuje pogodzić pracę z opieką nad dziećmi w momencie, gdy Kate wybrała się do Nowego
Jorku na promocję swoich wspomnień. Fakt ten wywołuje w domu coś w rodzaju katastrofy. Mamy tu dużo humoru sytuacyjnego, wynikającego z faktu, że rozbrykane dzieci, przyzwyczajone do bezstresowego wychowania,
podczas nieobecności matki zaczynają zdrowo rozrabiać i dają się ojcu we znaki. Odnosimy nawet wrażenie, że poczciwy i oddany ojciec staje się ofiarą dzieci. W rodzinie dominuje jednak wzajemna miłość
i przywiązanie.
Autorzy sięgnęli do wypróbowanych schematów komedii satyrycznych i rodzinnych, przepełnionych na przemian ironią, ciepłem i różnymi obserwacjami obyczajowymi. W roli ojca wystąpił Steve Martin, znany
komik, który zrobił karierę w telewizyjnych programach satyrycznych. Wszyscy wykonawcy ról dziecięcych, od najmłodszych do najstarszych, zostali dobrani trafnie pod kątem ich charakterystyczności. Każde
dziecko wydaje się tu odrębną indywidualnością.
W sumie trzeba powiedzieć, że Fałszywa dwunastka jest filmem w zabawny sposób afirmującym życie rodzinne. Można zarzucić filmowi, że niektóre żarty i wybryki dzieci zostały ukazane w sposób zbyt trywialny.
Nie przesłania to jednak pozytywnej oceny tego pogodnego utworu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu