Doceńmy kobiety, które nie porzuciły gdzieś swoich dzieci, ale zdecydowały się na urodzenie ich w szpitalu i przekazanie je w dobre ręce.
Z Zofią Dłutek, dyrektorem Katolickiego Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Warszawie - rozmawia Irena Świerdzewska
Irena Świerdzewska: Niedawno posłowie LPR zgłosili projekt tzw. rekompensaty dla matki oddającej dziecko do adopcji. Jak Pani ocenia ten pomysł?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zofia Dłutek: Uważam projekt za nieprzemyślany. Nie dziwię się osobom oceniającym go jako „kupczenie dziećmi”. Matka i ojciec w świetle obecnych przepisów mają prawo wyrazić zgodę na przysposobienie ich dziecka przez rodzinę. Nie ponoszą żadnych kosztów związanych z tą czynnością prawną, nie jest im też proponowana żadna rekompensata finansowa. Wydaje się, że propozycja LPR nie wpłynęłaby ani na zmniejszenie liczby aborcji ani na ograniczenie przypadków dzieciobójstwa. Na decyzję kobiet mają wpływ mechanizmy innej natury.
- Jakie to mechanizmy?
Reklama
- Wczoraj odebrałam telefon od 20-letniej dziewczyny. Jest w dziewiątym tygodniu ciąży. Mieszka z rodzicami, mają dobrą sytuację finansową. Nie wie jak powiedzieć rodzicom, że jest w ciąży. Chłopak, który jest ojcem dziecka, nie wydaje się być najlepszym kandydatem na męża. Dzwoniąc do telefonu zaufania „Pomoc matce, życie dziecku”, dziewczyna uparcie pytała czy może przerwać ciążę. Jej żadna rekompensata finansowa nie była potrzebna, niezależnie od tego czy będzie wynosić 2400 zł czy 6800 zł. Ona miała inne plany życiowe, na przeszkodzie których stanęła nieoczekiwana ciąża.
- Jak często zdarza się, że kobiety, które zdecydowały się oddać dziecko do adopcji, utrudniają potem przysposobienie dziecka w innej rodzinie?
- Jeśli przyszła matka współpracowała z nami przed urodzeniem dziecka, zwykle nie zdarzają się tego rodzaju problemy. Choć nie jest to regułą. Trudności występują nawet wtedy, gdy matka angażuje się w rozwiązanie sytuacji prawnej, np. kiedy kobieta nie ma rozwodu cywilnego z mężem, a ojcem dziecka jest inny mężczyzna. Matka często nie wie, w której części Polski znajduje się metrykalny ojciec dziecka. W takich sytuacjach sąd nie wyda zgody na przysposabianie dziecka w innej rodzinie, póki tamten nie zaprzeczy ojcostwa lub nie zrzeknie się dziecka. Staramy się za wskazaniem matki poszukiwać ojca dziecka, nieraz występować jako mediatorzy w rozmowach. Są wreszcie przypadki, kiedy matka porzuca dziecko w szpitalu. Sama nie posiada dokumentów tożsamości, nie ma meldunku, np. mieszka na działkach. W takich sytuacjach można się tylko cieszyć, że nie porzuciła dziecka gdzieś w komórce, ale przyszła urodzić je w szpitalu. Jednak możliwość przekazania dziecka rodzicom adopcyjnym wyraźnie się oddala. Trzeba wdrożyć poszukiwania matki, wyrobić metrykę urodzenia dziecka, ustalić jego opiekuna prawnego. To kwestia kilku miesięcy.
- A inne powody, dla których opóźnione jest przekazanie dziecka do rodziny adopcyjnej?
Reklama
- Zwykle spowodowane jest złym stanem zdrowia dziecka oraz brakiem kandydatów na rodziców. Jeśli mamy zgłoszone do ośrodka dziecko, to najpierw szukamy wśród swoich zakwalifikowanych par kandydatów na rodziców. Jeśli nikt z nich nie może podjąć się wychowania takiego dziecka, wtedy zobowiązana jestem w ciągu miesiąca przekazać kartę do wojewódzkiego banku danych, stamtąd rozsyłane są karty do wszystkich ośrodków w naszym województwie. Jeśli przez miesiąc nie ma zgłoszenia rodziny, która mogłaby wejść w kontakt z tym dzieckiem, karty przesyłane są do centralnego banku danych. Dopiero po 3 miesiącach dziecko przekwalifikowane jest do adopcji zagranicznych.
- A problem starszych dzieci przebywających w domach dziecka, których rodzice mają ograniczoną władzę rodzicielską?
- Tu dochodzi kwestia dbałości o zasadność pobytu dziecka w placówce. Według naszego kodeksu rodzinnego powinna być ona badana co pół roku. Zwykle jednak sędziowie nie mają czasu, by przeprowadzić tą weryfikację. Same placówki często nie sprawdzają tej zasadności, ponieważ obawiają się, że z braku podopiecznych mogłyby upaść. Czasem rodzice naturalni choć nie interesują się dzieckiem latami, nie są pozbawieni władzy rodzicielskiej, a dzieci w takim przypadku nie mogą trafić do rodziny adopcyjnej.
- Jak zatem ocenia Pani drugą część projektu LPR, aby sąd w ciągu 30 dni od złożenia wniosku podejmował decyzję o przysposobieniu dziecka w rodzinie?
Reklama
- Życzyłabym mu powodzenia, bo teraz termin to jest często dobra wola sędziego rodzinnego i jego możliwości. Wiemy, że sądy są bardzo obciążone pracą. W 1995 r. z 30 dni do 6 tygodni wydłużono
okres, po którym rodzina naturalna może wyrazić zgodę na adopcję jej dziecka. Decyzję uzasadniano wówczas prawem obowiązującym w krajach Unii Europejskiej. Jeśli taki był rzeczywisty powód, to trudno
będzie teraz przywrócić zmiany. W zakresie adopcji obowiązują nas też międzynarodowe przepisy jak Konwencja Haska. Mówią one m.in. o tym, że agencje adopcyjne i rodziny naturalne z procedur adopcyjnych
nie mogą czerpać żadnych zysków. Wypłacanie kobietom rekompensat za adopcję byłoby więc wbrew ustaleniom konwencji podpisanej przez nasze państwo.
Projektodawcy proponują też skrócić z 6 do 4 tygodni od urodzenia dziecka okres, po którym rodzice mogą wyrazić zgodę na przysposobienie dziecka w rodzinie...
Odnośnie propozycji LPR uważam, że 30 dni to wystarczający czas na podjęcie decyzji przez kobietę, natomiast co do innych zmian w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym byłabym ostrożna. Ten kodeks nie
jest taki zły, a nieprzemyślane zmiany doprowadzą do wystąpienia sprzecznych przepisów. Dobrze byłoby uświadomić sobie, że podstawową kwestią jest dobro dziecka.
- Każdy dzień opóźnienia w adopcji działa na niekorzyść na rzecz dziecka...
Reklama
- Już okres życia prenatalnego ma wpływ na kształtowanie się osobowości. Im dłużej dziecko przebywa w placówce opiekuńczej tym bardziej narażone jest na wystąpienie choroby sierocej, której skutki
mogą występować w jego dalszym życiu.
Sytuacja dziecka pozbawionego opieki rodzicielskiej staje się dość trudna. Nawet jeśli znajdzie się ono w rodzinie adopcyjnej dość szybko, na podstawie tymczasowego postanowienia sądu o okresie styczności
z dzieckiem. Takie postanowienie sąd może wydać jeszcze przed postanowieniem o adopcji. Wtedy wiadomo już, że dziecko zostanie w tej rodzinie, ale ciągle jeszcze ma inne nazwisko, PESEL, zameldowanie
itd.
Niektóre dzieci adopcyjne ze względu na stan zdrowia mają zwykle gorszy start w życie. Mają niższą wagę urodzeniową, potrzebują dodatkowej wizyty neurologa, trzeba bardziej nad nimi czuwać np. pod
względem okulistycznym. Tymczasem w przychodni zakłada się im kartę na ich pierwotne nazwisko i PESEL. Potem rodzina musi zmienić dziecku dane na karcie w sposób publiczny. Panie rejestratorki nie wiedzą
jak to zapisać w bazie komputerowej. Jak ma być w tej sytuacji realizowane prawo zapewniające dyskrecję rodzinie adoptującej? Jawność adopcji, do której przekonujemy rodziców nie polega na tym, aby wszyscy
wokoło wiedzieli, jaki był pierwotny adres jego matki.
- Brak dyskrecji dotyka też kobiety, które chcą urodzić i oddać dziecko do adopcji, ale obawiają się opinii swojego otoczenia...
Reklama
- W Warszawie rodzi się stosunkowo dużo dzieci z innych powiatów Polski. Te kobiety chcąc zachować anonimowość szukają pomocy w placówkach na terenie naszego województwa. Z kolei te placówki nie
zawsze mogą je przyjąć, bo mają środki na pomoc dla osób ze swojego powiatu. Trzeba się zastanowić czy nie powinny być zarezerwowane pieniądze z budżetu centralnego na te cele. Jeśli my zgłosimy dziecko
do powiatu, z którego pochodzi matka, nie zapewnimy jej dyskrecji. Może dojść do sytuacji, że będzie wolała zabić dziecko, porzucić je, jak o tym czasami słyszymy, niż urodzić w godziwych warunkach i
dać mu szansę na rodzinę adopcyjną w możliwie krótkim czasie.
- Co mogłoby przyspieszyć procesy adopcyjne?
Usprawnienie tych procedur, które już istnieją. Nie twórzmy barier tam, gdzie ich nie ma. Potrzebna jest dobra znajomość prawa przez osoby zajmujące się tymi sprawami: opiekunów społecznych, pracowników
socjalnych w szpitalach i domach dziecka, pracowników sądów rodzinnych. Potrzebne są środki na szkolenia.
My, pracownicy ośrodka często występujemy jako prawni opiekunowie dzieci, co także skraca drogę adopcyjną. Składamy w sądzie sprawozdania z wizyt w rodzinie preadopcyjnej, z kontaktów rodziny z dzieckiem.
Bywają sprawy adopcyjne wymagające wielomiesięcznego wysiłku i współpracy z sądem. I tu jest apel do sądów rodzinnych, żeby traktowały te sprawy priorytetowo. Nie może dochodzić do takich sytuacji,
że słyszymy w sądzie: „siedmiomiesięczne dziecko, to jeszcze małe bo nosi pieluchy”. Trzeba tu przypomnieć, że pobyt tego dziecka w państwowej placówce wiąże się z wysokimi kosztami z budżetowych
pieniędzy. A tymczasem rodzice adopcyjni z wielką wdzięcznością wzięliby już dziecko do domu. Oczywiście takie sytuacje nie zdarzają się często. Regułą jest pozytywne nastawienie do adopcji.
- Szybkość adopcji zależy więc w dużej mierze od ludzkiej dobrej woli...
-... także od nastawienia społeczeństwa i stwarzania przez nie dobrego klimatu do adopcji. Osoba, która chce oddać dziecko nie może być napiętnowana. Inaczej oceniałam rodziców tych dzieci kiedy pracowałam w domu dziecka. Nosiłam w sobie wiele agresji do nich. Zmieniłam zdanie, kiedy zaczęłam pracować w ośrodku adopcyjnym. Nie można łatwo ferować wyroków. Może zamiast tego warto pomodlić się za tych rodziców. Przeznaczyć jakąś kwotę na ośrodki, żeby mogły lepiej zająć się ich dziećmi. Kupić matce lepsze pożywienie czy leki, by dziecko urodziło się w lepszej kondycji. Nauczmy się dostrzegać to ziarenko dobra, miłości. Doceńmy kobiety, które nie porzuciły gdzieś swoich dzieci, ale zdecydowały się na urodzenie ich w szpitalu i przekazanie je w dobre ręce.
- Dziękuję za rozmowę.
Dla zainteresowanych:
Katolicki Ośrodek Adopcyjo-Opiekuńczy
ul. Ratuszowa 5, Warszawa, tel./fax. (22) 618-92-45
www.adopcja.org
e-mail: katolickiosrodek@adopcja.org