W XVI w. nadszedł dla Całunu czas spokoju. Po wielu perypetiach wędrujące niejednokrotnie z rąk do rąk płótno złożono w katedrze turyńskiej. Stopniowo jego sława, jak i zainteresowanie pochodzeniem czy
autentycznością malały. Oświeceniowe trendy następnych wieków nie sprzyjały kultowi relikwii i przez to uroczyste pokazy stawały się coraz rzadsze.
Od 25 maja do 11 czerwca 1898 r. uroczysty pokaz Całunu uświetnił turyńską wystawę sztuki sakralnej. Było to dopiero 24. wystawienie płótna od ponad 300 lat. Prezentacje - mimo że rzadkie
i dokonywane zazwyczaj bez rozwijania płótna umieszczonego w ozdobnym relikwiarzu - silnie oddziaływały na sztukę sakralną. Niektórzy artyści mieli okazję poznać wizerunek na Całunie i to oni właśnie
zapoczątkowali przedstawianie scen z Męki Pańskiej, w których gwoździe wbite są w nadgarstki Chrystusa, a nie w Jego dłonie, jak było dotychczas przedstawiane w tradycji ikonograficznej. Nowe odkrycia
techniczne dokonane w XIX w. pozwoliły na jeszcze lepsze poznanie płótna. Jednym z nich było wynalezienie techniki utrwalania obrazu metodą fotografowania.
Co ujrzał Secondo Pia?
Reklama
Ekspozycja Całunu podczas wystawy sztuki sakralnej stała się dla Secondo Pii okazją do utrwalenia rzadko oglądanego płótna na kliszy fotograficznej. Całe przedsięwzięcie napotykało od początku na szereg
trudności. Zdjęcia Całunu można było robić tylko w nocy, za dnia bowiem relikwia wystawiona była na widok publiczny. Płótno było zawieszone wysoko nad ołtarzem - należało więc zbudować odpowiednie
rusztowanie. 25 maja wszystko było przygotowane do wykonania zdjęcia. Pozostała jeszcze do pokonania ostatnia przeszkoda: oświetlenie, które było wówczas migotliwe, nie dawało możliwości odpowiedniego
naświetlenia kliszy. Zastosowane przysłony z matowego szkła na reflektorach pękły na skutek gorąca. Pierwsza próba zakończyła się fiaskiem.
Następna próba, dokonana 3 dni później, była już bardziej udana. Wykonano wówczas 2 zdjęcia, które zmieniły dotychczasowe spojrzenie na relikwię i stały się źródłem wielu pytań. Na wywołanych negatywach
ukazał się uderzający swoim realizmem obraz. Postać z Całunu ukazała się z niewyobrażalną wyrazistością - nieporównywalnie lepszą widocznością i w sposób o wiele bardziej szczegółowy niż na samym
oryginale. Najbardziej wstrząsająca była twarz, nieprawdopodobnie żywa na czarnym tle. Ponadto okazało się, że na fotograficznym negatywie widnieje wizerunek Całunu w… pozytywie! Samo płótno było
więc negatywem…
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pod lupą nauki
Reklama
Niezwykłe odkrycie Secondo Pii spowodowało naukową wrzawę na temat autentyczności przechowywanego wizerunku. Na czele rozpoczętych szczegółowych badań stanął Paul Vignon. W 1902 r. opublikował swoją pierwszą książkę na ten temat. Sprawiła ona, że wkrótce inni naukowcy rozpoczęli intensywne badania. W latach 30. XX w. francuski chirurg Pierre Barbet przeprowadził badania anatomiczne pod kątem zgodności przekazu Ewangelistów z widocznymi na Całunie śladami męki. Rezultaty porównania pokazały wstrząsającą zgodność. Opis cierpień zadanych Jezusowi znajduje niemalże drobiazgowe odzwierciedlenie na wizerunku z Całunu. Widać bardzo wyraźnie ślady policzkowania i rany na głowie od korony cierniowej o kształcie kolczastej czaszy okalającej całą górną część głowy. Widać też szczegółowo miejsce wbicia gwoździ w nadgarstkach i stopach. Ciało człowieka z Całunu nosi ponadto liczne prostoliniowe ślady, które odpowiadają ranom pozostawianym przez rzymski bicz zwany flagrum, który z reguły zakończony był ołowianymi kulkami. Na wysokości łopatek na plecach jest wyraźny ślad otarcia, jakby od dźwigania jakiegoś ogromnego, szorstkiego, podłużnego ciężaru, a jedno z kolan nosi ślady głębokiego otarcia, jakby od upadku na skaliste podłoże. Z prawego boku widać wypływającą strużkę krwi, a oprócz tego ślady powstałe od jakiegoś wodnistego płynu. Niespodziewanie Janowa relacja o wypłynięciu krwi i wody z przebitego boku Jezusa znajduje potwierdzenie właśnie na grobowym płótnie. Laboratoryjna ekspertyza dowiodła, że na Całunie znajdują się plamy ludzkiej krwi z grupy AB. Milczący świadek Zmartwychwstania przemówił i chce nam powiedzieć jeszcze bardzo wiele…
Dziwnie okrągłe oczy
Intensywne badania wciąż odkrywają nowe tajemnice płótna. Amerykańscy naukowcy badający relikwię w 1978 r. zauważyli na powiekach człowieka z Całunu zgrubienia o okrągłym kształcie. Według ich hipotezy
mogą to być monety kładzione na oczach zmarłego w celu uniemożliwienia ich otwarcia pod wpływem pośmiertnego stężenia mięśni. Zwyczaj ten, choć może wydawać się niezwykły, ma potwierdzenie w wielu pracach
wykopaliskowych. Znaleziono wiele grobów z czasów Jezusa z pieniążkami lub skorupami garnków w oczodołach. Ian Wilson, który jeszcze przed grupą amerykańskich badaczy zwrócił uwagę na niezwykłą okrągłość
oczu twarzy z Całunu, dowodzi, że owe okrągłe przedmioty rozmiarem i symboliką na nich zawartą odpowiadają rzymskiej monecie pochodzącej z 30 lub 31 r., bitej za rządów Poncjusza Piłata i nazywanej
leptonem. Kwestie monet na powiekach to jeden z wielu argumentów przemawiających za pochodzeniem Całunu z I w.
W parze z tymi interesującymi odkryciami idzie wciąż nierozstrzygnięte pytanie o czas powstania płótna i widocznego na nim wizerunku. Liczne opinie głoszą, że płótno może być średniowiecznym falsyfikatem,
co przy nikłych danych historycznych potwierdzających pochodzenie Całunu z I w. znajduje wielu zwolenników. Wydawało się, że w 1987 r. kwestia ta zostanie definitywnie rozstrzygnięta za pomocą najnowszych
metod badawczych.
Święte płótno czy zwykła ikona?
Właśnie w tym roku dokonano pobrania kilku próbek z tkaniny Całunu, które następnie poddano badaniu datacji za pomocą węgla radioaktywnego. Samo badanie przeprowadzono 21 kwietnia 1988 r. w trzech
laboratoriach: w Oksfordzie, w Tucson i w Zurychu. Już 13 października 1988 r. kardynał Ballestro oficjalnie ogłosił wyniki prac, z których wynikało, że Całun pochodzi z przełomu XIII i XIV w.
Wyniki przeprowadzonych badań znajdują jednak wielu oponentów. Zarzuca się niedoskonałość sposobu datacji tkanin węglem radioaktywnym. Wskazuje się, że na tak dziwny wynik mogło mieć wpływ zanieczyszczenie
płótna i próby jego konserwacji w średniowieczu, a także zmiany w strukturze włókien, jakie mógł wywołać pożar, w wyniku którego relikwia uległa nadpaleniu. Są też inne argumenty stawiające kontrowersyjną
datację pod znakiem zapytania.
W Kodeksie Praya - węgierskim, średniowiecznym rękopisie przechowywanym w Bibliotece Narodowej w Budapeszcie, znajduje się wiele miniatur przedstawiających sceny z Męki Jezusa. Na jednej z nich
widoczne jest ostatnie namaszczenie nagiego Chrystusa, ze skrzyżowanymi rękoma i kciukami skurczonymi do wewnątrz. Inna natomiast przedstawia niewiasty przy grobie Pańskim. O dziwo, ukazany tam Całun
nosi na sobie ślady nadpalenia identyczne z tymi, które posiada ten przechowywany w Turynie. W zakłopotanie wprawić może fakt, że Kodeks Praya pochodzi z lat 1192-95. Możemy więc z całą pewnością powiedzieć,
że Całun istniał już na wiele lat przed proponowaną przez naukowców datą powstania.
Kwestia datacji to nie jedyna zdumiewająca zagadka świętego płótna. Ma ono jeszcze niejedno do „powiedzenia”…
Cdn.