Wiosna. Znikający w słońcu śnieg dłużącej się w tym roku zimy kieruje myśli ku zielonym łąkom i lasom, jurajskim szlakom i zaczarowanym zakątkom Załęczańskiego Parku Krajobrazowego. Myśli te pogłębiają
wszechobecne reklamy, promujące zdrowy tryb życia i znajomi, którzy polecają sprawdzone baseny, siłownie, sale gimnastyczne, gdzie w pocie czoła dbają o kondycję. Choć określam siebie jako osobę impregnowaną
na reklamę, poddałam się tej presji. Czekałam tylko na sprzyjający moment napływu nadprogramowej gotówki, bo sport - to sprzęt, a mnie od dawna marzył się rower.
Gdy świat pokryty był jeszcze śnieżnymi poduchami, wyruszyłam na rekonesans po częstochowskich sklepach i hurtowniach z rowerami. Przed sezonem było tu jeszcze pusto, dlatego kolejni sprzedawcy z
godną podziwu cierpliwością wyjaśniali mi najnowsze osiągnięcia rowerowej techniki. Niezrażeni naiwnością pytań, z pobłażaniem udzielali porad i wskazówek wiążących się z rowerowym sportem.
I tak trafiłam do sklepu, w którym młody człowiek pucował przed sprzedażą supernowoczesny dwukół w kolorze niebieski metalik, z nieznanymi laikowi, zatykającymi dech w piersiach urządzeniami. Na moją
uwagę, że jest to chyba „rower dla złodzieja”, pojawił się błysk w oku sprzedawcy, a z jego ust popłynął strumień długo hamowanych słów: „Proszę pani - rzekł - nie trzeba
mieć takiego sprzętu, by zostać okradzionym. W sezonie przed moim sklepem zdarzają się przynajmniej dwie kradzieże w tygodniu. I taka sytuacja jest w całym mieście przed marketami, większymi sklepami
i urzędami. Złodziei znam z widzenia, to kilkunastoletnie chłopaki. Zatrzymałem kiedyś jednego i sprowadziłem policję. Na następny dzień już stał przed sklepem i wygrażał, że wybije szybę”.
Nie zdając sobie sprawy z faktu, że stosuje swoisty antymarketing, młody sprzedawca, znajdując we mnie widocznie odpowiednią osobę do odreagowania ciążących mu na sercu emocji, wyrzucał z siebie kolejne
zdania. I tak poznawałam obraz rowerowej mafii działającej w Częstochowie. Młodzi chłopcy, pochodzący najczęściej z rodzin patologicznych, jeżeli nawet przyłapani zostaną na kradzieży, to po policyjnym
przesłuchaniu zwalniani są ze względu na „znikomą szkodliwość czynu”. Sami nie zajmują się sprzedażą skradzionych rowerów, oddają je do tzw. hurtowni, gdzie rower szybko znajduje nabywcę.
„To profesjonaliści - mówił sprzedawca - żadne zabezpieczenia nie stanowią przeszkody przed kradzieżą. Znamy ich i zna ich policja”.
Opuszczając sklep, biłam się z myślami: kupić czy nie kupić? W okamgnieniu odpływały marzenia o rowerowych wędrówkach po jurajskich szlakach, wypadach na pocztę i do pobliskiego sklepu. Jeżeli kupić,
to jak bezpiecznie korzystać z uroków rowerowego wypoczynku? A tak w ogóle, to jak to rowerowe doświadczenie ma się do akcji „Bezpieczne Miasto”- o której tak głośno w mediach?
Pomóż w rozwoju naszego portalu