Jak z „Konwoju”
Wspomniany wyżej „Konwój” to tytuł filmu z Krisem Kristofersonem, który pamiętam z dzieciństwa. Nigdy nie myślałam, że kiedyś z bliska popatrzę na te wspaniałe, wielkie ciężarówki. Są lśniące, kolorowe i niezwykle lekko, mimo swej masy, suną po drogach. Te ostatnie również jak z filmów. Jedne biegną dołem, inne górą, przecinają się pod różnymi kątami, prawdziwy krwioobieg miasta. Jedną z tajemnic tego, że mimo nieustannie dużego na nich tłoku specjalnie nic się nie dzieje, jest chyba świetne ich oznakowanie. Naprawdę trudno się zgubić. Wszelkie zjazdy opisane i oznaczone są z takim wyprzedzeniem, że nie ma problemu z ustawieniem się na odpowiednim pasie. Zresztą nawet jeśli mimo wszystko coś nam się pomyli, to nie ma problemu z naprawieniem błędu. Zdecydowana większość użytkowników dróg to kierowcy cierpliwi, tolerancyjni i po prostu dobrzy. No cóż, mają w tym dłuższy staż niż my. Sama nie zdecydowałam się na jazdę po „wietrznym mieście” po pierwsze dlatego, że większość samochodów ma automatyczną skrzynię biegów i trzeba by się z nią troszkę oswajać, po drugie najzwyczajniej brakło mi odwagi.
Na amerykańskiej Mszy św.
Na koniec coś z przeżyć głębszej natury. Nie jest tak, że nigdy nie doświadczyłam „innego świata”. Byłam w większości krajów Europy Zachodniej. Miałam okazję kilka razy odwiedzić Sztokholm
i szwedzką prowincję. Wszędzie starałam się nie tylko podziwiać zabytki, dzieła współczesnych architektów czy osiągnięcia cywilizacyjne, przede wszystkim chciałam „dotknąć” życia, pobyć w
prawdziwej, tamtej rzeczywistości. Do tej ostatniej zaliczam, oczywiście, życie religijne. O ile jednak tamta Europa, którą zwiedzałam lat temu naście, nie szokowała jeszcze katolicyzmem odmiennym od
polskiego, o tyle niedzielna Msza św. w amerykańskim kościele była dla mnie dość zaskakującym przeżyciem. To kwestia nie tylko uczestnictwa w niej sporej grupy osób świeckich (w momentach różnych w różnym
stopniu), to również sam wygląd świątyni. Bardzo nowoczesny budynek. Głównie szkło, aluminium i marmur. Duży hol i jeszcze większe wnętrze samego kościoła. W centrum ołtarz, z lewej jego strony tabernakulum.
Ławki opadające w dół. Krzesła miękkie, podobnie klęczniki. W kościele jest bardzo ciepło, więc spokojnie można zdjąć płaszcze. W trakcie Mszy św. wierni zachowują się dość swobodnie. Pan obok mnie czytał
gazetkę parafialną, a kilkuletnia dziewczynka przede mną malowała kredkami kolejne rysunki swojej książeczki. Komunię św. rozdzielają świeccy szafarze. Kobiety i mężczyźni. Każdy wierny przyjmuje Ciało
i Krew Chrystusa. Hostie podaje do ust lub na rękę. W następną niedzielę udałam się do jednego z polskich kościołów. Jak dobrze, że są w Chicago. W większości leciwe, majestatyczne, piękne. Jest w nich
to, co szczególnie dla nas ważne - polska dusza lub jak kto woli - polski duch.
Wróciłam do kraju i do swojej pracy. Znów czytam listy przychodzące do Niedzieli. To jeden z moich obowiązków redakcyjnych, bo zajmuję się również sprawami społecznymi. Codziennie poznaję ludzkie
dramaty, codziennie zastanawiam się, co stało się z Polską, że coraz więcej jej obywateli musi dokonywać wyboru między chlebem a rachunkiem za prąd, lekiem a opłatą czynszu? Dlaczego biedę wypiera coraz
skuteczniej nędza, a nadzieję beznadziejność? Jak zrozumieć, że nagle przestała opłacać się produkcja czegokolwiek, rolnictwo jest niepotrzebne, a zawody typu: szewc, krawiec czy szklarz będą niedługo
znane tylko z podręczników dla klas I?
W latach 80. tysiące wspaniałych Polaków z Zachodu i Ameryki słało paczki do Polski. Pomagali przetrwać nam trudy stanu wojennego, czasy pustych półek. Nie wiem, czy dziś nie potrzebujemy tego wsparcia
jeszcze bardziej. Oficjalne dane mówią o ponad 20% stopie bezrobocia. To wielka armia ludzi pozbawionych środków do życia. Za nimi stoją ich rodziny. Jak dać im nadzieję?
Nie sposób o tym wszystkim nie myśleć, mając w głowie to, co słyszałam i widziałam w Chicago. Gdyby nie zderzenie tych dwóch rzeczywistości moja amerykańska przygoda byłaby dużo milszym przeżyciem,
a tak kończę swoje przemyślenia kolejnym już pytaniem: dlaczego w Polsce nie może być choć odrobinę normalniej?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu