O wymarzone,
z dawna wyśnione,
Kapłaństwo święte!
Jak blask i płomień
w ciszy i gromie -
wciąż niepojęte.
O wytęsknione,
o upragnione,
Kapłaństwo Boże!
Serce i dłonie
wyciągam po nie
i... sam się trwożę
Bo przecież, Chryste, tylko Ty
na Twoją własną wzywasz rolę.
I próżne wszelkie sny,
co Twoją kreślą Wolę!...
O Chryste, Ty sam zawołasz,
gdy zechcesz - a jeśli nie?
Mistrzu! Pochylę czoła,
a jednak odprawię Mszę.
O wymarzona,
od lat wyśniona
Ofiara Święta...
Z dawna czekana,
sercem składana,
wciąż niepojęta...
Czy tęsknię do krzyża? ofiary?
gdy serce wciąż czegoś się boi?
Przyjm jednak poranne dary
z tchórzliwych
nieświętych moich rąk.
Niechże się spełnią nie moje,
lecz Twoje, Chryste,
nadzieje.
Wiem dobrze:
nie możesz zabronić
bym takie sprawował prymicje.
Moja msza radosna,
moja msza codzienna
Ofiara, jak wiosna,
młodzieńcza, promienna
moja msza, moja biała
w tuniceli ze złota -
przez łzy się uśmiechała
do kapłaństwa tęsknota...
Moja msza, moja własna,
me prymicje na co dzień.
Myśli spokojne, czyste,
jak dobry gość
jak przechodzień.
Wiem to, o Mistrzu!
Gdy zechcesz
powiedz mi tak lub nie.
A jednak mi nie zabronisz
tę prostą odprawić mszę.
O święte kapłańskie dłonie,
Bożą znaczone mocą!
Sny mi się tłuką o skronie
o was - i dniem i nocą...
Ale to przecież tak proste
i nie ma problemu w tej treści:
A serca są wkoło radosne,
A serce w dłoni się mieści;
I Matka Boża Bolesna
serce to wzięła w całości.
Więc niechże w nim cisza bezkresna
i ufność błękitna zagości...
16 lutego 1949
Pomóż w rozwoju naszego portalu