Co mówią Ewangelie?
Reklama
Ewangelie kanoniczne są pierwszymi znanymi tekstami, które mówią o prześcieradłach pogrzebowych Jezusa. W przekazie Synoptyków: Marka, Łukasza i Mateusza znajdujemy wzmiankę, że ciało Jezusa owinięte
było w całun, co zgodne jest z żydowskim zwyczajem grzebania zmarłych, których najpierw obmywano, a następnie namaszczano wonnościami i owijano płótnem grobowym.
W przypadku Jezusa pogrzebu należało dokonać jeszcze przed zmierzchem ze względu na rozpoczynające się święto Paschy. To tłumaczyłoby niezwykły pośpiech. Ewangelie mówią, że pogrzebu dokonano „pod
wieczór” (Mt, Łk, Mk), a relacja Janowa mówi wprost, że złożono Jezusa w grobie Józefa z Arymatei, bo „znajdował się w pobliżu” (J 19,42). Na szukanie innego miejsca nie było już
czasu. Nie wystarczyło też czasu na obmycie ciała. Obłożono je jedynie „tymczasowo” bryłami wonności, aby opóźnić proces rozkładu, i obrzęd namaszczenia przełożono na dzień następujący po
święcie. W tym właśnie celu w niedzielę o świcie do grobu przyszły kobiety. Nie wiadomo dokładnie, ile ich było. Według Ewangelii Jana, która podaje wiele interesujących szczegółów, do grobu w niedzielny
poranek przychodzi tylko Maria Magdalena i to ona zauważa, że kamień zamykający wejście jest odsunięty i natychmiast zawiadamia o tym Piotra i Jana. To właśnie ci Apostołowie pierwsi wchodzą do grobu
i oglądają „leżące płótna” (keimena to othonia) i „chustę” (soudarion). Terminem othonia określano najczęściej wszystkie płótna, którymi owijano zmarłego, tzn. całun i opaski którymi
wiązano ręce i otaczano zwłoki okryte całunem. Chustą podwiązywano zwykle podbródek zmarłego. Istotna jest Janowa informacja na temat usytuowania płócien grobowych. Niektórzy teologowie (Ch. de Cidrac,
J. Galot) uznają, że termin keimena należy tłumaczyć „leżące horyzontalnie”, „opadłe”. Miejsce, na którym spoczywały zwłoki wyglądało, jakby ciało „wyparowało”. Był
to na tyle wstrząsający widok, że Jan, co sam podkreśla, ujrzawszy to, uwierzył w zmartwychwstanie.
Kto zabrał płótna?
Nie wiadomo, jakie były dalsze losy grobowych płócien Jezusa. Milczenie Nowego Testamentu na ten temat jest zrozumiałe, gdyż według prawa Mojżeszowego każda rzecz mająca styczność ze zwłokami stawała
się nieczysta i należało ją zniszczyć. Brak jakiejkolwiek wzmianki może świadczyć, że pierwsi świadkowie nie rozpowszechniali faktu posiadania płócien grobowych. Apokryficzna Ewangelia według Hebrajczyków
w cytowanym w II w. przez św. Hieronima fragmencie mówi, że „Pan oddawszy Całun słudze kapłana ukazał się Jakubowi”. Według historyków to wskazówka, że w II w. płótna grobowe Jezusa były znane
wspólnocie chrześcijańskiej i z pewnością przez nią przechowywane.
Z pierwszych wieków pochodzą również inne wzmianki.
Św. Epifan w IV w. w swoim liście do bp. Jana Jerozolimskiego relacjonuje, że widział płótno z wizerunkiem człowieka, o którym mówiono, że jest odbiciem samego Chrystusa. W tym samym czasie papież
Sylwester I nakazuje, aby obrusy na ołtarz były nie - jak dotąd - jedwabne, ale lniane, co przywodziło na myśl tkaninę Całunu. Te wzmianki świadczą, że Całun istniał i był czymś konkretnym
i rzeczywistym dla pierwszych wyznawców. Żadne ze źródeł nie potrafi jednak wskazać z całkowitą pewnością losów tkaniny i jej posiadacza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Całun w ukryciu
Reklama
Pewną wskazówką może być legenda o królu Abgarze, która głosi, że jeden z uczniów Jezusa (spoza grona apostolskiego) ok. 30 r. udaje się do Edessy wioząc z sobą tajemniczy portret. Władca Edessy
Abgar VI zostaje dzięki niemu cudownie uzdrowiony i nawraca się na chrześcijaństwo. W obliczu prześladowań chrześcijan wspomniany portret znika, ukryty prawdopodobnie w murach miasta nad bramą. Pozostaje
tam aż do roku 525, kiedy to groźna powódź niszczy mury miasta i przyczynia się do odnalezienia wizerunku z podobizną Chrystusa określoną jako acheiropoietos, czyli nie uczyniony ręką ludzką. Niektórzy
badacze całunu - syndolodzy (I. Wilson i in.) twierdzą, że wówczas złożono Całun w taki sposób, aby była widoczna tylko twarz Jezusa i umieszczono w ozdobnym relikwiarzu, nazywając go od tej pory
Mandylionem. Ta hipoteza tłumaczy całkowite milczenie historii na temat Całunu w tym okresie i wyjaśnia zagadkowe pojawienie się odbicia oblicza zwanego Mandylionem. Być może obraz nagiego poranionego
ciała poddanego torturom i wydanego na haniebną śmierć nie byłby dobrze przyjęty na Wschodzie i mógłby szokować pielgrzymów. Myśl o Bogu cierpiącym była tak przerażająca, że niechętnie przedstawiano Jezusa
wiszącego na krzyżu. Wszystkie obecnie nam znane wizerunki ukrzyżowania powstały dopiero po V w.
Mandylion pozostawał w Edessie do 639 r., kiedy miasto zostało zdobyte przez muzułmanów. Wizerunek trafił wówczas do Konstantynopola. Źródła mówią, że Całun po pertraktacjach wkrótce powrócił
do Edessy, ale już w X w. cesarz bizantyjski Roman Lekapenos przenosi go uroczyście do Konstantynopola. Prawdopodobnie wtedy odkryto, że osadzony w ramach wizerunek oblicza to Całun grobowy, w który owinięte
było ciało Zbawiciela. Ciągle brakuje jednak dostatecznych dowodów na poparcie tezy o tożsamości Całunu z Mandylionem. Z całą pewnością wiadomo, że w XII w. jakiś całun był przechowywany w Konstantynopolu.
Coraz mniej przy tym wzmianek o Mandylionie…
Całun wędruje na Zachód
Zdobycie Konstantynopola przez krzyżowców wiąże się z ponownym zaginięciem całunu. Wiele wskazuje na to, że w posiadanie relikwii wszedł wówczas jakiś rycerz, który wywozi ją do Europy. Istnieją przesłanki,
że w okresie miedzy 1204 a 1357 r. płótno jest w posiadaniu zakonu Templariuszy.
Według XIII-wiecznej pogłoski Templariusze czczą podczas zebrań tajemniczego „bożka” w postaci głowy mężczyzny z brodą. Aresztowanie wszystkich zakonników i poszukiwania wspomnianego „bożka”
nie dają rezultatu. Również intensywne śledztwo, jakiemu zostali poddani Wielki Mistrz i Preceptor Normandii nie wykazało herezji. Obaj zakonnicy umierają na stosie, zaprzeczając bałwochwalstwu. Dowodem
potwierdzającym istnienie kultu „głowy” jest odkryte w 1951 r. w Templecombe w Anglii malowidło na desce, pochodzące z XIII w. i należące do Templariuszy. Namalowana jest na nim głowa
brodatego mężczyzny łudząco przypominająca wizerunek widoczny na Całunie Turyńskim…
Trudno wyjaśnić, w jaki sposób Całun pojawia się w 1357 r. we Francji i jest w posiadaniu szlachcica z Szampanii Gotfryda de Charny. Dzieje świętego płótna od tego momentu są już doskonale znane.
Od tej pory rozpoczyna się żarliwa dyskusja o autentyczności Całunu. Nie przeszkadza to w publicznych pokazach, które rozszerzają kult tej relikwii. Opiekę nad płótnem sprawują kanonicy z Lirey i Całun
pozostaje pod ich kuratelą aż do 1459 r. Od tego roku przez ponad sto lat Całun wędruje z rąk do rąk, aż do 1578 r., kiedy to zostaje już na dobre złożony w Turynie, pozostając tam aż do dziś.
Przez wieki debata nad autentycznością nie milknie, chociaż widać pewne znużenie i słabnące zainteresowanie sprawą powstania relikwii. Stan taki trwa aż do 28 maja 1898 r., kiedy to nocą Secondo
Pia fotografuje Całun wiszący za szklaną szybą nad głównym ołtarzem katedry turyńskiej. To, co ujrzał tej nocy Pia, rozpaliło na nowo umysły poszukujące odpowiedzi na pytanie: czym tak naprawdę jest Całun?
Cdn.