O o. Władysławie Wołoszynie z racji nadania mu tytułu Honorowego Obywatela Torunia 29 listopada ub. r. pisaliśmy już sporo na łamach Głosu z Torunia (nr 2 z 11.01.
2004 r. i nr 3 z 18.01.2004 r.). Nie można jednak nie zauważyć ciekawej i sympatycznej książki, dotyczącej osoby tego zasłużonego Duszpasterza, jaka ukazała
się nakładem Wydawnictwa UMK (Toruń 2003). Na Ślady obecności o. Władysława Wołoszyna w naszym życiu składają się zebrane przez Bożenę Słomińską wypowiedzi uczestników i świadków
działalności Duszpasterstwa Akademickiego Jezuitów w latach 1963-88 oraz pamiątki, dokumenty i fotografie. Autorka, przed laty związana z tym środowiskiem, w słowie
wprowadzającym do książki napisała, że publikacja jest „mozaiką indywidualnych, subiektywnych opinii o DA, zapisem naszych doświadczeń, przeżyć, refleksji, spotkań, czasem jednostkowych
wydarzeń, które miały wpływ na czyjeś decyzje”.
Zbiór osobistych wyznań najlepiej ilustruje, jak ważną postacią dla studenckiego życia religijnego w Toruniu, a także prywatnie dla studentów i intelektualistów był
w tych latach „Tedy” (pseudonim o. Władysława). Wypowiedzi osób, które dziś piastują ważne stanowiska w życiu społecznym, politycznym i naukowym (wymieńmy
chociażby takie nazwiska, jak: ambasador Stefan Frankiewicz, prof. Artur Hutnikiewicz, prof. Stanisław Dembiński, prof. Włodzimierz Wincławski, prof. Kazimierz Wajda, prof. Andrzej Tyc, prof. Marian Grabowski,
Janina Ochojska, płk Zbigniew Nowek) przepełnione ciepłem, serdecznością i wdzięcznością potwierdzają tezę, że duszpasterstwo o. Wołoszyna było dla toruńskiego środowiska prawdziwą „katedrą
ducha”. DA działające przy kościele Ducha Świętego w latach działalności o. Władysława dziś, z pewnej perspektywy, rysuje się jako dodatkowy i to jeden z najważniejszych
- wydział Uniwersytetu, kształtujący postawy młodych, poszukujących i myślących ludzi. Bo też dobór wykładowców i „mistrzów”, jakich zapraszał „Tedy”,
był imponujący. Budowali oni prawdziwie „duchowy i intelektualny dom” dla przybyłych z różnych stron kraju studentów.
O. Wołoszyn był faktycznie „łowcą dusz”, który „uwalniał umysły”, natomiast prowadzone przez niego duszpasterstwo stanowiło „źródło przemian”, „miejsce nauki
bycia sobą”, dało młodym ludziom „poczucie wolności”, „moralne oparcie”, także „wsparcie w trudnych chwilach” (cytaty zaczerpnięte z publikacji).
Napotkanie o. Wołoszyna określano często jako „dar losu”. Opublikowane wypowiedzi są osobistym świadectwem tego, jak wielu młodych ludzi ugruntowało wówczas swoją religię, a nawet
przeszło drogę „od ateizmu do silnej wiary”.
W tamtych latach kościół Ducha Świętego stanowił najważniejsze centrum życia intelektualnego Torunia. Jak słusznie zauważyła autorka publikacji, Kościół miał i ma wiele ofert dla osób zdecydowanie
wierzących, natomiast poszukujący niejednokrotnie pozostawieni są sami sobie. „To mi się kojarzy z sytuacją, gdy łódź tonie, a ratownicy pracują nad stylem zawodników sekcji
pływackiej, zapominając o rozdaniu kamizelek ratunkowych pozostałym osobom na pokładzie”. Tymczasem Duszpasterstwo Ojców Jezuitów było właśnie propozycją dla wahających się, poszukujących,
zagubionych. „Do nas mogły przychodzić różne osoby, jeśli tylko same nie miały jakichś uprzedzeń. Uczyło to szacunku i tolerancji dla odmiennych postaw” - wspomina Bożena
Słomińska.
Zapewne wielu młodych wówczas intelektualistów miało podobne doświadczenia, jak te opisane przez prof. Mariana Grabowskiego: „Wszedłem do duszpasterstwa (...) z kręgu ludowego katolicyzmu,
w którym nie było miejsca dla intelektualnego pierwiastka. Bezmyślne powtarzanie prawd wiary dokuczało mi i odpychało od Kościoła. O. Wołoszyn pokazywał inną możliwość - rozumu
na usługach wiary. I takie przeżywanie wiary stało się moim. Za wskazanie takiej możliwości jestem wdzięczny”.
Do zebranych przez Bożenę Słomińską wypowiedzi niech mi będzie wolno dorzucić osobiste wspomnienie. Gdy w 1979 r. rozpoczęłam studia w Toruniu i zamieszkałam
w miasteczku akademickim na Bielanach, o DA o. Wołoszyna krążyły już legendy jako o znakomitym ośrodku myśli niezależnej, toteż gdy pojawiało się ogłoszenie o wykładzie
w kościele Ojców Jezuitów, tłumnie nań podążaliśmy. Atmosfera była niepowtarzalna; wokół skupione twarze, kościół pękał w szwach. Zwykle stało się gdzieś z tyłu, w najlepszym
razie podpierając filar, bo o miejscu siedzącym nie było co marzyć. Tematy spotkań były trudne, nie zawsze czuliśmy się dostatecznie dojrzali do ich odbioru, ale fascynowały i pobudzały
do przemyśleń. Skąd ci wszyscy ludzie wiedzieli, że to będzie tak dobry wykład? - zastanawiałam się. Przecież w akademikach lub stołówkach wisiały tylko nieduże kartki z ogłoszeniem,
często zdzierane w tym samym dniu przez działaczy Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Żałowałam, że nie należę do ścisłej grupy studentów skupionych wokół o. Wołoszyna, ale nasz rocznik
przeżył burzliwe lata stanu wojennego i akademickie środowisko bielańskie przyciągnął później na jakiś czas inny, niezapomniany skądinąd toruński duszpasterz, o. Eugeniusz Karpiel, redemptorysta.
Przywiązanie do kościoła Ojców Jezuitów pozostało jednak do dziś. Na niedzielnych Mszach św. o godz. 12.00 spotykało się te same osoby z otoczenia „Tedego”, wśród nich
postać Janki Ochojskiej. Gdy przez moment po ukończeniu studiów rozważałam możliwość wyjazdu z Torunia, uznałam, że boleśnie odczuję brak intelektualnej i duchowej atmosfery świątyni
jezuickiej.
Książka Bożeny Słomińskiej Ślady obecności... pokazuje, jak zasiane przez o. Wołoszyna ziarno pięknie wzeszło i zrodziło w Toruniu katolicyzm dużego formatu. Wiele prawdy jest
w stwierdzeniu Janiny Ochojskiej: „Nie chcę powiedzieć, że «Tedy» wychował chodzące ideały, ale ludzi z krwi i kości, którzy służą Bogu i Ojczyźnie”.
Tak ważne środowisko intelektualne, jakim jest Uniwersytet Mikołaja Kopernika, powinno mieć silną podbudowę w życiu religijnym. Oby ten duszpasterski ośrodek kontynuował dzieło i stale
przyciągał młode pokolenia, spragnione Boga oraz poszukujące prawdy i duchowej głębi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu