Publikujemy pełną treść homilii Prymasa Polski
Siostry i Bracia w Chrystusie,
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Zgromadziła nas tego wieczoru szczególna modlitwa. Jesteśmy tutaj razem, aby polecać Bogu tych, którzy stracili życie, próbując dotrzeć do Europy i na inne kontynenty świata. Nie są to jednak ofiary jakiejś niespodziewanej lotniczej czy morskiej katastrofy. Nie są to rozbitkowie jakiegoś statku na morzu, dla których to, co przeżywają wkrótce się szczęśliwie zakończy. Nie są to ludzie, dla których wszystko, co teraz przechodzą skończy się szczęśliwym happy endem. Są przed nami konkretne imiona naszych sióstr i braci, którzy przelęknieni i zastraszeni uciekali przed horrorem wojny, przed śmiertelnymi ciosami szaleńczych nalotów i bombardowań, przed złem doznawanych krzywd i cierpień, aby znaleźć bezpieczne schronienie. Za chwilę w zanoszonej wspólnie modlitwie usłyszymy te imiona i tutaj je wypowiemy. Przywołane zostaną również konkretne miejsca i sytuacje, w których stracili życie. Ich wszystkich łączy przecież jedno. Mieli w sercu nadzieję, że znajdą ocalenie. Połączyła ich też śmierć, którą spotkali w drodze. Czyżby Bóg o nich zapomniał? Dlaczego nie przyszedł im z pomocą? Dlaczego nie powstrzymał śmierci, która na nich czekała? Czy ich los był Mu obojętny? Gdzie był Ten, o którym śpiewaliśmy przed chwilą w psalmie, że kocha sprawiedliwych, strzeże przybyszów, a sierotę i wdowę ochrania? Gdzie jest Bóg, jeśli na świecie istnieje zło, jeśli są ludzie głodni, spragnieni, bezdomni, wygnańcy, uchodźcy? Ty i ja wiemy, że na te pytania nie ma po ludzku odpowiedzi. Istnieją bowiem takie pytania – mówił nam papież Franciszek w czasie Drogi Krzyżowej w Krakowie – na które nie ma ludzkich odpowiedzi. Istnieje zło, którego wszystkich wymiarów nie da się jedynie po ludzku wytłumaczyć. I nie można go żadną miarą usprawiedliwić. Rozumiejąc naszą bezradność, papież Franciszek zachęcał nas, by w takich sytuacjach spojrzeć na Jezusa i Jego pytać. On sam dał nam już przed chwilą odpowiedź. Znamy ją doskonale wszyscy. Wszyscyśmy ją usłyszeli. A ponieważ do tego momentu, do tej chwili, do tego spotkania, które zapowiadała nam usłyszana przed chwilą Ewangelia - gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie wraz z Nim - mamy jeszcze czas, jeszcze w drodze jesteśmy, użyję czasu teraźniejszego, a nie już przeszłego. Jezus więc mówi: jestem głodny, jestem spragniony, jestem przybyszem, jestem nagi, jestem chory, jestem w więzieniu. Nie, nie mówi mi, że to jest jedynie pięknie brzmiąca metafora. To jest przecież Ewangelia. To jest właśnie Jezus. Jezus, który – jak mówił jeszcze papież Franciszek – jest w nich, w głodnych, spragnionych, chorych i cierpiących, w wygnanych z kraju, w uchodźcach i przybyszach (…) cierpi w nich, głęboko utożsamiony z każdym z nich. Jest On tak zjednoczony z nimi, że tworzy niemal jedno ciało. Ta jedność ciała znalazła szczególny wyraz na krzyżu. Dlatego i my, modląc się za uchodźców, którzy zginęli w drodze do Europy, postawiliśmy dziś w centrum krzyż Jezusa. Zgromadziliśmy się wokół Jezusowego krzyża, bo jak powiedzieliśmy już sobie na początku tego nabożeństwa, tylko tak, tylko wpatrując się w ten krzyż, odnajdziemy oczy i wyciągnięte ręce kobiet, mężczyzn i dzieci – osób, które straciły życie, próbując dotrzeć do Europy. Wpatrując się w krzyż zobaczymy ich twarze, bo – jak mówił jeszcze papież Franciszek – Jezus obejmując drzewo krzyż, objął przecież ich lęk, cierpienie i śmierć. Wpatrując się w krzyż, zobaczymy obecność Boga w Jezusie Chrystusie, obecność Boga w tych wszystkich krzywdzonych i cierpiących, w umierających po drodze do Europy uchodźcach.
Moi Kochani! Czy mało nam już tych strasznych i przerażających obrazów z wędrówki uchodźców, oglądanych niemal co dnia na ekranach naszych telewizorów, śledzonych przez nas na portalach internetowych, opisywanych w prasie, że i tutaj, w kościele, chcemy je sobie jeszcze przywoływać? Ale tylko tutaj nie zamienią się one w chłodny medialny news, lecz zabrzmią dla nas wezwaniem i przypomnieniem, a może nawet wyrzutem sumienia, że nie można pozostać obojętnym, gdy ktoś cierpi, gdy umiera, że nie wolno go wtedy opuścić i zostawić, nie wolno zapomnieć i zlekceważyć, nie wolno przejść obok tego, co się mu przydarza, nie wolno uciec do tak zwanej innej naszej własnej rzeczywistości, nie wolno powiedzieć, że uchodźcy to nie nasz problem. Chyba miał wiele racji papież Franciszek, gdy tam, w miejscu wciąż dziejącej się i nadal trwającej na oczach całego świata, na oczach Europy, na naszych oczach ludzkiej tragedii, tam, na włoskiej wyspie Lampedusie, symbolu i cmentarzysku wyciąganych masowo z Śródziemnego Morza ludzkich zwłok, powiedział, że my chyba utraciliśmy poczucie bratniej odpowiedzialności, popadliśmy w hipokryzję, staliśmy się nieczuli na wołanie innych, przyzwyczailiśmy się do ich cierpienia, do ich śmierci, nie dotyczy nas, nie interesuje, to nie nasza sprawa. Ale to jest właśnie nasza sprawa, bo jest to sprawa Jezusa. Możesz żyć w złudnym świecie, który tak cię zabawi i otumani, który tak cię przestraszy i szczelnie zamknie w sobie, że nic już nie zobaczysz i nie dostrzeżesz poza sobą samym. Możesz prosić – jak mówił w pierwszym czytaniu prorok Izajasz – i zabiegać o bliskość Boga, ale nie widzieć, że tylko wtedy, gdy rozerwiesz kajdany zła, zaczniesz z innym dzielić się chlebem, przyjmiesz tułacza, wtedy prawdziwie Go spotkasz. Wtedy zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On rzeknie: Oto jestem! Mówisz, że przecież szukasz Go dzień za dniem, a jednak nie znajdujesz, nie czujesz Jego obecności. Mówisz jednak, że zależy Ci na Jego bliskości, ale Go nie ma. A może jest właśnie tak, jak tłumaczył w jednej ze swoich środowych katechez papież Franciszek, że jeśli nie staję się bliskim tej cierpiącej kobiety, mężczyzny, dziecka, osoby starszej to nie jestem blisko Boga, bo lekceważenie ludzkiego cierpienia jest lekceważeniem Boga.
Drodzy w Chrystusie! Jesteśmy wezwani, by dostrzec i stać się bliskim tym, którzy potrzebują pomocy. A dziś jesteśmy zaproszeni, by modlić się, by wołać za tych, którzy zginęli w drodze do Europy. Papież Franciszek powiedział na Wawelu biskupom, że istnieje cała reforma, którą należy podjąć na poziomie globalnym, odnośnie do tego zaangażowania, przyjęcia imigrantów. Ale – dodał zaraz – to jest kwestia relatywna: absolutne jest serce otwarte na przyjęcie. To jest absolutne! Z modlitwą, wstawiennictwem uczynić to, co mogę. Nie o dyskusje więc wokół uchodźców nam chodzi. Nie o roztrząsanie tego, czy i jak ich przyjmować. Zróbmy teraz to, co my możemy. Okażmy współczucie, cierpienie wraz drugim. A słowo to wskazuje – jak tłumaczył nam kiedyś papież Franciszek – że wnętrzności się poruszają i drżą na widok ludzkiego zła. Wszyscy przecież możemy mieć otwarte serce – wskazał wtedy jeszcze papież – i modlić się w parafiach. Modlić się i prosić dla siebie o dar łez, o łaskę płaczu nad naszą obojętnością, nad okrucieństwem, jakie jest w świecie, w nas, ale również w tych, którzy bezimiennie podejmują decyzje polityczne czy społeczno-gospodarcze, które otwierają drogę do tych ludzkich dramatów. Dziś jest okazja, by to właśnie uczynić, by to zrobić, by razem stanąć do modlitwy i prosić – tak jak wtedy na Lampedusie prosił papież Franciszek – dla nas o wybaczenie obojętności wobec wielu sióstr i braci, o przebaczenie dla tych, którzy zamknęli się we własnym egoizmie i dobrobycie, który znieczula serce; o wybaczenie dla tych, którzy przez swoje decyzje stworzyli sytuacje, które wciąż prowadzą do tych dramatów i prosić o wieczne życie dla tych, których pochłonęła śmierć, choć tak bardzo pragnęli życia, bo mieli w sercach nadzieję na lepszy świat. Pójdźcie, błogosławieni (…) weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata. Amen.